poniedziałek, grudnia 11, 2023

5282. Z oazy (CCXIV)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, dwa, czynione w cieniu weekendowych wrażeń w po­niedziałek. Czekała na stosiku ponad cztery lata. Nie pomogło, że została mi oso­biście zarekomendowana. Nie ułatwiało sprawy, że na przestrzeni kilku lat parę razy próbowałam, bez skutku, się w nią wgryźć. Tym razem też bym poległa, ale nim to zrobiłam, zdążyłam chwycić, że bohaterka wygląda mi na osobę w spektrum i z ła­two­ścią punktuje szaleństwa tzw. normalnego świata, którego z normalnością łączy wyłącznie przytwierdzona od wieków wytarta etykietka. I poszło!

To czarująca opowieść, któ­ra pozwala nam skon­tak­tować się z tym miejscem w nas, które pod żadnym pozorem nie chce tego, czego życzyłoby nam z całego serca spo­łeczeństwo. Społeczeństwo w swym stadnym nieuświadomionym patologicznym lę­ku, upiera się przy tym, że szczęście wymaga wyłącznie zrobienia pewnych kon­kret­nych rzeczy. Tymczasem wymaga ono również bezwględnego niezrobienia innych.

Świetnie mi szło naśladowanie mimiki i tonu głosu prowadzącego oraz aktorów w filmie instruktażowym, który obejrzeliśmy na zapleczu. Nikt wcześniej nie pokazał mi, jak się uśmiechać i mówić jak normalni ludzie.

🖇

Byłam świetną ekspedientką, gdyż nauczyłam się z podręcznika, co, kiedy i jak robić, ale co ze światem, do którego nie ma in­struk­cji obsługi? Zupełnie nie miałam pojęcia, czy po­tra­fi­łabym za­cho­wy­wać się tam jak człowiek.

🖇

Gdy miałam jeszcze dwadzieścia parę lat, żadne tłumaczenia nie były po­trzeb­ne, bo brak stałej pracy nikogo nie dziwił. Później jednak wszyscy moi rówieśnicy stali się częścią społeczeństwa, wybrawszy karierę albo mał­żeń­stwo; ja jedna nie poszłam żadną z tych ścieżek.
     […]  wszystkie trzy koleżanki dyskutowały w najlepsze, za­kła­da­jąc, że je­stem nieszczęśliwa. A na­wet gdyby tak było, żadna nie pró­bo­wa­ła się nawet zastanowić, czy moje cierpienie rzeczywiście można tak ła­two wy­tłu­ma­czyć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z toku ich ro­zu­mo­wa­nia: „Chcemy, żeby tak było, bo coś takiego łatwiej nam zrozumieć”.

🖇

Ludzie wchodzą z buciorami w życie każdego, kto odbiega od nor­my. Myślą, że mają prawo wiedzieć, co się dzieje. Dla mnie to był problem. Uciążliwa arogancja.

🖇

U ludzi patrzących na kogoś z góry szczególnie ciekawe są oczy. Niekiedy widać w nich strach przed sprzeciwem lub czujność, innym razem świecą wojowniczym blaskiem, jakby mówiły: „Masz inne zdanie, to wal śmiało, nie boję się”; kiedy ktoś gardzi nieświadomie, jego oczy otacza płyn, w któ­rym widać ekstatyczną rozkosz zmieszaną z poczuciem wyższości – by­wa nawet, że gałki oczne pokrywają się błyszczącą warstwą.

🖇

[…]  należy zachowywać się jak fikcyjne stworzenie zwane normalnym czło­wiekiem, którego obraz wszyscy mają w głowach.

🖇

Uderzył w stół, rozlewając trochę herbaty.
     – Wtedy zrozumiałem. Nasz świat niczym się nie różni od tego z neolitu. Mężczyźni, którzy nie polują, i kobiety, które nie rodzą dzieci… Jednostki nie­przydatne dla wioski są usuwane. Wszyscy tak rozprawiają o no­wo­czes­nym społeczeństwie, indywidualizmie, ale do życia tych, którzy nie chcą przy­należeć do wioski, to się wtrącają, naciskają ich, aż w końcu wypędzają ze społeczności.
     – Bardzo pan lubi opowiadać o neolicie.
     – Wcale nie. Nie znoszę! Ale taka prawda, że nasz świat to neolit prze­bra­ny za nowoczesność.

🖇

     – Jak może być pani taka spokojna? Nie jest pani wstyd?
     – Mnie? Dlaczego?
     – Już się pani zestarzała, a ciągle pracuje dorywczo, kandydata na męża pewnie też brak. Dziewica, ale warta tyle, co używany towar. Coś okrop­ne­go. W neolicie błąkałaby się pani po wiosce, za stara na rodzenie dzieci, bez mężczyzny. Balast dla społeczeństwa. Ja to co innego, jestem fa­ce­tem, jesz­cze mogę się odkuć, ale dla pani już przecież nie ma ratunku.
     Shiraha postępował niekonsekwentnie – przed momentem denerwował się, że ludzie mają do niego zastrzeżenia, a teraz krytykował mnie, po­wie­la­jąc mechanizm, którego sam był ofiarą.
     „Człowiek żyjący z poczuciem, że jego prywatność jest gwałcona, pewnie czuje ulgę, kiedy sam atakuje kogoś innego”, domyśliłam się.

🖇

Wreszcie zrozumiałam. […]  Mogę być dziwadłem, mogę nie mieć na jedzenie i umrzeć gdzieś pod murem, ale nie ucieknę od mo­jej prawdziwej natury.

🖇

Odruchowo spojrzałam na swoje odbicie w szybie sklepu, z którego przed chwilą wyszłam. […]  uświadomiłam sobie, pierwszy raz w życiu czując, że istnienie stworzenia, które tam widzę, ma jakiś sens.

Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini, przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz