Dwuniedzielne odliczanie literek, dwa, czynione w cieniu weekendowych wrażeń w poniedziałek. Czekała na stosiku ponad cztery lata. Nie pomogło, że została mi osobiście zarekomendowana. Nie ułatwiało sprawy, że na przestrzeni kilku lat parę razy próbowałam, bez skutku, się w nią wgryźć. Tym razem też bym poległa, ale nim to zrobiłam, zdążyłam chwycić, że bohaterka wygląda mi na osobę w spektrum i z łatwością punktuje szaleństwa tzw. normalnego świata, którego z normalnością łączy wyłącznie przytwierdzona od wieków wytarta etykietka. I poszło!
To czarująca opowieść, która pozwala nam skontaktować się z tym miejscem w nas, które pod żadnym pozorem nie chce tego, czego życzyłoby nam z całego serca społeczeństwo. Społeczeństwo w swym stadnym nieuświadomionym patologicznym lęku, upiera się przy tym, że szczęście wymaga wyłącznie zrobienia pewnych konkretnych rzeczy. Tymczasem wymaga ono również bezwględnego niezrobienia innych.
Świetnie mi szło naśladowanie mimiki i tonu głosu prowadzącego oraz aktorów w filmie instruktażowym, który obejrzeliśmy na zapleczu. Nikt wcześniej nie pokazał mi, jak się uśmiechać i mówić jak normalni ludzie.
🖇
Byłam świetną ekspedientką, gdyż nauczyłam się z podręcznika, co, kiedy i jak robić, ale co ze światem, do którego nie ma instrukcji obsługi? Zupełnie nie miałam pojęcia, czy potrafiłabym zachowywać się tam jak człowiek.
🖇
Gdy miałam jeszcze dwadzieścia parę lat, żadne tłumaczenia nie były potrzebne, bo brak stałej pracy nikogo nie dziwił. Później jednak wszyscy moi rówieśnicy stali się częścią społeczeństwa, wybrawszy karierę albo małżeństwo; ja jedna nie poszłam żadną z tych ścieżek.
[…]
wszystkie trzy koleżanki dyskutowały w najlepsze, zakładając, że jestem nieszczęśliwa. A nawet gdyby tak było, żadna nie próbowała się nawet zastanowić, czy moje cierpienie rzeczywiście można tak łatwo wytłumaczyć. Doskonale zdawałam sobie sprawę z toku ich rozumowania: „Chcemy, żeby tak było, bo coś takiego łatwiej nam zrozumieć”.
🖇
Ludzie wchodzą z buciorami w życie każdego, kto odbiega od normy. Myślą, że mają prawo wiedzieć, co się dzieje. Dla mnie to był problem. Uciążliwa arogancja.
🖇
U ludzi patrzących na kogoś z góry szczególnie ciekawe są oczy. Niekiedy widać w nich strach przed sprzeciwem lub czujność, innym razem świecą wojowniczym blaskiem, jakby mówiły: „Masz inne zdanie, to wal śmiało, nie boję się”; kiedy ktoś gardzi nieświadomie, jego oczy otacza płyn, w którym widać ekstatyczną rozkosz zmieszaną z poczuciem wyższości – bywa nawet, że gałki oczne pokrywają się błyszczącą warstwą.
🖇
[…] należy zachowywać się jak fikcyjne stworzenie zwane normalnym człowiekiem, którego obraz wszyscy mają w głowach.
🖇
Uderzył w stół, rozlewając trochę herbaty.
– Wtedy zrozumiałem. Nasz świat niczym się nie różni od tego z neolitu. Mężczyźni, którzy nie polują, i kobiety, które nie rodzą dzieci… Jednostki nieprzydatne dla wioski są usuwane. Wszyscy tak rozprawiają o nowoczesnym społeczeństwie, indywidualizmie, ale do życia tych, którzy nie chcą przynależeć do wioski, to się wtrącają, naciskają ich, aż w końcu wypędzają ze społeczności.
– Bardzo pan lubi opowiadać o neolicie.
– Wcale nie. Nie znoszę! Ale taka prawda, że nasz świat to neolit przebrany za nowoczesność.
🖇
– Jak może być pani taka spokojna? Nie jest pani wstyd?
– Mnie? Dlaczego?
– Już się pani zestarzała, a ciągle pracuje dorywczo, kandydata na męża pewnie też brak. Dziewica, ale warta tyle, co używany towar. Coś okropnego. W neolicie błąkałaby się pani po wiosce, za stara na rodzenie dzieci, bez mężczyzny. Balast dla społeczeństwa. Ja to co innego, jestem facetem, jeszcze mogę się odkuć, ale dla pani już przecież nie ma ratunku.
Shiraha postępował niekonsekwentnie – przed momentem denerwował się, że ludzie mają do niego zastrzeżenia, a teraz krytykował mnie, powielając mechanizm, którego sam był ofiarą.
„Człowiek żyjący z poczuciem, że jego prywatność jest gwałcona, pewnie czuje ulgę, kiedy sam atakuje kogoś innego”, domyśliłam się.
🖇
Wreszcie zrozumiałam. […] Mogę być dziwadłem, mogę nie mieć na jedzenie i umrzeć gdzieś pod murem, ale nie ucieknę od mojej prawdziwej natury.
🖇
Odruchowo spojrzałam na swoje odbicie w szybie sklepu, z którego przed chwilą wyszłam. […] uświadomiłam sobie, pierwszy raz w życiu czując, że istnienie stworzenia, które tam widzę, ma jakiś sens.
Sayaka Murata, Dziewczyna z konbini,
przeł. Dariusz Latoś,
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2019.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz