Szedł do mnie razem z tomikiem, który musiałam mieć. Czuwał nad tym, by nie zdążyć dojść do mnie przed szpitalem, bo nie byłam na niego przygotowana. Wiedział, co robi! Z perspektywy czasu już wiem, że przed tym tomikiem istotne było, bym przeżuła i i przeżyła najpierw poniższe dwa fragmenty książki, która była lekturą szpitalną:
[…] rozdawanie kart przez los ma w sobie iskrę retrospektywnego geniuszu. Los nie daje nam wszystkich pięćdziesięciu dwóch kart, tylko — powiedzmy — cztery albo pięć. Tak się składa, że są to te same karty, którymi grali nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. Dlatego są takie zniszczone. […] Istnieją ledwo rozpoczęte projekty, wszędzie pałętają się nierozstrzygnięte i niedokończone sprawy. […] Istnieje jednak pewna mała radość w odkryciu, że każdy z nas może dokończyć życie innych, zamknąć księgę, którą zostawili otwartą, i zagrać za nich ostatnią kartą. Cóż mogłoby być bardziej satysfakcjonującego niż świadomość, że uzupełnienie i dokończenie naszej egzystencji przypadnie w udziale komuś innemu, kto nas kocha i kogo my kochamy?
*
Jeśli los w ogóle istnieje, to droczy się z nami za pomocą schematów, które być może wcale nie są schematami, lecz sugerują jakiś zarodek sensu, coś w rodzaju zwiastowania intencji.
André Aciman, Znajdź mnie,
przeł. Tomasz Bieroń,
Wydawnictwo: Poradnia K, Warszawa 2019.
Czekał na mnie dwa dni temu przy kawowym stoliczku. Zachwycił kompletnym brakiem znaków interpunkcyjnych. To nie jest tomik wierszy, to historia. Historia, która nie minęła. Historia, która trwa.
[…] odszedł
do wieczności […]
[…] która musi być
równie piękna jak każdy
z nas jak każde niebożątko
choć tego po nas (póki się
krzątamy) w ogóle nie widać
*
ponoć przeszłość jest wszystkim
tylko nie dniem błogosławionym
brzemiennym błogosławieni którzy
uwierzyli że mamy przed sobą
jutro bo ja niczego nie przewidziałem
*
innymi słowy byłem w wielu
miejscach których wszakże
nie opuściłem bo nie chciałem niczego
uronić ani jednej łzy
*
*
jedna i ta sama
samotność chodzi wokół mnie
i tańczy w deszczu
ponieważ nie jest deszczem
ponieważ nie jest wiatrem
oglądającym się za wczorajszym
chłopcem za tym co przeszłe
*
chłopiec który dokarmia
dwa wyimaginowane psy
przeszłość i przyszłość
z których bliżej prawdy
bliżej ciała znajduje się zawsze
mieszaniec lub zaropialec
*
w poezji wszystko można osiągnąć
i to od ręki matka uniknie
akcji „Wisła” ja zaś akcji „Hiacynt”
*
jesteśmy albo nas nie ma
gdy pracujemy w milczeniu
w kamieniu i odkąd słowo
rozpadło się w pizdu (tak to
się mówi) i zarosło trawą
tak to się robi kiedy chce się
udźwignąć przeszłość (niczym
teraźniejszość) ustawić w świetle
jutrzejszego poranka i spodobać się
sobie zanim ktoś nas wyślizga
*
przez tę pierwszą zacząłem pisać i przez tę
drugą stałem się poetą (zawsze znajdzie się jakieś
dalibóg) i przez tę chorobę matki
jestem dziś wierszorobem przez nic więcej
*
coraz więcej wierszy nie chce
mnie znać nie wiem dlaczego
[…]
poezja nie musi trzymać się kupy
pardon natomiast ojczyzna musi
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki,
Nie dam ci siebie w żadnej postaci,
Lokator, Kraków 2016.
i co z tego skoro przyszedł
Norwid i na moich oczach
wszystko przewrócił do góry
nogami włącznie z poezją
*
i powiedzieliśmy sobie co najmniej
w chujnasób (dlatego nie udzielam
wywiadów) może ten oto tekst
przyśni się komuś innemu i przetrwa
w pierwszej czystej postaci
i nikt na tym nie straci
*
niech trwa rzeczywistość
w swoich ścisłych
granicach (w ścisłych skąpych
a jednak najpiękniejszych)
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz