dwa przedmioty, jeden los.
dwoje ludzi, jeden spacer.
cyk.
149/365
Jabłoń, która nie rodzi, należy wyciąć, usłyszałam.
Jak to jest: żyć, być, śnić i nieprzerwanie marzyć,
gdy prawie ci wmówiono, że jesteś taką Jabłonią?
Jak to jest kwitnąć przez cały rok? Rozkwitać każdego dnia?
Autora wyjęłam z tej wspaniałej książki, ale gdy zaznaczałam do upolowania, okazało się, że jedną jego książkę już czytałam — byłam zachwycona — a nawet obejrzałam z przyjemnością jej ekranizację.
W tę wsiąkłam, jakbym nigdy nie miała trudnej relacji z beletrystyką. Z radością budziłam się w środku nocy, by łyknąć rozdział lub dwa, a potem nie móc oderwać się od trzeciego. Teraz jestem w środku drugiej części tej opowieści. Próbuję nie pożerać, tylko delektować się spotkaniem ze znanymi i nieznanymi jeszcze bohaterami i mieć nadzieję na trzecią część cyklu. Czuję się tak, jakbym przez całe życie czytała wyłącznie beletrestykę.
#A (o pasji):
Niektórzy twierdzą, że hokej jest jak religia, ale to nieprawda. Hokej jest jak wiara. Religia to coś między tobą a innymi ludźmi, jest pełna interpretacji, teorii i opinii. Wiara natomiast… jest tylko między tobą a Bogiem. […]
Ludzie pytają go często o jego „taktyczny sekret”. Nie odpowiada im, bo i tak by nie zrozumieli. Taktycznym sekretem jest miłość.
*
„Talent przypomina wypuszczenie dwóch balonów pod niebo: interesujące nie jest to, który wzbije się szybciej, ale który ma dłuższy sznurek” – zwykł mówić ten stary piernik Sune.
*
— Hę, wiesz, jak cholernie dużo ta odpowiedź mówi o tobie?
— Wiesz, jak cholernie dużo mówi o tobie samo to pytanie?
#B (o życiu społecznym):
Prawie wszystkie dyskusje o tym, jak ludzie zachowują się względem siebie, wcześniej czy później kończą się argumentem o „ludzkiej naturze”. […] Koniec końców kłócimy się więc o to, gdzie leży granica. Jak bardzo możemy być egoistyczni. Jak bardzo powinniśmy się czuć odpowiedzialni za siebie nawzajem.
*
Ludzkość ma wiele trucizn, ale żadnej mocniejszej niż duma.
*
[…] „lojalność”. Uważa się ją zawsze za coś pozytywnego, za coś, na czym opierają się najlepsze rzeczy, które człowiek robi dla innych. Problem w tym, że i najokropniejsze rzeczy, których dokonuje się przeciwko innym, bazują dokładnie na tym samym.
*
Trudne pytania, proste odpowiedzi. Czym jest społeczność?
To suma naszych wyborów.
*
Nienawiść może być niesamowicie stymulująca. Świat staje się łatwiejszy do zrozumienia i mniej przerażający, gdy wszystkich dzielimy na przyjaciół i wrogów, nas i tych innych, dobrych i złych. Najłatwiejszym sposobem na zjednoczenie jakiejś grupy nie jest miłość, bo ta jest trudna i wymagająca. Nienawiść jest za to prosta.
Po pierwsze, na początku każdego konfliktu wybieramy stronę, bo to łatwiejsze niż próba utrzymania w głowie dwóch ewentualności naraz. Po drugie, szukamy dowodów potwierdzających to, w co chcemy wierzyć, co pozwoli nam żyć dalej jak zwykle. Po trzecie, odczłowieczamy naszego wroga. Istnieje na to wiele sposobów, ale najprostszym jest zabranie mu imienia.
*
Jak daleko można się posunąć w obronie swojego wszechświata? Jak wiele w przywództwie zależy od tego, co się powie, a ile od tego, co się przemilczy?
*
Kultura to nie tylko to, co wspieramy, ale również to, na co pozwalamy.
#C (o życiu rodzinnym):
Rodzic jest niczym za mały kocyk. Jakkolwiek próbowałoby się przykryć nim wszystkich, to i tak zawsze ktoś marznie.
*
— Najtrudniejsze w ufaniu nastolatkom jest to, że kiedyś samemu się nimi było. Pamiętam, jak kiedyś z jednym chłop…
— Nie chcę tego słuchać!
— Kochanie, no weź, przed tobą też miałam życie.
— NIE!
Jednym ruchem bierze ją w ramiona, Mira aż traci oddech. Nadal tak na nią działa. Chichoczą jak dwa dzieciaki.
*
Nie potrzeba wiele, by dać swemu dziecku wolność. Potrzeba wszystkiego.
*
— Nie mam wprawdzie dzieci, ale chcesz usłyszeć moją najlepszą radę dla rodziców?
— Tak.
— „Nie miałem racji”. Dobrze znać te słowa.
*
— Gdy byłem mały, ojciec bił mnie, jeśli wylałem mleko. Nie nauczyło mnie to niewylewania. Sprawiło jedynie, że bałem się mleka. Pamiętaj o tym.
*
Jednym z najstraszniejszych efektów żałoby jest to, że jej brak tłumaczymy egoizmem.
Nie da się wytłumaczyć, co pozwala człowiekowi iść dalej po pogrzebie, skleić na nowo rodzinę, żyć w kawałkach. Więc o co w końcu się człowiek modli? O dobry dzień. Jeden dobry dzień. Kilka godzin utraty pamięci.
#D (o najważniejszym):
Wszyscy dorośli mają takie dni, kiedy czują, że to już koniec. Kiedy nie wiedzą już, o co tak cały czas usilnie walczą, kiedy rzeczywistość i codzienność przytłacza i nie wiadomo, jak długo da się jeszcze radę. Fantastyczne jest to, że wszyscy mogą przetrwać bez załamywania się dłużej, niż im się wydaje. Przerażające, że nigdy nie wiadomo, jak długo.
*
Miej w dupie pozostałych, skup się na tym, na co masz wpływ.
*
— Nie wiem — odpowiada szczerze David.
Sune zostawia go z tymi słowami. Koniec końców to jedyne, czego możemy żądać od drugiego człowieka. Przyznania się, że nie wie się wszystkiego.
*
I jeszcze jedno. Nigdy nie jesteś sam. I nigdy nie byłeś. Musisz tylko wybrać towarzystwo.
Fredrik Backman, Miasto niedźwiedzia,
przeł. Anna Kicka,
Sonia Draga, Warszawa 2020.
(wyróżnienie własne)
#E (o znakach drogowych):
Obawa może być wewnętrznym prawem grawitacji, obkurczać duszę.
*
Robię krok w tył tylko po to, by nabrać rozpędu.
*
Istnieje cienka granica między życiem a przeżyciem, ale pozytywnym skutkiem ubocznym bycia zarówno romantyczką, jak i wojownikiem jest to, że człowiek nigdy się nie poddaje.
*
— Mogę ci jakoś pomóc?
— Kochaj mnie.
(tamże)
Dzień Ojca jest dla nas — Białego Kruka i mnie — świętem ruchomym. W tym roku dopadło mnie ono na gigancie. Przez telefon wymienialiśmy wrażenia. Ubawiliśmy się setnie nie tylko z powodu limeryków, ale również z powodu kompozytorów, którzy stanowili dla Autora pretekścik, a dla nas źródło uśmiechu.
Nie lubiła [W. Szymborska] niechlujstwa, uważała, że w poezji niepoważnej trzeba poważnie traktować reguły.
*
— […] Wytłumacz mi, jak to jest, ty tak ot, strzepujesz z palca te rymy, te pomysły, te koncepty?
— Nie wiem, naprawdę nie wiem, na czym to polega. Trochę do tego podchodzę jak do krzyżówki czy jolki. Tam też są ograniczenia, ileś sylab, ileś liter i sens musi się zmieścić.
*
Był donos na Szostakowicza,
że się z fiskusem nie rozlicza,
a ściślej, że w corocznym PIT-cie
zapomniał raz o jednej suicie.
Przyszli panowie w czarnych butach
i mu zaczęli grzebać w nutach
i wygrzebali mu, niestety,
jeszcze smyczkowe trzy KWARTETY.
*
[R.A. Schumann]
Dopiero jako stary ramol
napisał słynny KONCERT A-MOLL
*
Wbijając w wieko trumny ćwiek „Wiem
– rzekł Mozart – będzie z tego REQUIEM”.
*
Mówiła kiedyś matka Griega,
że wpierw chciał być pilotem MIG-a,
po roku zmienił swą decyzję
i chciał założyć telewizję.
Ojciec tłumaczył mu: „Edwardzie,
nie bądź aż w takiej awangardzie.
Najpierw się naucz, co to kwinta
i napisz – czy ja wiem? – PEER GYNTA?”.
*
Był organistą Gabriel Fauré,
lecz się otrząsnął w samą porę
i rzekł, wzdychając: „Kto od rana
wciąż ma utkwiony wzrok w organach,
temu się nigdy nie ułoży
życie intymne. To mnie trwoży!
Może gdy schowam gdzieś organy,
ułożę coś na kształt PAVANY?”.
*
Był kompozytor Albinoni.
Ludzie mówili „Albin” o nim,
albo niektórzy wręcz „Tomaso”,
bo ni to sado, ni to maso-
chistyczne miewał on skłonności
wobec łykanej wciąż żywności.
Gdy raz zjadł penne con formaggio,
mlasnął i skrobnął swe ADAGIO.
* * *
Limeryki
czyli przykład obsesji, która nakazuje podróżować wyłącznie do takich miejsc, których nazwy ciekawie się rymują, i to dwukrotnie
*
Raz masochista spod Warki
poczuł pociąg do glebogryzarki.
Gdy wszedł w nią (jak w masło),
wnet życie w nim zgasło.
Dziś sobą użyźnia tu parki.
*
Raz Polak, zwiedzając Timbuktu,
rzekł: „Jak to jest? Bóg tam i Bóg tu?”.
Może nasz kler liczny
monoteistyczny
im system wprowadzić by mógł tu?
*
Raz pisarzowi w mieście Nakło
czegoś tam z dnia na dzień zabrakło,
przez co w dewocję wpadł, niestety,
zaniedbał wino, śpiew, kobiety,
no i pisarstwo mu wyblakło.
*
Matematyczce z miasta Milicz
przyśnił się raz Władimir Iljicz
i rzekł: „Nauki córko! Czy
wypada ci śnić sen ten czczy?
Zbudź się i cyfry w liczbie PI licz!”.
* * *
Poznałem kiedyś gorącą Włoszkę,
ale poznałem ją tylko troszkę,
chciałem dogłębnie, bom jest fantasta,
ale syknęła mi tylko „basta!”.
*
Wie najgłupsza to niedojda,
jak to trzeba słuchać Freuda.
Kiedy nie wiesz, co co znaczy,
Freud ci wszystko wytłumaczy.
Kiedy śni się coś dziwnego,
Freud wyjaśni ci dlaczego.
Kiedy bredzisz przypadkowo,
Freud zrozumie każde słowo.
*
Powszechna moda na depilację
wpędza w depresję oraz frustrację.
By się im nie dać – spójrzmy na bazie:
sierść nie przeszkadza baziom w ekstazie.
Michał Rusinek, Limeryki i inne wariacje,
Znak, Kraków 2014.
Kupiłam tę książkę w przeddzień wyjazdu na rehab, bo kocham wszystkie książki Autora. Była dostępna dopiero w dniu premiery, trzy dni później. Dokładnie w tym dniu znalazła się na czytniku.
Delektowałam się nią od pierwszego akapitu. Czy to książka obowiązkowa dla nieuleczalnie chorych? Nie wiem. Śmiem twierdzić, że nie trzeba czekać na chorobę, która da ci czas, by nad sobą pracować — niektóre nie są łaskawe, zabijają w mgnieniu oka.
Świat potrzebuje twojej uważności, twojej świadomości tego, co się dzieje.
*
Poczucie osamotnienia i izolacji często karmi nasze lęki i umożliwia im wzrost.
*
Kontakt z tym, co piękne i uzdrawiające wewnątrz nas i wokół nas, wymaga codziennej pielęgnacji — a tę możemy osiągać we wszystkich prozaicznych czynnościach.
*
Niebezpiecznie jest pozostawać na poziomie intelektu. Silne emocje są jak sztorm, a pozostawanie w pozycji stojącej podczas sztormu grozi wielkim niebezpieczeństwem. A jednak to właśnie robi większość z nas, gdy zostajemy wytrąceni z równowagi. Upieramy się, by stać podczas sztormu uczuć, a wówczas jego fala nas zalewa.
*
Mając świadomość nietrwałości, możemy traktować innych z większą miłością i zrozumieniem.
*
Nawet pośród cudów chwili obecnej zdarza się, że nękają cię liczne trudności; lecz jeśli popatrzysz głęboko, dostrzeżesz, że wciąż masz około 80% pozytywnych rzeczy, z którymi utrzymujesz łączność i które cię cieszą. Dlatego nie pędź. Powróć do chwili obecnej. Postępując tak, pielęgnujesz skupienie i widzisz wszystko głębiej i jaśniej. To ćwiczenie jest bardzo proste, ale niezmiernie ważne.
*
Gdziekolwiek idziesz, twoja praktyka idzie z tobą.
*
Kiedy przyglądamy się uważnie kartce papieru, dociera do nas, że obecny jest w niej cały Kosmos: światło słońca, drzewa, chmury, ziemia, minerały, dosłownie wszystko — poza jedną rzeczą: oddzielnym ja. Kartka papieru nie może być oddzielnie.
*
Droga na zewnątrz prowadzi do wnętrza.
*
Mistrz zen Linji mawiał: „Nie jest cudem chodzenie po wodzie czy ogniu. Cudem jest chodzenie po ziemi”.
Hanh Thich Nhat, Lęk. Co warto wiedzieć, by przetrwać burzę,
przeł. Jolanta Kozak i Mariusz Orski, Czarna Owca, Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)
Wszyscy potrzebujemy zmiany na lepsze. Jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem. Jesteśmy ogrodnikami, tymi, którzy pomagają kwiatom rosnąć. Jeżeli rozumiemy, kwiaty będą rosły pięknie. Dobra wola nie wystarcza; musimy się nauczyć sztuki uszczęśliwiania innych. Sztuka jest esencją życia, a istotą sztuki jest uważność.
*
Być kochanym to znaczy przede wszystkim być zauważonym jako istnienie.
*
Odkąd rozpoczęła się tak zwana wojna z terroryzmem, wydaliśmy miliardy dolarów tylko na to, by nasilić agresję, nienawiść i lęk. Nie udało się nam zlikwidować agresji, nienawiści i resentymentu, ani w ich zewnętrznych przejawach, takich jak terroryzm, ani, co ważniejsze, w umysłach ludzi. Przyszedł czas, aby przemyśleć ten problem i znaleźć lepszy sposób na osiągnięcie pokoju w sobie i na świecie. Jedynie poprzez praktykę głębokiego słuchania i łagodnego porozumienia możemy usuwać fałszywe percepcje będące fundamentem lęku, nienawiści i agresji. Fałszywych percepcji nie da się usunąć bronią.
*
Jesteśmy sobie nawzajem potrzebni, aby praktykować solidność, wolność i współczucie, dzięki którym będziemy w stanie przypominać sobie, że zawsze jest nadzieja.
(tamże)
Jej druga była moją pierwszą i spowodowała, że ibukosknera nie miał nic do powiedzenia. Nie patrzyłam, musiałam mieć i pożreć, bo przecież nie przeczytać.
Precyzja, z jaką Autorka przekształca otaczającą rzeczywistość w słowa, frazy i zdania, godna jest pozazdroszczenia. Pomysł na wyginanie osi czasu fantastyczny i, jakby było mało, genialny portret — zachwycona jestem wciąż.
Poczta zawsze wygląda tak samo. Jest jak Polska w skali mikro. Makieta najważniejszych symboli i mieszanina czołowych mitów narodowych. To największy znany mi dom handlowy, który nie jest domem handlowym. Eldorado pełne kalendarzy z przepisami na mięso z siostry Anastazji, kolorowanek z sarmatami i naklejkami gratis, ręczników z wyszytymi złotą nicią tytułami honorowymi Mąż i Żona oraz foremek do pieczenia drożdżowej baby dla baby. Arsenał gier i zabaw familijnych, w tym obowiązkowo: kart do Piotrusia, podróżnych wersji farmera i domino, oraz antystresowych piłek gniotków z balona i mąki – mąki z białych, polskich, heteroseksualnych ziemniaków. Oczywiście chcę mieć wszystko.
[…]
W kolejce przede mną czeka jeszcze tylko trzydzieści osiem osób. Ale system obsługi klientów jest sprytny i działa tak, że mało kto daje radę wytrwać do końca, zachodzi tym samym selekcja naturalna. Niektóre osoby biorą numerek, sprawdzają, ile osób przed nimi, i nie wytrzymują presji, więc wychodzą od razu. Oszacowawszy swoje siły, przekładają najczęściej wizytę na przyszły rok, do którego odliczają dni, wypróbowując w tym czasie przepisy karmelitanek na każdy posiłek Anno Domini 2018. Niektórzy ścinają włosy i udają raka (to ja), żeby dostać specjalne punkty i móc szybciej podejść do okienka z niemiłą panią. Oprócz tego kobiety pożyczają na ulicy dzieci, a mężczyźni pożyczają kobiety, które pożyczają dzieci, aby prosić o litość i wysunąć się na czoło kolejki.
*
11 listopada ugotowałam Polsce zupę. Zaprosiłam do mieszkania sto osób, ale niestety przyszło tylko piętnaście (w tym ja). Być może inni bali się wychodzić tego dnia z domu. Ja też się bałam i bały się moje psy.
*
Znajomy moich znajomych na emigracji spotkał 11 listopada master chefa luksusowej nowojorskiej restauracji. Ten człowiek powiedział mu, że uwielbia polską kuchnię i że kucharze na całym świecie szanują ją, ponieważ polskie zupy to jedna z najoryginalniejszych rzeczy na świecie. W USA gotuje się tylko znaną wszędzie pomidorówkę, zupę rybną albo dyniową od święta. W Polsce robi się zupę ze wszystkiego, co rośnie, z każdej materii organicznej, którą zrodziła ziemia. Z warzyw i owoców, trawy, starego chleba, zepsutej kapusty, krwi, grzybów, rzeczy jadalnych i niejadalnych. Grochówkę w wielkim kotle, niczym skoncentrowaną polskość, i różowe zupy z buraków, przypominające deser. Zupy na ciepło i zimno, na każdą porę roku i dnia – rano zupę mleczną, a na obiad, kolację i lunch zupę wytrawną, kwaśną, słodką, słoną lub ostrą. Zupy wszystkich kolorów i konsystencji. Kremy i zupy z fakturą. Jedyne w swoim rodzaju, zupy jak nigdzie indziej, dzięki którym Polskę można poznać od zupy strony i ona jest dokładnie taka: czasami wydaje się niejadalna, dziwna, taka, że lepiej nie wiedzieć, z czego jest, i aż nie chce się brać jej do ust. Ale nadal rozmyślasz o niej, o tej zupie, i zastanawiasz się: co za kraj. Do niczego niepodobny. Polska taka, że lepiej nie wiedzieć.
*
Najgorsze, co można zrobić, kiedy szuka się sensu w życiu, to znaleźć Normalną Pracę. Wiem to z doświadczenia.
*
Nie urodziłam w życiu ani jednego małego powstańca, nie wynalazłam żadnego pierwiastka, nie dorosłam, nie znalazłam męża ani żony, nie nauczyłam się rozmawiać z ludźmi, nie byłam ani razu na siłowni Core Fitness, nie upiekłam chleba na zakwasie, nie wzięłam kredytu we frankach i nie wyhodowałam pomidorów na balkonie.
Dorota Kotas
(ur. 1994)
Czasami jestem z siebie mimo wszystko zadowolona. Sama nie wiem, jak to możliwe, ale zdarza się. Wchodzę wtedy w stan wielkiej mobilizacji i próbuję dobrze wyglądać. Wymyślam dla siebie na później zdania ratunkowe, które mnie pocieszą i uratują, kiedy wszystko wróci do normy. Zapisuję je sobie na kartkach, a kartki zostawiam potem w różnych miejscach. Na przykład wśród przypraw – między oregano a wędzoną papryką trzymam świstek z napisem: „Przecież nie jest tak źle”. W pudełku z pyralginą: „Twój pies na ciebie liczy”. Gdzie indziej znaleźć można też: „Wszystko będzie w miarę dobrze” oraz: „Zmyj naczynia”.
*
Codziennie staram się zrobić tylko jedną rzecz, która nada mojemu życiu minimum sensu, ilość niezbędną do przetrwania. Sens jest w cenie; wszyscy go pragną. A ja odkryłam sposób na to, żeby zapewniać go sobie w trybie 24/7 i na poziomie dziesięciu punktów w skali Apgar; nigdy nie jestem na głodzie, bo ta metoda naprawdę działa, ma sens oraz daje go, czyli jest wydajna w dwustu procentach. W skrócie: wszystko polega na tym, żeby nie przesadzać.
Dorota Kotas, Pustostany,
Niebieska Studnia, Warszawa 2020.
Czekałam na tę książkę od tej rozmowy. W dniu premiery miałam ją na stosiku i ona zaczęła czekać na mnie. Długo czekała, by być jedyną, którą czytam. Podczytywałam, licząc na to, że w końcu zacznie się książka o czymś innym niż wielokrotnym, do utraty tchu i świadomości orgiastycznym baletem. W końcu zaczęła się książka, a gdy tak się stało, bardzo szybko się skończyła, bo nie była czytana, lecz połykana.
Książka ta była też ostatnim sznureczkiem łączącym mnie z polską polityką. Cztery tygodnie politycznego detoksu za mną. Zdecydowanie lepiej mi się żyje bez. Subiektywnik cytatów rozdzieliłam na dwie grupy, by nie mieszały się perspektywy.
Na gigancie zapytałam, skądinąd sympatycznego, zwolennika partii małych ludzi, jak sobie radzi z historią pana Obitka (bit to jedna ósma bajta) i uczciwością finansową Pinokia. Chciałam dowiedzieć się z pierwszej ręki zwolennika rządzących. Poziom jadu i nienawiści do ludzi, którzy bez zachwytu do rządzących, przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Wszystko jasne: jestem zdrajcą narodu. Więcej pytań nie miałam.
Nie ma powrotu, bo nie ma do czego wracać. Niby wszystko jest, ale jest czym innym i gdzie indziej, kiedy indziej. […]
Dlatego nie ma powrotu do tamtego życia. Muszę zmienić wszystko, nie jakiś modus vivendi ani modus operandi, ale wszystko. Albo umrzeć.
*
Jest jak miękki żółw ukryty w twardej skorupie: nie lubi okazywać uczuć, boi się jak my wszyscy. Ze strachu tłumi emocje, a one wzbierają w nim i szarpią od środka jak psy. Otępia się, żeby ich nie słyszeć. Dotąd łudziłem się, że nie upadłem jeszcze tak fatalnie jak oni, ale obserwując ten ping-pong terapeuty z Filipem, zapisałem w zeszycie: „Czeka mnie gigantyczna praca”.
*
Przykleiła się do mnie natrętna myśl o niewiarygodnym, hollywoodzkim scenariuszu odwrócenia fatalnego losu i powrocie do życia pełnymi garściami. Starałem się poskromić wybujałą wyobraźnię, ale człowiek nigdy nie traci nadziei. Nawet jeśli to tylko iluzja i chwilowa fascynacja, to nie wytłumaczysz sobie tego, nie ostudzisz zapału. […] Mój entuzjazm to z pewnością najkrótsza droga do rozczarowania i rozpaczy. Ale z drugiej strony, „jak można porzucić nadzieję?”.
*
[…] wszyscy mamy swoje demony i w tym jesteśmy do siebie podobni. Trzeba uruchomić osobistą duchowość, do niej się odwołać, z niej czerpać. Tylko gdzie ona teraz się podziewa, dokąd zawędrowała, jak się do niej dostać?
*
Czy kiedykolwiek udało się komuś dokonać radykalnej zmiany w sobie? Czy da się wyciąć raka poranionych pokoleń? A może to tylko literackie i filmowe bujdy albo poradnikowe mądrości?
HARPER: Jak się zmieniają ludzie?
MORMOŃSKA MATKA: To się wiąże z Bogiem, więc nie jest to miłe. Bóg paznokciem kciuka rozcina skórę od gardła do brzucha, zanurza w tobie swoją wielką brudną łapę, chwyta twoje krwawiące flaki, a ponieważ one wyślizgują się z tego uścisku, chwyta je mocniej, bezlitośnie i szarpie, szarpie, aż wyrwie ci wszystkie wnętrzności, co za ból! Tego się nie da opisać. A potem wpycha je z powrotem, brudne, poskręcane, poszarpane. Sama musisz je pozszywać.
HARPER: A potem wstać. I iść na spacer.
MORMOŃSKA MATKA: Na spacer z poskręcanymi flakami.
HARPER: Tak się zmieniają ludzie.
// Tony Kushner, Anioły w Ameryce.
*
Smutek i depresja to żałoba.
Odbyć żałobę, to zmierzyć się z życiem takim, jakie jest. No filter.
*
Moje trzy prawdziwe związki sam zniszczyłem: pierwszy naiwnością, drugi niewiernością, trzeci nadmiernym, bezbronnym zaangażowaniem. I oto jestem sam jak palec w dupie losu.
*
Heterycy całe życie tkwią w związkach z niekochanym lub niekochającym. Pedały przynajmniej z tym nie mają problemu. Gdy gaśnie uczucie i namiętność, po prostu rozstajemy się i koniec opowiadania. Nie ograniczają nas: małżeństwo, hipoteka, teściowie i dzieci.
*
W obliczu zbliżającej się śmierci boimy się samotności, dlatego wolimy znosić to, co jest nieznośne. Ale mnie mniej przeraża perspektywa samotnej starości niż życie w ciągłym napięciu, w gnieździe nienawiści. Życie, w którym wywraca się oczami na każde słowo i każdy gest tego drugiego […]. Tej tortury nie zrekompensuje milion szklanek wody podanych do łóżka.
*
Kocham cię, nie mam już żalu,
wyplułem wszystko, zostało puste naczynie,
nie ty je napełnisz.
Amen
*
Moja bliska znajoma Sonia […] napisała:
[…] No więc jestem tą chodzącą ideologią. I tak sobie chodzę i godzę. A wasza walka ze mną „jest piękna, jest obroną fundamentów naszej cywilizacji, wszystkiego co w polskości najlepsze” (Lisiewicz). tak, #jestemlgbt
Jacek Poniedziałek, (Nie)dziennik,
W.A.B., Warszawa 2021.
Marni ludzie urządzają marny świat, bo nie wiedzą, że może być inaczej.
*
W Meksyku ludzie tej samej płci mogą zawierać małżeństwa. Restrykcyjnie egzekwuje się prawa kobiet, państwo konsekwentnie walczy z przemocą domową i wszelkimi przejawami nierówności. Ich cywilizacja liczy trzy i pół tysiąca lat. Za rok mają stać się siódmą gospodarką świata, w ciągu dziesięciu lat – piątą. Ale to MY wiemy lepiej. Polacy lubią myśleć o krajach Ameryki Łacińskiej jako o biednych, a co za tym idzie, zamieszkanych przez ludzi zacofanych, prymitywnych, odrażających, brudnych i złych. Rzeczywistość rozpaczliwie temu przeczy. […] Otrząsamy się na samą myśl o tym, co inne, zamiast dotknąć, powąchać, wziąć do ust, wymieszać ze śliną, powdychać molekuły, zjeść to i przetrawić. My samych siebie nie lubimy, my mamy siebie za gorszych i głupszych, dlatego boimy się konfrontacji z Innym. Nie dopuszczamy myśli, że ten, którego chcieliśmy uznać za gorszego, ma jednak szersze horyzonty, ciekawsze życie, a przede wszystkim więcej luzu. Bo co by wtedy było z nami? Kim byśmy byli, gdyby się okazało, że nie mamy powodu czuć się lepszymi nawet od takich dzikusów Metysów? Tego byśmy nie znieśli, bo my nie umiemy odpuszczać. Przyznanie komuś racji przekracza nasze możliwości. Uznanie Innego traktujemy jak akt kapitulacji, bezradności, słabości, uległości i „miękiszostwa”.
*
Boże, dokąd myśmy doszli, gdzie myśmy się wszyscy znaleźli? W jakiej głębokiej, ciemnej i ponurej dupie?! Gdybym był piętnaście lat młodszy, wyjechałbym z tego piekła. […]
Piłsudski miał świętą rację, że naród wspaniały, tylko ludzie kurwy. Czuję podobnie. Kocham i zarazem nienawidzę. […]
Jeszcze parę lat temu nikomu by to nie przyszło do głowy, nikt by nie uwierzył w ten scenariusz, że przyjdzie opętany żądzą władzy paranoik, rzuci coś o wymianie elit lub o piętnowaniu kulturalnych wrogów, a zahipnotyzowany tłum będzie mu entuzjastycznie bił brawo.
*
Zawsze mnie zastanawia i rozwściecza ciche oswajanie się społeczeństw z okrucieństwem i kłamstwem.
*
Nie chciałbym zagrać po prostu zaciekłego wroga kleru, z politowaniem i satysfakcją patrzącego, jak się młody księżulo ośmiesza naiwnością i niewiedzą o szatanie, aniołach i demonach. Wolałbym raczej pokazać człowieka w rozsypce, okaleczonego przez katolicką większość, zrozpaczonego z powodu nieudanych egzorcyzmów. Chciałbym zagrać kogoś, kogo zatruwają demony pychy, nieczystości i „złości wszelakiej”. Kogoś, kto został zaszczuty przez katolickich sąsiadów, kogoś świadomego pogromów i gwałtów.
*
Wciąż mam w sobie wiarę w kroplę, która drąży skałę, ale na razie widać tylko zapaść, regres i mrok. Jednego życia na tę zmianę nie wystarczy.
*
[…] Jeana-Paula Sartre’a: „Nie jest istotne, co z nas zrobią, ale co sami zrobimy z tego, co z nas zrobiono”. Te słowa towarzyszą Eribonowi, odkąd je po raz pierwszy przeczytał. Chciałoby się powiedzieć: „No to jazda, panowie, do dzieła: róbmy coś z tym, co z nas zrobiono!”.
(tamże)
bez dwóch zdań i kwadratu pikseli trzy ciepłe myśli. o trzech kociarach. trzecią ma pewna kotka z Ębo.
147/365
to, co nas powstrzymuje, to nie rzeczywistość. tylko to, co o niej myślimy. przyszło do mnie i zachwyciło.
143/365
mogę już spokojnie nie doskakiwać do poprzeczki, którą sobie od zawsze bardzo wysoko stawiam. mogę — jak napisała janina bąk — przejść pod nią. nie są to obniżone standardy czy folgowanie sobie, lecz przyjemność delektowania się życiem tu i teraz, gdy zrobiło się wszystko, co było na ten moment możliwe.
141/365
nici — nie będzie dziś ani zdjęcia, ani słów. jest istota wyjęta z kriokomory — wiecznie głodna i senna, ale szczęśliwa.
na ostatniej prostej do snu zagadało do mnie to zdjęcie:
— pamiętasz o delikatności ciała?
139/365
kilkanaście dni temu spotkało nas w pierwszej rozmowie moje ferrari — zachwyciło go. dziś miał piekną koszulkę — zachwyciła mnie. cyk.
137/365
Jabłoń:
(na pierwszym spacerze-rekonesansie,
zaskoczona spotkaniem,
cyk i posłała
Sadownikowi namiastkę „ich” kwiatów)
Dokładnie 23 lata temu Ty,
dzisiaj ja.
Uparta pięknie.
I piękna.
Naucz się docierać do ciszy w swoim wnętrzu i pamiętać, że wszystko w życiu ma swój cel.
// Elisabeth Kübler-Ross (1926–2004)
Profesora Saxifraga:
Smagliczka górska
Biały Kruk:
(dziś napisał i zdjątko drzewka
rajskich jabłuszek załączył)
Nalewka kwitnie.
wszystko – co ważne w życiu – przychodzi w swoim tempie. i w swoim czasie. poganiając, niczego nie przyspieszysz, tylko przeoczysz wiele istotnych i pięknych chwil.
136/365
[suplement pikselowy: 10.06.2021]
nawet wobec realnych, dużych ograniczeń wciąż możesz potraktować swoje życie w kategoriach potencjału i możliwości. po ostatni swój oddech. ty możesz, dla mnie to brzmi jak plan, niepodlegający żadnym dyskusjom.
135/365
czekałam na te zajęcia ponad tydzień. drugi rząd ćwiczących utworzyłam swoim ferrari, nie rozumiejąc dlaczego. żuraw, lew, góra, niedźwiedź, wyciąganie szczura — pod koniec zajęć wiedziałam dlaczego: cyk!
133/365
radość jest kluczem do mojego życia — odkryłam dziś podczas ćwiczeń w basenie.
gdy ulatnia się radość, to tylko znak, że chcę w tej chwili czegoś innego niż to, co właśnie oferuje mi życie w swym niezmierzonym bogactwie. najczęściej w takich chwilach, niczym rozkapryszone dziecko, chcę czegoś więcej, mocniej, szybciej, choć wcale nie wiem po co.
132/365
[suplement pikselowy: 1.07.2021]
czasem wieczorna złota godzina bywa pierwszą godziną dnia, gdy czuję, że żyję. widok z okna w łazience wynagrodził mi dzisiejszy trud mierzenia się z pierwszym tego roku upałem. wynagrodził z nawiązką.
131/365
ludzie świętujący życie.
wśród „swoich”. w słońcu.
129/365
Rozwiń w sobie zainteresowanie życiem takim, jakim je widzisz; w ludziach, w rzeczach, w literaturze, w muzyce — świat jest tak bogaty, wprost tętni skarbami, pięknymi duszami i ciekawymi ludźmi. Zapomnij się.
// Henry Miller
przysiąść się do „tu i teraz”. poczuć, jak się rozpycha, nie pozostawiając miejsca na tęsknotę, strach czy żal. robi to bez słów.
128/365
i co z tego, że jednego chłopaka wolę od wszystkich książek* świata. oczarowana o zgodę na cyk poprosiłam. i cyk.
127/365
______________
* swoją drogą te skarpetki można przeczytać na dwa sposoby: ekstrawagancki i radykalny. zamiana kolejności dwóch słów i ciach – natychmiast zmienia się użyty kwantyfikator.