wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Na początku był... Dudi. Miałam zamiar zrobić Sadownikowi niespodziankę na wieczór i kupić film przez Dudiego polecony: Kupiliśmy zoo. Niestety, nie ma go jeszcze w sklepach. Trzeba poczekać. Gdy więc opuszczałam świątynię drukowanego i ruchomego stało się. Pewna książka złapała rękaw mego strachu. Nic sobie nie robiła ze szlabanu na drukowane pod koniec miesiąca. Trzymała i nie puściła, dopóki nie kupiłam i nie dotarłam do ostatniej strony.
Ta książka oswaja okrutne, niewyobrażalne i nie do przeżycia. Dotyka kilka tabu i spuszcza z nich odrobinę powietrza. Pozwala zobaczyć trudny do odkrycia inny punkt widzenia. Dodaje otuchy, że tak trudną drogą można kroczyć nie gubiąc do końca wiary w sens życia. I najważniejsze, otrzeźwia, uruchamia w tempie natychmiastowym ukrytą w nas zdolność do docenienia wszystkich wokół nas. Bo to książka wcale nie o śmierci. Śmierć w tej książce jest tylko bezwzględnym scenografem, głównym bohaterem pozostaje... Życie.
Pogryzdoliłam tę książkę w bardzo wielu miejscach. Ponieważ w kończącym się właśnie tygodniu miałam przyjemność znaleźć się w samym środku wiecznego konfliktu rozum–intuicja, fakty–przeczucia pokochałam sposób, w jaki podchodzi do tego Barbara:
Dorastałam w czasach i w społeczeństwie, w którym liczy się tylko to, co można zobaczyć. Mój umysł nauczył się uważać siebie za bardzo ważny. On chce zobaczyć. Chce wiedzieć. Chce dowodów. Siedzi sobie z ironicznym uśmieszkiem na moim karku i pilnie nadstawia uszu, kiedy ktoś do niego apeluje.
Jak na przykład lekarz, który w Wielki Piątek pojawił się na obchodzie w szpitalu i z chłodnym uśmiechem skonstatował:
— To miło, że pani śpiewa swojemu synkowi piosenki. Mam nadzieję, że zdaje sobie pani sprawę, że robi to pani tylko dla siebie? Nie robi pani tego dla jego duszy. Dusza bowiem ma swoją siedzibę w mózgu, a mózg pani syna jest, niestety, martwy. Ale jeśli to pani pomaga, proszę śpiewać dalej.
Mój rozum łapie moje serce i zaczyna nim szarpać na wszystkie strony.
— No i? Co ty na to?
Moje serce zamiera. Dopiero, kiedy znowu nastaje spokój i umysł przestaje mówić, znajduje właściwe sobie odpowiedzi.
Dziękuję tym wszystkim, którzy wierzą, że biologia to jedyne, co się liczy. Bez tych ludzi nie byłoby tych wszystkich leków i maszyn, które przez trzy, cztery dni podtrzymywały moje dzieci przy życiu. Bez nich nie mogłabym przeżyć tych ważnych dni w szpitalu, kiedy moje serce prowadziło rozmowy z dwiema duszyczkami, które dawno już nie potrzebowały niczyjego mózgu, by unosić się na niebie.
Moje serce zastanawia się, co ci ludzie, których umysły są tak wielkie i mądre, czuliby siedząc przy łóżku swoich umierających dzieci. Czy umieliby odnaleźć drogę wydostania się z rozpaczy? Czy potrafiliby jeszcze odnaleźć sens życia?
— Tak — twierdzi moje serce.
W miłości do ludzi, którzy jeszcze żyją. W miłości do Ziemi i żyjących na niej stworzeń. Znaleźliby pocieszenie w tym, że ich własne życie też kiedyś dobiegnie końca i że nie będzie już tego Ja, które odczuwa ból. Właśnie dlatego postanowiliby też możliwie sensownie i dobrze wykorzystać pozostały czas,
Moje serce chyli czoła przed tymi ludźmi i ich odwagą. Następnie spogląda w górę, tam, gdzie powinny być anioły, które nie dają się złapać i których istnienia nie da się udowodnić. Dziękuje za to, że wolno mu w nie wierzyć. Wreszcie delikatnie ujmuje rozum za rękę i na ucho zdradza mu tajemnicę:
A wiesz, co zwróciło moją uwagę? Że tak naprawdę to obydwoje w coś wierzymy.
Ty wierzysz, że istnieje coś, co można zobaczyć. A ja wierzę w to, że istnieje coś więcej niż tylko to, co można zobaczyć. To, w co wierzymy, pozornie nas dzieli. A jednak łączy nas coś wspólnego: fakt, że z taką chęcią w coś wierzymy.
Łączy nas też coś jeszcze, coś, co wydaje mi się o wiele ważniejsze od wszystkiego, co nas dzieli: miłość. I ty, i ja ją znamy, i ty, i ja w nią wierzymy. Ty wiesz, jak i kiedy ona się objawia, ja z kolei, w czym się wyraża i w jaki sposób jej dowieść. Ja wiem, gdzie ona jest, kiedy akurat jej nie widać.
Jak to dobrze, że jesteśmy oboje, ty i ja!
Barbara Palch-Eberhart, Cztery minus trzy.
Jak powracałam do życia po utracie najbliższych,
Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2012.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz