wpis przeniesiony 2.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
[ranek]
(zapomniała, że mężczyzna to istota, która jak coś robi, to nie gada)
Jabłoń:
(z zakłopotaniem na twarzy do milczącego Sadownika)
Coś się stało?
Sadownik:
Nie.
(po chwili, bo gdy przepuściła owo „nie” przez słoje, to wyszło jej,
że może jednak coś się stało i to złego)
Jabłoń:
Zły na mnie jesteś?
Sadownik:
Noooo! Mów, mów! To bardzo ciekawe…
Może powinienem być na ciebie zły, tylko nic o tym nie wiem…
Jabłoń:
(o krok od skruchy, gotowa spróchnieć)
Nie jestem od piątej rano na nogach, nie latam wokół ciebie…
Sadownik:
No tak, koszulę prasowałem sam… buty musiałem sobie wyczyścić sam…
i najgorsze… kanapki do pracy też robiłem sobie dzisiaj sam!
Jabłoń:
Ja bym taką żonę rzuciła!
Sadownik:
O, nie! Mylisz słowa. Nie rzucił, tylko wyrzucił.
(po upływie teatralnej pauzy)
Wiesz, co mnie powstrzymuje?
Musiałbym spakować wszystkie książki,
by poszły sobie razem z nią.
Jabłoń:
Czyli zostaję. Super!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz