czwartek, lutego 05, 2015

(1240+2=1030+51+161). Idzie nowe

 wpis przeniesiony 13.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ostatnia moja książka w papierze to męskie pisanie. Za mną pierwsza w mym życiu elektroniczna książka. Też męskie pisanie, męska perspektywa. Ludzka potrzeba miłości, zrozumienia i sensu. Wiedziałam, że lekko nie będzie. Nie było.

To nie jest książka (trzy części) dla osób homoseksualnych, pomyślałam. To książka dla heteryków. Dla większości seksualnej, której dobrze by zrobiło zastanowienie się nad sobą, dobrze by zrobiło poddanie w wątpliwość choć na chwilę oczywistych oczywistości, które zwyczajnie krzywdzą ludzi w sposób niewyobrażalny. Nie ma boga, który mógłby to usprawiedliwić. Jeśli jest, to nie jest bogiem prawdziwym. Kropka.

To czas na tęsknotę i na smutek, ale także na wdzięczność i spokój. Wszystko może się zmieścić w tej chwili.

*

     — Po śmierci robią z nas znów hetero.
     — Może tylko w ten sposób mogą po nas płakać! — wyrzucił nagle z siebie Rasmus, który wcześniej długo leżał w milczeniu, słuchając pozostałych.

*

To nie tak, że skończyła się miłość. Kochają go nad życie. Zawsze go kochali. Są też pewni jego miłości do nich.
     Tylko że zrobił coś, czego on nigdy by nie zrobili. Postawił im warunek dla swojej miłości.
     Powiedział: jeśli nie akceptujecie mnie takiego, jaki jestem, to nie ma dla was miejsca w moim życiu.
     Wtedy naprawdę się przerazili.
     Mimo to próbowali argumentować. Powiedzieć to, co uważali za oczywiste.
     Mówili: Ale nasz najukochańszy syneczku, ty taki nie jesteś! Znamy cię! Wiemy. Kto może to wiedzieć lepiej od nas? Twoich rodziców. Może wydaje ci się, że taki jesteś. Twierdzisz, że tak jest. Ale tak naprawdę i w rzeczywistości wewnątrz siebie nie jesteś taki!

*

     — Dlaczego miałbym pokazać ci mój smutek? Wcale byś go nie zaakceptował.

*

Definicja tego, czym jest godne życie, ulega poszerzeniu. Kurczą się oczekiwania, człowiek czepia się życia, nadspodziewanie wielu się go trzyma, mimo niewyobrażalnego cierpienia, fizycznych męczarni, licznych upokorzeń i poniżenia. To jednak przedziwne, jak niewiele trzeba, żeby życie wciąż było warte życia.

*

Nie będzie dobrze, ale może być lepiej.

*

Można rozpaczać i tęsknić, ale można też cieszyć się wspomnieniami. Momentami przestajesz o tym myśleć, a potem znów to na ciebie spada. Lata płyną i przechodzą w dekady, Benjamin starzeje się i w końcu jest już w stanie myśleć, że może trzeba się pogodzić i być wdzięcznym za tę łaskę, iż kiedyś mogło się dzielić swoją mała chwilę z kimś innym, tę chwilę, którą mieli na ziemi. Że w swoim życiu mógł kochać kogoś, kto jego kochał.

*

Nigdy nie jest się tym, kim było się wcześniej.

*

Brakuje mu tchu, podpiera się laską.
Pożyczony czas. Zużyty.
Tak naprawdę już się skończył.
To już nadgodziny.

*

Kiedy dorastali, homoseksualizm ciągle jeszcze uznawano za chorobę i w szkole mogli się dowiedzieć, że cierpią na seksualne zwyrodnienie, są nienormalni.
     Gdy on i Rasmus się zaręczyli, społeczeństwo, w którym żyli, odmawiało homoseksualistom prawa do wspólnego życia.
     Kontaktując się z urzędami, musieli zawsze podawać, że są nieżonaci i samotni, bez względu na to, jak długo już żyli razem jako kochankowie i partnerzy życiowi.
     W końcu, w roku 1987, uchwalono ustawę o związkach partnerskich, a niedawno nareszcie wyrażono zgodę na małżeństwa osób tej samej płci — wspaniale pomyśleć, że gdyby Rasmus żył, mogliby być dziś małżeństwem.

*

Bo wolność nie jest czymś, co dostaje się w prezencie. Wolność trzeba zdobywać.

Jonas Gardell, Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek. [Część] 3. Śmierć,
przeł. Katarzyna Tubylewicz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz