wpis przeniesiony 25.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
I kto by pomyślał? Ja nie. Reportaż nie wchodzi — już, póki co, a może tylko przez chwilę? Może pogoda, temperatura, coraz krótsze dni? Opanowała mnie potrzeba fikcji, powieści, historii zmyślonych. Innymi słowy, jestem teraz pies na sens w sen beletrystki zaklęty. Zachłannie, ale bardzo wolno teraz czytam. Ewidentnie jestem na końcu jednego ze swoich światów.
Czekał, uspokajał umysł, gromadził cierpliwość. Cierpliwość nie przychodziła mu łatwo.
*
To nie otworzy żadnych drzwi, rewolwerowcze. Najwyżej zamknie je raz na zawsze.
[…] Musisz zacząć tam, gdzie kończy się świat.
*
[…] spadał… spadał w górę.
*
— Nie rozumiem tego!
— Ja też — przyznał rewolwerowiec. — Ale coś się dzieje.
*
Więc idź. Są światy inne niż ten.
*
Niektórzy żywią się miłością, która nawet w tych smutnych złych czasach pojawia się w pradawnych miejscach…
*
Roland potrząsnął powoli głową. Zdał sobie sprawę, że tkwi w tym jakaś nauka, nie jasna i pogodna, lecz coś, co było odwieczne, kalekie i okryte rdzą.
*
Ciekawiło go, kiedy po raz pierwszy upadnie. Nie chciał upaść, mimo że nikt na niego nie patrzył. To była kwestia dumy. Rewolwerowiec wiedział dobrze, co to takiego duma — ta niewidzialna kość, która usztywnia kark.
*
— Długich dni i przyjemnych nocy, cudzoziemcze.
— Ty miej ich dwa razy tyle.
Stephen King, Roland. Mroczna Wieża I,
przeł. Andrzej Szulc,
Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz