wpis przeniesiony 25.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Dziś popłakałam się z powodu jedzenia. I nie dlatego, że było ostre, bo nie było. Wszystko, co dziś zjadłam na obiad, włącznie z deserem owiane było tęsknotą za Bliźniaczą Rodziną. Ale to też nie był powód do łez. Byliśmy po raz pierwszy w miejscu, w którym podawanemu jedzeniu towarzyszy Intencja, by karmić z sercem (kliknij w obrazek poniżej).
Rozmarzyłam się na głos Sadownikowi: widzisz, gdyby każdy człowiek pracował z intencją zgodną z jego sercem, ten świat wyglądałby inaczej. I popłynęły łzy wdzięczności, że to Miejsce, że w nim Sadownik, że w nim ja, że to wspaniałe jedzenie — spiętrzenie ogromnych przywilejów.
Do dziś miałam dwa powody, by pracować. Pracowałam, by móc studiować i pływać. Od dzisiejszego popołudnia mam tak:
Żyję po to, by kochać.
Pracuję, by studiować, pływać i jeść.
Żyję i pracuję, by smakować chwile.
Postanowiłam — sukcesywnie — zjeść całą kartę romesco. Zapomniałam z kronikarskiego obowiązku dodać, że gdy weszłam tam, oświadczyłam: przyszłam zakochać się w tym miejscu. Trudno byłoby tego nie zrobić.
A gdy wyszliśmy z postanowieniem powrotu, pomyślałam, że po raz pierwszy w życiu nazwisko Reymonta dobrze mi się kojarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz