Kryminał to pewnie cieniutki — domniemam, bo nie jestem właściwą osobą do oceny książki w ramach gatunku, który reprezentuje. Mam ją od dnia premiery, bo przecież czekałam na nią prawie rok, ale dopiero przedwczoraj chwyciłam na ząb.
Znów, jeszcze raz i niezmiennie zachwycała mnie atmosfera powieści, w której marsze, zadymy, strajki, wiece i manifestacje organizują życie zmotoryzowanym, w tym panu Inspektorowi. Korki: miejskie, relacyjne, zawodowe i… mężczyzna, mąż, ojciec, teść, policjant, przełożony, podwładny — rozterki każdego z nich — kibicowałam każdemu wcieleniu pana Inspektora; nie śpieszyłam się z poznaniem zabójcy; w paru miejscach popłakałam się ze śmiechu. Nie zgadłam, kto jest zabójcą, czyli druga część jest zdecydowanie lepsza niż pierwsza. Czekam na trzecią, ostatnią.
— W punkcie, do którego dotarliśmy, można rzeczywiście spodziewać się już wszystkiego – odpowiada mu Lambropulos. — Jedyna rada, jaką na teraz mam, to słowa instruktora na basenie: „zamknij się i płyń”.
*
— […] Mam sprawę osobistą.
— Osobistą? – dziwi się.
— Tak.
— Chodź, zrobię ci kawę.
*
— Wiesz, że wielu poszło na obczyznę z dumy? Kiedy zaczęli tam żyć, zrozumieli, jak drogo przyjdzie im zapłacić za swoją dumę.
*
— Złap go, zanim wystartuje w wyborach. Bo jak zostanie premierem, to go nie tkniesz. Poza tym po drugiej kadencji w parlamencie zostaną wymazane jego winy. I ujdzie mu na sucho przed komisją weryfikacyjną.
*
Patrzę […] i próbuję zrozumieć, gdzie kończą się nasze granice, jego i moje. Gdzie kończy się zabójca, a zaczyna człowiek. I z drugiej strony, gdzie u mnie kończy się policjant, a zaczyna obywatel, który czuje się wciąż robiony w konia.
*
— Muszę pomyśleć — mówi.
— O czym tu myśleć? W naszych czasach nie ma co się długo zastanawiać. Albo chwytasz byka za rogi, albo cię wypatroszy.
*
Nie ma gorszego przekleństwa niż to, że gdy wracasz do domu, tam tylko odliczasz godziny, kiedy wreszcie będziesz mógł się położyć.
*
— Robisz to specjalnie? — zaczynam się denerwować.
— Co?
— Poruszasz niemiłe tematy przy stole. Gdyby to rzeczywiście były złe wieści, to rozumiem, a to są tylko przypuszczenia.
*
— Dlatego przyszedłem się poradzić – mówię dyplomatycznie.
W okamgnieniu wpada w złość.
[…]
— Ma pan rację, wystąpiłem przed szereg — mówię mu i wychodzę, zostawiwszy za sobą podwójnie zadowolonego szefa.
Petros Markaris, Kasacja po grecku, przeł. Przemysław Kordos,
Oficyna Literacka Noir Sur Blanc, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)
Nagle zdaje sobie sprawę z tego, że powiedziała głośno „dupek”, i zasłania usta dłońmi.
— Proszę wybaczyć, wyrwało mi się.
Katerina śmieje się z niej.
— Nic jej się nie wyrwało, całe życie tak mówi — wyjaśnia nam.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz