4. tom skończony w niedzielę nad ranem, ale siły, żeby zająknąć się o tym, dostarczono dopiero dziś. Było nudno, czyli tak samo jak z pierwszymi trzema tomami — w pewnym momencie nie można już było odłożyć na bok. Było fantastycznie — delektowałam się wieloma scenami, akapitami, a czasem nawet frazami. Le Guin jest wielka!
[…] zastanowiła się przez chwilę, jakie to uczucie nigdy nie lękać się drugiego człowieka — jak trudna musi być dla byłego maga nauka strachu.
*
— Mówiłaś jednak, że nie można brać, nie dając. Czyżby kobiety różniły się w tym względzie od mężczyzn?
— A w czym się nie różnią, złotko?
— Nie wiem — przyznała Tenar. — Mam wrażenie, że sami tworzymy większość podziałów, a potem skarżymy się na nie.
*
Wiedział, że kiedy nie da się czegoś naprawić, należy się z tym pogodzić, być ponad to.
*
— Teraz brak mu cierpliwości — odparła. — Najsurowszy jest wobec samego siebie. Obawiam się, że nic nie możemy dla niego zrobić. Musimy pozwolić mu pójść własną drogą i odnaleźć siebie na końcu własnej smyczy, jak powiadają na Goncie…
*
Sądził, że poznał już cierpienie, nie wiedząc, że przez całe życie będzie się go uczył na nowo — i niczego nie zapomni.
*
— […] Słucha mnie, ale tylko dlatego, że sama tego chce.
— To jedyne usprawiedliwienie dla posłuszeństwa — zauważył Ged.
*
Lecz moja dusza nie potrafiła wytrzymać w takiej klatce: coś za coś, ząb za ząb, życie za życie… Bo przecież istnieje jeszcze wolność wykraczająca poza pojęcia zapłaty, zemsty czy odkupienia, poza wszystkie układy sił. Prawdziwa wolność.
*
Nic nie idzie na marne. Nic nigdy nie idzie na marne. Sam mnie tego nauczyłeś.
*
Życie puściło mnie w tan. Znam wszystkie kroki, ale nie wiem, kim jest tancerka.
*
— Możliwe.
Krzemień odpowiadał jej tak przez dwadzieścia lat, odmawiając żonie prawa do zadawania pytań dzięki temu, że nigdy nie mówił wprost tak czy nie, zachowywał wolność, u której podstaw leżała jej niewiedza.
Co za marny, ograniczony rodzaj wolności, pomyślała Tenar.
*
Dotarli do skraju świata i przez jakiś czas szli wzdłuż niego […].
Ursula K. Le Guin, Tehanu, tom 4. cyklu Ziemiomorze, przeł. Paulina Braiter,
Prószyński i s-ka, Warszawa 2013.
(wyróżnienie własne)
— Jeśli twoja moc wspiera się jedynie na słabości innych, żyjesz w strachu — oznajmił sentencjonalnie Ged.
— Owszem. Ale kobiety zdają się lękać własnej siły, obawiać samych siebie.
— A czy kiedykolwiek uczono je, by w siebie wierzyły? — spytał Ged.
I w tym momencie w drzwiach ponownie zjawiła się objuczona drewnem Therru. Ged i Tenar spojrzeli po sobie.
— Nie — odparła. — Nigdy nie uczono nas ufności we własne siły. Ani w ogóle żadnego zaufania. — Patrzyła, jak dziewczynka układa szczapki w skrzynce. — Gdybyż tylko moc oznaczała zaufanie — dodała. — Podoba mi się dźwięk tego słowa. Gdyby nie te wszystkie hierarchie, układy, szczeble władzy; królowie i mistrzowie, magowie i wielmoże… Wszystko to wydaje się tak nieistotne. Prawdziwa moc, prawdziwa wolność nie wiązałaby się z przemocą, ale z zaufaniem.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz