piątek, marca 20, 2020

3747. Zatrzymana

Jakimś cudem dotarła do mnie informacja o tej książce. Nie zastanawiałam się ani chwili i wiedziałam, że będzie odtrutką po Ferrante. Nie pomyliłam się.

To książka obowiązkowa dla człowieczeństwa w nas, które potrzebuje i zatrzymania, i ciszy, i łez. Upłakałam się okrutnie, ale lecząco.

     — Opowiem, ale napisz o tym książkę. Jestem to winna Gali. Ona mi syna uratowała. Jestem to winna Rosji! Tam mnogo dobrych ludzi żywut.

*

Trzeba zachować światło w duszach, na przekór wszystkiemu.

*

Więc widzisz, Anja, smierc zawsze znajdzie swoją ofiarę.
     — Ale ciebie nie znalazła! — Uśmiecham się do Niej.
     — Znalazła, i to nieraz, ale tylko obwąchiwała i sobie szła
.

*

Rozmawiamy o tym, co zostało w Jej pamięci. Nad tym płaczemy i z tego się śmiejemy. Zszywamy jednak. Za każdym razem powstają nowe szwy. Zszywamy z trudem i we łzach. Tak trzeba. Tak chcemy.

*

Czyja dłoń doprowadziła nas do siebie? Wzrusza mnie ta myśl i wyobrażenie tego, jak nasze dusze, serca i dłonie pokonały czas i przestrzeń, by się wreszcie spotkać.

*

A my z Zargan od czasu do czasu zaczęłyśmy siadać przy słodkiej, mocnej herbacie i Ona opowiadała…
     
[…] a historie stawały się coraz dłuższe i piękniejsze. Słuchałam ich i czułam, że dotykam istoty człowieczeństwa. Słyszę w Jej słowach sens i prostotę życia. Dojrzewam. Dostrzegam. Krzepnę. Zapragnęłam, by popłynęły w świat. By mogły zmieniać serca innych ludzi. Wiem, że mają wielką moc.

*

Całuję Ją jak zawsze na pożegnanie i przytulam mocno.
     — Kocham cię — szepczę Jej do ucha.
     — Ja
cjebja bardziej — słyszę, gdy jestem już na pół­piętrze.
     Zawsze ma ostatnie słowo. Moja Zargan
.

*

W sercu codziennie wschodzi słońce. Serce rozkwita wszystkimi kwiatami świata. Czuję się tu bezpieczna, jestem częścią najpiękniejszej całości razem z niebem, słońcem, księżycem, gwiazdami, kwiatami, wiatrem, ziemią i wodą. Oddech przypływa i odpływa jak ciepłe fale oceanu, a krew krąży radośnie w moich żyłach niczym górski strumień. Wraz ze złotym światłem płynie do mnie rzeka — nie! — wodospad ludzkiego dobra. Mgła przebaczenia wreszcie zaczyna mnie otulać mleczną, miękką ciszą. Wszystko wiruje razem ze mną, porywając do swobodnego tańca życia, pełnego wdzięczności i otwartości na dary.

*

Piekło? Iskra daremnej ludzkiej rozpaczy —
Raj? Jeżeli krótką chwilę spokojnie spędzicie

*

[…] ośrodki to nie są dobre miejsca. — Kręci głową. — Każdy, kto tam trafia, przywozi swoją traumę. Swój strach, swój głód, swoje cierpienie, swoją rozpacz, swoją złość, swoją tęsknotę, swoją nienawiść, swoją bezsilność, swoją rezygnację. Swoją wojnę. I nagle pod jednym dachem spotykają się te wszystkie wojny i nieszczęścia. Cziasta pod jednym dachem spotykają się ludzie z państw toczących wojny przeciwko sobie. Ci ludzie potrzebują spokoju i nawet bardzo go pragną, ale nie mogą go zaznać. Nie mogą nie dlatego, że są źli czy niewdzięczni. Nie mogą, bo w gławach tych ludzi wciąż przewalają się wszystkie nieszczęścia, których doznali. Jak we mnie. Wojna wciąż jeździ jak winda, o tak. — Pokazuje mi po raz kolejny. — Wojna jeździ w górę i w dół. Bez przerwy, w dzień i nociu.

*

Oblicza zespołu stresu pourazowego, który w swoim choćby najmniejszym pakunku przywozi każdy uchodźca.
     Co więcej, ta trauma oblepia każdą rodzinę i ciągnie się jeszcze przez kilka pokoleń, plącząc ścieżki życia nawet tym, którzy urodzili się wiele lat po niej.
     A o tym, jak jest, słyszę na własne uszy, kiedy szukamy w nocy pogubionego i zgubionego gdzieś w Polsce Rasula. W komendzie w centrum Warszawy miła pani policjantka prosi o dwukrotne przeliterowanie miejsca urodzenia chłopca.
     
[…]
     Kolejna rubryka to choroby.
     Następna — uzależnienia.
     Wymieniam: epilepsja, depresja, zaburzenia osobowości, zespół stresu pourazowego.
     Policjantka pyta, w którą rubrykę wpisać ten zespół. W choroby czy uzależnienia
.

*

Powołał mię do bytu wśród mąk rodzenia,
Wobec życia postawił pełnym zdumienia,
Aż odchodzę — z odrazą i nieświadom celu
Tego przyjścia, tego trwania, tego odchodzenia

*

     — Bóg nas kocha — mówię wreszcie z całkowitą pewnością. — Skoro zechciał podarować nam życie, i to niejeden raz, to znaczy, że kocha nas ogromnie. Pomyśl tylko — obie mogłyśmy już kilka razy umrzeć. A jednak tak się nie stało. Ile już razy dostałyśmy życie?! Widać Bóg trzyma nad nami swoją dłoń. I Twój Allah, i mój Pan Bóg.

Anna Kaszubska, Zargan Nasordinova, 186 szwów. Z Czeczeni
do Polski. Droga matki
, Edipresse, Warszawa 2016.

*

Kolorowe światełka odbijają się w ich [dzieci] oczach i włosach, jakby wokół sypały się anielskie iskry. Opieram głowę tak, jak lubię najbardziej — o ramię Zargan, i obie wycieramy mokre policzki. Dzięki tej córce Allaha bardziej niż kiedykolwiek doświadczam cudu Bożego Narodzenia, siły wiary, miłości i nadziei. Dotykam istoty życia, człowieczeństwa, odczuwam ciepło boskiej dłoni nad naszymi głowami.


// Boże Narodzenie 2014.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz