poniedziałek, marca 23, 2020

3751. W coronaczasie

Audycja wieczorem, w dniu, gdy szkoły zamknęły swe podwoje. Prawie ją wyłączyłam, bo książka dla dzieci, a ja nie byłam w nastroju na dydaktycze książki dla dzieci, ale usłyszałam nazwisko Autorki (cenionej przeze mnie)… a potem nazwisko mojej ulubionej Ilustratorki… a potem, że Autorka tylko z Ilustratorką Tą mogła się podjąć wydania tej historii… po wielu, wielu latach.

Zamówiłam niejeden egzemplarz. Sześć dni do premiery musiałam poczekać, i jeszcze jeden roboczy dzień i weekend, by kurier w drzwi zapukał. Ciepłe drukowane bułeczki wieczorem z Sadownikiem rozwieźliśmy, więc mogę już napisać, że to nie jest książka dla dzieci, że czasem musi dużo czasu upłynąć, nim historia może być opowiedziana, a potem jeszcze trochę, by mogła być spisana.

A Heniutka… tak pięknie się wepchnęła, gdy papier w piksel zamieniałam, że ją zostawiłam wraz ze słońcem na jej dziobie.

Opowiem. Bardzo dużo lat… To nie to, że ja nic nie mówiłam, zawsze coś mówiłam. Wiem, że są ludzie, którzy nic nie mówią, ja coś mówiłam. Tylko że nigdy nie mówiłam wszystkiego od początku do końca. Kawałkami. I też tylko tak… ludziom bliskim.

*

Nie czułam się smutna. Nie było mi źle. Nie wiedziałam w ogóle, że jest inne życie. Myślałam, że tak to jest. Nigdy nie chciałam wyjść, bo nie wiedziałam, że można wyjść.

Mówił do mnie tak: „Ja tu mam węgiel. W worku na spodzie jest taka wkładka z dykty, na wierzchu będzie węgiel”. Miałam siedzieć w środku, w skrytce. Obiecał, że mnie nie znajdą. Nawet jak każą mu otworzyć worek, zobaczą tylko węgiel. „Wiesz, jak się węgiel zachowuje?” — zapytał. „Wiem — powiedziałam — on rysuje”. „Rysuje?” — zdziwił się. „Tak, on pisze i rysuje”. „Nie, węgiel leży. On nic nie mówi, tak powiedziała mama, żebyś pamiętała: węgiel leży. Nic nie mówi, nie płacze, nie krzyczy. On po prostu leży, jak kamień. Tak leży”. Pokazał. Wtedy zrozumiałam, jak węgiel się umie zachowywać. „Czy będziesz tak umiała?”. Na pewno. „Jak będę musiał otworzyć worek, jesteś węglem. Nic nie mówisz, nic nie piszczysz, nie wolno śpiewać. Mama mi mówiła, że ty lubisz śpiewać, nie wolno śpiewać, węgiel nigdy nie śpiewa”. „Dobrze, dobrze, już zrozumiałam”.

*

Najlepiej być mamą. Dziecko wszyscy chcą złapać, wszyscy chcą je zastrzelić, zabrać od rodziców. Ja już nie chciałam być dzieckiem, chciałam tylko urosnąć. I być dorosła. Jak będę mamą, będę miała dobry wygląd i moje tarapaty się skończą.
     Tak zawsze myślałam
.

Myślałam, że jak będę duża, to będę miała jasne włosy i niebieskie oczy, i Niemcy nie będą chcieli mnie złapać. Będę umiała wyjść z getta i wejść do getta. I nikt mnie nie złapie. Jak będę duża, to ja będę taka jak mama. I kiedy mama mówiła: „O, jak ty urosłaś, Zosieńko”, to ja pytałam: „Czy już mam dobry wygląd?”. Zawsze myślałam, że jak będę duża, to będę miała dobry wygląd.

*

Nikt mnie nie chciał. A ja też nikogo nie chciałam, tylko żeby mama była zdrowa! I żeby była. Ale Pan Bóg się mnie nie zapytał i ona nie wydrowiała nigdy.

W sypialni Zosi w Jerozolimie stoi niewielkie zdjęcie mamy. Na odwrocie zapisano czarnym atramentem: „20 sierpnia 1942” — pięć dni po ucieczce z getta.
     Zosia skończyła osiemdziesiąt lat. Stale rozmawia z mamą. Wszystko jej opowiada. A ona jej radzi
.

Agata Tuszyńska, Mama zawsze wraca,
ilustr. Joanna Chmielewska,
Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2020.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz