niedziela, marca 17, 2024

5392. Z oazy (CCXXXVII)

Dwunie­dzielne odliczanie literek, dwa. Kilka dni po premierze na polskim rynku wydawniczym, tęskniąc za Brr, który mi dawno temu pod nos Pratchetta podsunął, zaznaczyłam tę książkę do upolowania. Pewnie jeszcze bardzo długo pod butem Ibu­ko­sknery czekałabym na zielone światło, ale otrzymałam tę fenomenalnie napisaną biografię w prezencie, więc maszyna do połykania liter mogła ruszyć. Pod koniec czy­ta­nia dołączyła wyciskarka łez i przestraszony Sadownik: co się dzieje? Nic, czy­tam i wyję. A potem jeszcze oglądałam, ale o tym poniżej.

Naucz się latać. Załatw to teraz.
I uważaj na siebie.
Walcz!

Terry

[…] u Terry’ego zwykle pojawiał się też ładunek głębinowy z opóźnionym zapłonem. „A jeśli połączyć nas obu w jedno”, dokończył, „można otrzymać jedną mniej więcej porządną istotę ludzką”.

🖇

Z całą pewnością dla Terry’ego istniały opowieści należące do kategorii „zbyt dobra, by spraw­dzać”. I oczywiście zawsze było możliwe, że opowieść „zbyt dobra, by spraw­dzać” może w szerszym porządku rzeczy dotrzeć do głębszych prawd o życiu niż ta nie tak dobra, a sprawdzona.

🖇

[…] całkiem szybko odkrył, że istnieją rzeczy wewnątrz rzeczy, światy wewnątrz światów, całkowicie widzialne, praktycznie dotykalne, z pewnością dostępne dla opowieści, jeśli tylko człowiek znajdzie nieco czasu i miejsca, by je zobaczyć.

🖇

W wieku sześciu lat Terry całkiem niewinnie trafił na jedyny relikt kato­li­cy­zmu Eileen – nieduży, tani, masowo produkowany drewniany kru­cy­fiks na toaletce w sypialni rodziców. Zabrał go i zaniósł Eileen, wy­po­wia­da­jąc nie­śmiertelne słowa: „Mamo! Znalazłem taki patyk z akrobatą!”.
     Korygujące wyjaśnienie Eileen było tak powściągliwe, że Terry dłużej się nie zastanawiał nad tą dziwnie zawieszoną i poranioną figurą w przepasce biodrowej. […]
     „Nie wiem, jaką pociechę [Eileen] znajdowała w tej drobnej twarzy”, mó­wił Terry, „ale ja teraz widzę w niej oblicze skromnego cieśli, który po­sta­no­wił przekazać ludziom, by byli dobrzy dla siebie nawzajem… Złotą za­sa­dę tak wielu mądrych ludzi. I za swoje wysiłki został zamęczony na śmierć przez tyrana na żądanie fanatyków. Może więc przekaz powinien być taki, że należy ignorować tyranów i obalać fanatyków”.

🖇

„Powinniśmy w każdym tygodniu wpisywać coś do terminarza, a po­tem to odwoływać”, mawiał pogodnym tonem. „To jakby dostać wol­ny dzień”.

🖇

Zresztą, co tu mówić o sięganiu po książki i przedzieraniu się przez nie; Terry’emu przychodziło nawet do głowy, że można coś zyskać samym przebywaniem w ich pobliżu.

🖇

Wszyscy wiemy, jak to działa. Człowiek zaczyna od wypożyczenia kil­ku ksią­żek z biblioteki albo od swojej babci i jest przekonany, że nad wszystkim panuje, że sobie radzi – przecież to tylko pożyczenie, więc o co tyle hałasu? Potem ani się obejrzy, a zaczyna kupować używane książki w antykwa­ria­tach, płacić za nie własnymi pieniędzmi i zabierać do domu, żeby mieć na własność, a nawet stawiać na półce w swoim pokoju. W tym punkcie naj­czę­ściej jest już po wszystkim i zanim człowiek się obejrzał, znalazł się na najlepszej drodze do całkiem nowych książek i do uzależnienia na całe życie.

🖇

[…]  skuter [dunkley S65] – „zrzędliwy”, jak Terry oceniał je­go charakter – gubił łańcuch najwyraźniej dla własnej rozrywki i bawił się, nawalając na wszelkie inne sposoby, poważne i drobne, jakie tylko przy­cho­dzi­ły mu na myśl.
     […]
     Jednak dla Terry’ego whippet oznaczał transport, a transport oznaczał swobodę. […]. „Mówią, że Dunkley Whippet to teraz pojazd kolekcjonerski”, zanotował Terry po latach. „No więc mogą sobie wziąć do kolekcji mojego, […] ale niech uważają, bo jeśli go wygrzebią, piekło podąży za nimi”.

🖇

Dawno, dawno temu”, to zawsze jest dobry początek, „żył so­bie mło­dy ksią­żę…”. A niedługo potem ptak na drzewie w swobodnej rozmowie po­in­for­muje tegoż księcia, że: „Dziewczyna to księżniczka Selena, ale jeśli chcesz ją poślubić, musisz ją najpierw oczarować. Czekoladki, kwiaty i tak dalej”. Początkujący dziennikarz znalazł się już na drodze do mistrzostwa w kpiącym heroizmie, żartobliwie obluzowując śruby konwencjonalnych opowieści, by sprawdzić, jaką radość tym wzbudzi.

🖇

[…]  coś błyszczącego wypadło z kieszonki jego marynarki i po bliższym zbadaniu okazało się sporym kolczykiem w kolorach magenty i ciemnego różu, który na pewno do niego nie należał.
     Los właśnie uśmiechnął się do Terry’ego tak ciepło jak nigdy przed­tem i jak już nigdy potem.

🖇

Idea, by szkoły stały się bardziej sprawiedliwe, była jedną z tych, które Terry zawsze popierał całkowicie – sam wciąż jeszcze nosił świeże blizny po lekceważeniu okazywanym mu przez nauczycieli. Napisał […]  tekst, który ukazał się w maju 1968 roku, z tytułem zaczerpniętym z [Petera] Bandera: „Edukacja nie powinna być polityczną zabawką”.

🖇

Może byłem niedostatecznie usłużny wobec Patcha, gabinetowego kota, zna­nego też jako Dział Kadr? […] 
     Okazuje się więc, że ze mnie zażartował. Ale okazuje się też, że całkiem zapomniał o tym żarcie. […]
     Terry jednak wydaje się całkiem zadowolony.
     — Chyba ze sto lat czekałem, żeby mieć szansę wypróbowania tego na kimś — oznajmia i patrzy na mnie ciepło, z promiennym uśmiechem.
     A potem wraca do pracy. I przez resztę dnia sprawia wrażenie roz­jarzonego poświatą głębokiej satysfakcji.

🖇

„Uświadomiłem sobie, co mnie zawsze niepokoiło w tradycyjnym dzien­ni­karstwie informacyjnym”, zanotował. „Zwykle po prostu brakuje czasu, by dotrzeć do prawdy kryjącej się za faktami”.

🖇

Klisze są użytecznymi młotkami i gwoździami wśród narzędzi komunikacji, ale co będzie, jeśli staną się wszystkim?

🖇

Z perspektywy czasu Terry miał w końcu dojść do wniosku, że najlepszym podejściem byłoby pogodzenie się z wilgocią – „uznanie jej”, jak napisał, „za integralną część domostwa i poszukanie sposobów, by mogła nieszkodliwie odparować”. […]  Kochali miejsce, gdzie się znaleźli – kochali swój domek, kochali ogród, kochali okolicę.

🖇

Butle z winem fermentowały ustawione wokół gazowego piecyka w sa­lo­ni­ku, zaraz za żółwiami, w priorytetowej kolejce do ciepła, a Terry i Lyn two­rzy­li trzeci, zewnętrzny krąg za nimi.

🖇

Stał się znany w całym biurze, a nawet trochę niesławny, z otwierania dyskusji frazą: „Jak mógłbym ująć to w sposób nieobraźliwy?”.

🖇

Więzy przyjaźni w grupie zacieśniały się podczas rozmów przy lunchu. Mieli podobny sposób myślenia i podobne poczucie humoru – inteligentne, zainteresowane nauką i techniką, zanurzone w popkulturze i bezwstydnie nerdowskie. Któregoś dnia dyskutowali, dlaczego grzanka zawsze spada na dół stroną posmarowaną dżemem. Terry wspomniał o swoich ko­tach, któ­re – w przeciwieństwie do niej – spadają zawsze na cztery łapy. Zaczęli się więc zastanawiać, co się stanie, jeśli kotu przymocować na grzbiecie po­sma­ro­wa­ną dżemem grzankę i go zrzucić. Doszli do wniosku, że kot za­trzy­ma się w powietrzu i będzie wirował, a sytuacja sama nie rozwiąże się w ża­den sposób. Ergo, Stół Ośmiu przy lunchu odkrył antygrawitację. Q.e.d. i poproszę o sól.

🖇

Potem był Manic Miner, który – radość nad radościami i przełom nad prze­ło­ma­mi – miał własną muzykę, ale za to nie miał opcji „save”, a zatem gra­jąc, za każdym razem trzeba było sumiennie pokonywać wszystkie po­czą­tko­we, łatwe poziomy. Terry zdradził Andrému, że w pokoleniowej ada­pta­cji stosowanej przez Eileen Pratchett [Mama Terry’go] metody „pensa za każdą dobrze przeczytaną stronę” zaczął płacić Rhiannie [córce] za prze­cho­dze­nie tych męczących wczesnych poziomów; zastępował ją w fo­te­lu i przej­mo­wał sterowanie, kiedy gra w końcu robiła się ciekawa. Gry sta­wa­ły się coraz lepsze i pociągały Terry’ego coraz mocniej.

🖇

„Twoją nagrodą za to, że zrobiłeś coś dobrego”, zwykł mawiać Terry, „jest możliwość zrobienia jeszcze czegoś dobrego”.

🖇

Miał specjalne nazwy dla pewnego rodzaju gapiów na spotkaniach – „to­on”, „toto”, jak też „byłfteleizorze” i „nigniesłyszaem”. Wiedział, jak to jest, kiedy podpisuje się książki, słysząc w tle, jak to nazywał, „szemranie” takich uwag. Kiedyś w Milton Keynes, kiedy trochę spóźniony przeciskał się przez tłum do stolika, zatrzymał go ochroniarz.
     — Przepraszam, kolego — powiedział — ale koniec kolejki jest tam”.
     Terry odwrócił się bez słowa i odszedł na wskazany koniec.
     — To wasz szczęśliwy dzień — oznajmił czekającym i zaczął podpisywać ich książki.

🖇

Jeszcze inni, niezbyt konkretnie, chcieli się dowiedzieć, jak to wszystko zrobił. „Jaki był skrót?”, wydawało się brzmieć właściwe pytanie, często ukryte między wierszami.
     — Oni chyba oczekują, że wskażę im guzik, który mogliby nacisnąć — mawiał Terry. — Albo stronę w sieci, na którą mogliby zajrzeć, albo kurs korespondencyjny, na który mogliby się zapisać.
     Dało się wyczuć, że uczciwa odpowiedź, jakiej im udzielał – że w jego przypadku wymagało to długich godzin pisania, często w nietypowych porach dnia, plus spotkał go nieodzowny traf niewytłumaczalnego szczę­ścia – nie jest dokładnie tym, co chcieliby usłyszeć. Mimo to od­po­wia­dał tak bez ogródek.

🖇

Nazywał to Doliną Chmur. Pisanie powieści było niczym wędrówka z jed­ne­go jej końca na drugi. Dolinę pod nami wypełniała mgła, ale przy odrobinie szczęścia widzimy ze swojego miejsca drugą stronę; widzimy też całkiem wyraźnie wystające ponad mgłę czubki jednego czy dwóch drzew lub in­nych charakterystycznych obiektów. Zadanie polega więc na tym, by ruszyć w stronę któregoś z nich – zanurzyć się w mgłę i zobaczyć to, co po drodze stanie się widoczne, pamiętając jednak zawsze, żeby wynurzyć się w miej­scu, które wybraliśmy sobie po drugiej stronie.

🖇

Najmocniejszy komputer przeznaczony był do gier, nie do pisania. Terry nie czuł potrzeby tłumaczenia się z tego.

🖇

Walijski powieściopisarz kupił sobie wystąpienie w przyszłej książce Terry’ego Pratchetta za 2200 funtów podczas aukcji charytatywnej […]. [Ken] Follett powiedział Terry’emu, że chciałby być olbrzymem. Autor zaś spojrzał tylko na niego i zapytał: „Jak chcesz zginąć?”.

🖇

Doszedłem do tego!, oznajmił któregoś ranka, wpadając do Kaplicy z tryum­fal­ną miną. „Najważniejsze w piłce nożnej jest to, że wcale nie chodzi w niej o piłkę nożną!

🖇

Adrenalina może pomagać, ale prędzej czy później zapasy się wyczerpią i wiadro uderzy o dno studni.

🖇 🖇 🖇

Takie są zwykle problemy związane z amatorską diagnozą. Roztargnienie, zaabsorbowanie myślami, to, jak nieobecny często się wydawał, choć prze­cież fizycznie był na miejscu, niedostateczna uwaga poświęcana koszulom, guzikom, przedmiotom nieożywionym i innym ludziom… tak wiele znaków wczesnego alzheimera okazywało się również oznakami typowymi dla za­pra­co­wanego autora.
     Poza tym był przecież całkiem sprawny, prawda?

🖇

— Chodź tutaj! Co z nią zrobiłeś?
     Zszedłem na dół.
     — Co zrobiłem z czym?
     Wpatrywał się w klawiaturę.
     — Z „S”. Zabrałeś gdzieś „S”. Gdzie jest?
     Byłem zdumiony. Podszedłem do niego i podążyłem za jego wzrokiem. Klawisz „S” był na klawiaturze w swoim zwykłym miejscu, pomiędzy „A” i „D”. Pochyliłem się i wcisnąłem go.
     Przez chwile patrzyłem mu w oczy i widziałem w nich lęk.

🖇

Słuchaliśmy jednak, równocześnie usiłując opanować rozszalałe myśli. […] 
     Docierały do mnie tylko strzępki tego, co mówił lekarz. […] 
     Wstaliśmy wolno i wyszliśmy z pokoju. A potem staliśmy na korytarzu i usiłowaliśmy jakoś się ogarnąć. […] 
     W końcu ruszyliśmy do samochodu. Byliśmy oszołomieni. Nie istniało w tej sytuacji żadne sensowne działanie, żadne wyjście, nie podano nam nawet daty rozpoczęcia leczenia – bo nie mogło być żadnego leczenia. Nie mieliśmy się czego przytrzymać, nawet ulotki, którą ścisnęlibyśmy w dłoni, wychodząc. Odjechaliśmy dokładnie tak, jak przyjechaliśmy, tyle że teraz jeden z nas w wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat miał nieuleczalną chorobę zwyrodnieniową mózgu.

🖇

Czuł jakąś niezwykłą potrzebę, by robić to, co zawsze, jak gdyby nic się nie zmieniło, choć był aż nazbyt mocno świadomy, że zmieniło się wszystko. Jego świat wydawał się rozerwany na strzępy, a rów­no­cześ­nie dokładnie taki jak przedtem.

🖇

Kiedy skończyłem pisać, Terry przeczytał całość.
     — Dołóż na końcu uśmiechniętą buźkę, żeby wiedzieli, że jesteśmy śmier­tel­nie poważni.
     Więc dołożyłem: […]  :o)

🖇

„Jak się czujesz, Terry?”, pytano go czasem.
     „Świetnie”, odpowiadał. „Dla danej wartości świetności”.

🖇

Terry Pratchett: Living with Alzheimer’s Episode One, BBC 2009.

*

Terry Pratchett: Living with Alzheimer’s Episode Two, BBC 2009.

*

Obejrzałam, nie zapraszając do towarzystwa nikogo, od pierwszej po ostatnią klatkę. Ludzie nie przestaną mnie nigdy za­ska­ki­wać, ponieważ dotykają bezkresnego słonia zwanym życie w miejscach, których istnienia nawet nie brałam pod uwagę.

Tym, któ­rych nie opuszcza pewność w temacie podejmowanym przez ten film, gra­tu­lu­ję, choć czynię to z dużą dozą podejrzliwości.

📎📎 Terry Pratchett: Choosing To Die,
reż. Charlie Russell, 2010.

[suplement: 25.03.2024]

Dokument nie powstał, by zachęcać, straszyć czy bronić; powstał, by pokazywać.

Terry Pratchett, Kiksy klawiatury. Eseje i nie tylko,
przeł. Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

Jeśli o mnie chodzi, po obej­rze­niu tego filmu wiem, jak fizycznie wygląda to kon­kret­ne miejsce w Szwajcarii, do którego udali się Amy i Brian. Wiem też już, że je­stem wyjątkowo łakomą osobą, je­śli chodzi o życie, i oślo upartą, by znajdować cho­ciaż drobinki przyjemności, szcze­gól­nie w tych chwilach, gdy coś zrozumiem brzu­chem lub nauczę się czegoś nowego. Ja i ktoś we mnie uparcie wracamy ze „Szwaj­ca­rii”. Istnieje ryzyko, że przegapię ostatni moment, gdy Szwajcaria byłaby dla mnie opcją, ale kto nie ryzykuje, nie żyje wcale.

*

Terry Pratchett: Facing Extinction, 2013.

[suplement: 25.03.2024]

Orangutany są takie jak my. Są inteligentne. Mają wy­o­bra­źnię. Mają charaktery. Potrafią kłamać. Tylko że ich przodkowie zostali na drzewach, gdy nasi zeszli na dół, żeby spróbować przetrwać na równinach. Dzisiaj wra­ca­my do drzew. Wracamy z piłami spalinowymi.

Kiedy ktoś jest dostatecznie wielki i dostatecznie silny, kie­dy opłaca właściwych ludzi, może robić, co tylko ze­chce. Warunki dyktują chciwość i korupcja.
     […] Możemy próbować kupować świadomie, ale jest to coraz trudniejsze. Żyjemy w świecie globalnej ekonomii, a orangutany coraz bardziej nie. Są spychane na kra­wę­dzie i nie mogą grać ostro.

Terry Pratchett, Kiksy klawiatury. Eseje i nie tylko,
przeł. Piotr W. Cholewa, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.

🖇 🖇 🖇

[…]  przez ostatnie kilka godzin nauczyłem się,
że z życia należy korzystać, póki ono trwa.

🖇

Jesteś swoją własną walutą
i musisz wydawać ją rozsądnie.

🖇

Dla Terry’ego książki często znajdowały własne ścieżki
na drodze do bycia napisanymi.

🖇

Wiele śmierci zdarzyło się przez te lata. O wiele za dużo śmierci. Ale było też wiele życia.

🖇

Po pewnym czasie spytałem Terry’ego, jakie ma życzenia co do swojej ce­re­monii żałobnej.
     — Być tam — odpowiedział.
     […] 
     W końcu, choć nie był to temat, do którego rozmowa naturalnie do­pro­wa­dzi­łaby któregokolwiek z nas, powiedziałem mu, że towarzyszenie mu przez te lata było dla mnie przywilejem.
     — Przywilejem dla ciebie? — powtórzył Terry, szczerze zdziwiony.
     — Tak, prawdziwym przywileje — zapewniłem.
     — Twój przywilej cały po mojej stronie — stwierdził.
Myślę, że miał to być komplement, ale jak to z wieloma komplementami Terry’ego, trudno było mieć pewność.

🖇

Terry naprawdę żyje i jest takie miejsce, gdzie wszyscy możemy go spotkać: pośród milionów słów w tych wielu, wielu książkach.

Rob Wilkins, Terry Pratchett. Życie z przypisami,
przeł. Piotr W. Cholewa, Insignis Media, Kraków 2023.
(wyróżnienie własne)

[…] głupców nie znosił cierpliwie.

🖇

Zarzut wobec baśni jest taki, że mówią one dzieciom o istnieniu smoków. Ale dzieci zawsze wiedziały, że smo­ki istnieją”, napisał Chesterton w sposób, który z te­go końca teleskopu mógłby się wydać całkiem Pratchetto­wski. „Baśnie mówią dzieciom, że smoki można zabić”.

🖇

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz