piątek, listopada 29, 2013

907. O poczuciu własnej wartości

Jabłoń i Sadownik:
(dyskutują zaciekle)

Sadownik:
I ty się łudzisz, że jesteś normalna?

Jabłoń:
(z nadzieją)
Nooo.

(po jakimś czasie)
Jabłoń:
Nooo, nie jestem normalna...
(robi teatralną pauzę)
...ale jaka interesująca!

906. Playing words, playing worlds

Language switch and I find another me. I do not know her. She is different. She seems to possess the keys to some of my inner conflicts.

     “What does it mean ‛worthless’ to you?”
     “Done for nothing...”
     “What does it mean ‛for nothing’?”
     “Just for fun...”
     “I’ve got you! So, let us assume that fun is nothing. My strong recommendation is one hour of fun a day, and remember, no penny spent, no excuses,” she ordered.

czwartek, listopada 28, 2013

905. Zatrzymana w czasie

Odkryłam go dla siebie trzynaście lat temu we Fnacu. Przywiozłam do kraju wraz ze skórką pomarańczową w gorzkiej czekoladzie w mroźny wigilijny dzień.

*

Jabłoń:
(wczoraj, trzeci dzień łomoli już ciut starą płytą)

Sadownik:
(przechodzi obok zasłuchanego, zamyślonego Drzewka)
Czy to* jest smutne?

Jabłoń:
Nie. To jest piękne.


* Richard Galliano z płyty Bach, 2010.

*

…na samym końcu smutku,
   gdy wybrzmi ostatni jego akord,
   jest tylko piękno, siła i zrozumienie…

*

904. Pomarańczowy gender

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Bez telewizora przez większą część życia, ale dwa razy na rok jestem w miejscu, gdzie podziwiam telewizyjne trendy. Z fascynacją godną dziecka skupiam się na blokach reklamowych, śledząc progres, co wydaje się potężnym regresem. Uwielbiam obserwować zmiany, które towarzyszą obywatelom naszego kraju. Przeszliśmy długą drogę od podpasek, zestawów telewizji satelitarnej, proszków na ból i bałagan, przez pampersy, mleko w proszku, papki warzywne, soki, aż do zadbanych narządów wewnętrznych i pionowo, dobrze utrzymanej męskości.

W ciągu ostatniego roku oburzało mnie, że... żołądek... weź pigułkę, wątroba... weź pigułkę... katar, kaszel... weź pigułkę, kręgosłup, stawy, żyły... posmaruj dla odmiany... migrena... weź pigułkę, nie stoi... weź pigułkę, smutno ci... weź pigułkę, depresyjnie może... weź pigułkę. Wydawało mi się, że dopiero na Boże Narodzenie obejrzę kolejny reklamowy odcinek, zaklnę, przeklnę i przyrzeknę, że taki świat nie interesuje mnie wcale.

Tyle że świąteczny czas zaczął się w handlu, jak co roku, dokładnie 2 listopada. Aż jestem zdziwiona, że dopiero wczoraj dopadła mnie reklama pomarańczowych świąt. Powaliła mnie wielkoformatowa okupująca billboard na pobliskim przystanku tramwajowym. Czy to reklama, czy kiepska kampania społeczna pogłębiająca rowy mariańskie głupoty i stereotypów na temat polskiej rodziny?

(póki nie zrobię swojej, fot. źródło)

O czym w zasadzie jest ten obrazek? O zniewolonych tożsamościach? O facetach, co od małego uczą się nosić matki, żony i kochanki na rękach? O prawdziwej męskości, co zaspokajać bezgraniczne kobiece pragnienia potrafi zawsze i wszędzie? O kobietach, co bez mężów i dzieci nic nie znaczą? O kobietach, które mają prawo żądać noszenia na rękach za ich kuchenno-garderobiano-dzieciowy znój? O kobietach, które w ramach prezentu dostaje się niczym sprzęt agd lub kwiatek do butonierki i które wymienia się w swoim czasie na nowszy model? O kobietach, co marszczyć się nigdzie nie mogą?

Oburzyłam się okrutnie. Wściek mnie złapał. Czy ludziom już całkiem rozum odebrało? Nie interesuje mnie świat takich facetów, takich kobiet, takich świąt i takich prezentów! Nie interesuje mnie świat przedmiotowo traktowanych kobiet i mężczyzn. A może „ideologia” gender we łbie mi przewróciła. W każdym razie pomarańczowej firmie gratuluję, przyrzekam nie postawić u niej nigdy własnej stopy. Beznadziejnie głupie reklamy wkurzają potrójnie!

niedziela, listopada 24, 2013

903. Obfitość nie tylko w kinie

 wpis przeniesiony 9.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

stereotypowe myślenie. psychoanalityczne
schematy. archetypowe tęsknoty.

*

rycerz na białym koniu, uwięziona w wieży księżniczka i biznes,
który każde z nich chce zrobić.

*

kilkadziesiąt lat doświadczenia. misja, wizja i cel. prospekt emisyjny. blok reklamowy. cena rynkowa. zestawienie zysków i strat. to opis biznesu czy kondycji współczesnego człowieka?

*

film. w nim wszystko co powyżej i dużo, dużo więcej. majstersztyk kontaktujący widza z aktualnym zrozumieniem jego historii osobistej.

*

wczorajszego wieczoru jednoznaczne było tylko to, że Coni The Wind in the Sun wygrał wejściówki. odrobinę tego szczęścia pomnożył dzieląc się nim ze mną. wyjściówkę z domu dostałam i dynamicznie w kierunku kina się udałam. gdy wróciłam, zameldowałam Sadownikowi, że koniecznie muszę z nim ten film obejrzeć. obejrzeliśmy. dla każdego z nas ten film jest o czym innym. jeszcze długo w nocy o nim rozmawialiśmy. znaczy się sztuka.

*

jeśli spotkacie kobietę, która wypytuje, czy byliście na filmie Koneser (The Best Offer); a jeśli tak, to o czym dla Was jest ten film, to może znaczyć, że spotkaliście Jabłoń w kinematograficznej manii. jeśli nie spotkacie, wrażenia można, należy — bardzo, bardzo proszę — pozostawić tu w komentarzach.

Coni The Wind in the Sun: znów i znów, bardzo, bardzo dziękuję!

piątek, listopada 22, 2013

(901+1). Akt męski z łasiczką

Mój ukochany poranny Duecik.
On pije kawę.
Ona mu towarzyszy.
Ranek w ranek. Każdego roboczego dnia.

*

Piątkowe ranki to dla mnie w tym semestrze niedziela. Dziś nie dałam rady nie zachwycić się tą Dwójką. Zanim dołączyłam do nich ze swoją kawką i książką, strzeliłam Im zdjątko.

*

Jabłoń:
(użebrała odcedzanie zdjęcia)

Sadownik:
I ty masz zamiar upublicznić ten akt?

Jabłoń:
Śliczny, prawda?

901. Otwierają się przejścia

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Według Ewy listopad był szczeliną w czasie, pęknięciem między jesienią i długą polską zimą, gdy żyło się na krawędzi, w zawieszeniu, i czekało, aż czas zabliźni się, gdy przyjdą grudnoiowe mrozy. „W listopadzie Wielblądko, można wyjść po zapałki i nie wrócić, w listopadzie, jak dobrze się przyjrzysz, to zobaczysz, że w każdej kałuży widać schody, które prowadzą pod ziemię. Nocą odpływy w łazienkach powiększają się tak, że bez trudu mieści się w nich dorosły człowiek. A takie siuśmajtki jak ty muszą uważać nawet na szpary w podłodze i mysie dziury.” „Dlaczego?” „Bo listopad to czas, gdy otwierają się przejścia” odpowiadała moja siostra.

Joanna Bator, Ciemno, prawie noc,
Grupa Wydawanicza Foksal, Warszawa 2013.

*

Wstałam dziś rano. Pokręciłam się troszkę po Przytulisku. Włączyłam radio. Z mojej szczeliny listopadowego czasu wydobyło się światło, by po chwili zamienić się w piosenkę po raz pierwszy słyszaną. Usłyszałam jak moje Życie śpiewa mi wers za wersem. Łomolę!

Paweł Kovalczyk Big Band Project, Raise Me Up.

I'm my life’s whole world

It can’t live without me...

900. Książka roku 2013

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Tytuł. NIE. Szata graficzna okładki. NIE. NIE, NIE... nie ma mowy... ale czy to nie jest ciekawe, że napatoczyła się przed moje oczy... no i jest w jednym z moich ulubionych formatów... przeczytałam opinię czytelnika, której teraz znaleźć nie mogę... i było w niej o flamastrze i gryzdoleniu po książkach... swoja dusza, pomyślałam... raz kozie śmierć... najwyżej wyrzucę... kto nie ryzykuje, nie zdobywa nowych punktów widzenia. Tak wyglądały okoliczności, które doprowadziły mnie do mojej książki roku 2013.

Odebrałam. Skrzywiłam się na długość wiersza i interlinię. Źle dobrane. Tylko tym moje rozczarowanie mogło się nakarmić. Reszta to zachwyt. Ta książka to nie książka. Ta książka to przygoda. Nie można z niej zawrócić czy wrócić do portu, z którego się wypłynęło, bo tego portu zwyczajnie już nie ma. Znika, gdy tylko przeczytasz pierwszych kilka stron.

jeśli powtarzasz coś dziecku sto razy i ono ciągle nie rozumie, to które z was wolniej się uczy?

*

Kreatywność nie lubi szybkości. Kreatywność ceni sobie powolne wykwitanie idei, błądzenie impulsów przez meandry i zapomniane ścieżki neuronowe, a także mozolne przeczesywanie nowych szlaków. Popędzanie jest więc czymś, co zabija kreatywność (odwrotnie na przykład rzecz ma się z inteligencją, która z kolei zyskuje na szybkim przepływie danych i autostradach myślowych).

*

[...] myśl Marka Aureliusza [...] „Nigdy nie myśl o tym, czego nie masz, tak jak byś już to miał, ale z tego, co masz, wybierz to, co najbardziej jest cenne, i pomyśl, z jakim trudem byś się o to starał, gdyby tego nie było”.

*

     — To trzeba poczuć, jak reagują te dzieciaki. Nie da się tego opisać. — opowiadają uczestnicy projektu z udziałem szkół dla Indian w USA. — Mówią: dotychczas, kiedy przydarzało mi się pomylić, myślałem, że to znak, że jestem głupi. Teraz wiem, że mózg tworzy nowe połączenia. Czyli, że jak się pomylę, to robię się mądrzejszy!

*

Zmień zachowanie, a warunki się zmienią, zamiast siłować się z warunkami w pierwszej kolejności, czekając ze zmianą zachowania.

Miłosz Brzeziński, Głaskologia.
Faktyczne reguły motywowania i rozumienia motywacji
,
989-Instytut Kreowania Skuteczności, Warszawa 2013.
(wyróżnienia, poza ostatnim, własne)

czwartek, listopada 21, 2013

899. Szowinizm feministyczny (def.)

mężczyzna

to

ofiara testosteronu!

*

Na pniu kupiłam dziś tę — nieznaną mi do tej pory — definicję. Gdy przestałam się śmiać, doszłam do wniosku, że rodzi ona wiele nowych możliwości zarówno dla kobiet, jak i dla mężczyzn. Jedyną granicą jest ludzka wyobraźnia.

środa, listopada 20, 2013

898. Spod znaku szczęśliwej, spełnionej krowy

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Jabłoń i Sadownik:
(od rana uskuteczniają filozoficzne rozmowy
o rozwoju człowieka
)

Jabłoń:
(wychodząc z domu)
Przecież wiesz, że nie trzeba kupować krowy, by pić mleko.

Sadownik:
No właśnie! Pamiętaj o tym!

Jabłoń:
Skarbie, dzięki, że mnie kupiłeś!

Sadownik i Jabłoń:
(śmiejąc się, dobrego dnia sobie życzyli)

*

¶•ens zapytała o książkę Nordqvista. Tknęło mnie, raz. Sprawdziłam. Była, choć w nielubianej przeze mnie księgarni. Tknęło mnie, dwa. Sprawdziłam, czy nie ma czegoś nowego. Była! Świeżutka! Już odebrana. Już przeczytana. Książka, można by rzec nie tylko o Mamie Mu, ale o Mamie Mu Van Damme, która nigdy nie mówi, że się nie da!

     — Cześć, Panie Wrono, Przyleciałeś!
     — Cześć, Mamo Mu. Widzę, że schowałaś się pod drzewem przed słońcem.
     — Rzeczywiście, stanęłam pod drzewem, ale wcale nie dlatego, że tu jest cień. Chcę na nie wejść. Na samą górę.
     — Kra, krowom nie wolno chodzić po drzewach. Krowy tego nie potrafią. Krowy tego nawet nie chcą.
     — Muu, ale ja chcę. Chcę się wspiąć na sam czubek, tam, gdzie udaje się dostać tylko ptakom, wiewiórkom i dzieciom — powiedziała Mama Mu, spoglądając z tęsknotą w górę. — Spytam Linusa, jak się wchodzi na drzewo.

...cztery strony dalej:

     — Jak to? Jak tu wlazłaś? Jak to zrobiłaś?
     — Wdrapałam się — odparła Mama Mu. — Ale dobrze, że przyleciałeś, bo Linus nie powiedział mi wszystkiego.
     — Czego na przykład?
     — Jak się schodzi. Muu!
     Mama Mu spojrzała w dół. Było bardzo wysoko.
     — Kra! — Pan Wrona złapał się za głowę. — Wdrapujesz się na drzewo, a nie wiesz, jak się schodzi?!
     Mama Mu zastanowiła się chwilę.
     — No ale po co wiedzieć, jak się schodzi, skoro się jeszcze nie weszło?

Jujja Wieslander, Mama Mu na drzewie i inne historie,
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2013.
(wyróżnienie własne)

(896+1). Moment

Ile zbiegów okoliczności,
nagłych zmian planów,
trudnych chwil wydarzyło się,
byśmy mogli pić razem kawę?

A mogło nie wydarzyć się wcale, prawda?

Te dwa pytania
zamieniają
prozę życia w poezję.

wtorek, listopada 19, 2013

896. Nieustraszeni

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Chwila w saloonie. Panie na kanapie. Sadownik w hamaku. Patrzę na niego i widzę prawdziwego, rozluźnionego, zadowolonego mężczyznę. Mężczyznę, którym stawał się przez ostatnie naście lat. Magia świadomości, że jestem „dopuszczona” tak blisko jego życia, czyni tę zwykłą, banalną chwilę intymnym okruszkiem rzeczywistości.

Patrzę na niego i myślę, że panie, kanapa, hamak i Sadownik współistnieją, ponieważ kiedyś tam oboje wykazaliśmy się wiarą, odwagą, śmiałością, może nawet brawurą i... zaczęliśmy rozmawiać. Do dziś nie myślałam o nas jako o szczególnie śmiałych czy odważnych ludziach, a jednak chyba tacy jesteśmy.

Patrzę na niego i dociera do mnie po raz kolejny, że oczywistości są wyjątkowo mało oczywiste i wciąż mogą znaleźć się w kategorii cuda lub magia życia, bo nie było pewności, że panie, kanapa, hamak i Sadownik zaistnieją w takiej konfiguracji.

niedziela, listopada 17, 2013

(893+2). 77 sekund zachwytu

piękno matematyki...
piękno fizyki...
piękno pasji...
piękno współpracy...
piękno ruchu...
w 77 sekund zaklęte...
nie pytajcie, ile razy od wczoraj obejrzeliśmy to z Sadownikiem...
pozostając niezmiennie poruszonymi do trzewi...

Volvo Trucks & Van Damme, The Epic Split.

*

A mój wewnętrzny Krecik klepie mnie po ramieniu, patrzy mi głęboko w oczy i bezczelnie pyta:
     — No, Jabłonko, to co jest dla Ciebie niemożliwe?

Just defy the laws of impossible!

sobota, listopada 16, 2013

(893+1). List-opad-u perełki

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czasem wątpię w sens swojej tułaczki po świecie.
Czasem nie doskakuję do własnych standardów.
Czasem chcę od siebie za dużo, za szybko, na już, na-ten-tychmiast.
Czasem popełniam błąd, z którego nie wynika nic dobrego.
Czasem zgodzić się nie mogę na swoje tylko i aż człowieczeństwo.

A List-opad-u?
Pieczątkę swą przystawia, uzasadnia
bezsens List-u motywacyjnego do życia i sens opad-u
uwiarygodnia. Uwierzytelnia. Urzeczywistnia.

Ale i w List-opad-u
można List-u treścią się ogrzać i opad-u szczęki doznać,
gdy odkryje się, że jeszcze wczoraj pretensje do siebie się miało,
że nie jest się krecikiem z bocianim dziobem.

*

— Może znasz jakąś postać bajkową, która umie prosić, robi to cudownie i dostaje, czego pragnie? — Zapytałam w pracy.
Po chwili otrzymałam odpowiedź:
— Krecik, co pragnął mieć spodenki.

*

List-opad-u!
Prosim tĕ.
Obejrzyj koniecznie… Odcinek pierwszy Krecika, pt. Krecik dostał spodenki.

*

// napisał wczoraj ważny dla mnie Ktoś

w List-opad-u... bądź dobra dla siebie.

// napisałam dzisiaj dla siebie.

*

Westchnęłam... jak dobrze być tylko Jabłonią... w List-opad-u też!

czwartek, listopada 14, 2013

893. Listopadowy pomidor

Dziś w menu podano późnojesienną wersję zabawy Pomidor.

Jak śmiem myśleć, że mam coś do powiedzenia? Listopad.
Jak śmiem myśleć, że to co powiem może być czymś ważnym? Listopad.
Jak śmiem myśleć, że mogę to i owo? Listopad.
Jak śmiem myśleć, że dam radę? Listopad.
No jak? Listopad.

Na powierzchni listopadowej zupy trzymają mnie słowa:

wtorek, listopada 12, 2013

892. Tęcza XXI wieku

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik od kilku dni jest jeszcze bardziej sadowniczą wersją siebie, ponieważ zakupił sobie jabłuszko. Historia tego zakupu pozornie nie łączy się wcale z płonącą wczoraj tęczą.

*

Sadownik wypatrzył. Napisał do człowieka. Umówił się. Godzina oglądania jabłuszka podyktowana była potrzebą wyprowadzenia terytorialnego mocno psa. I choć Sadownik zapewniał, że on się psów nie boi, więcej, zapach suki na nogawkach nosi, człowiek przekonywał, że pies musi być na spacerze, gdy Sadownik przybędzie. Sadownikowi zrazu zdało się to dziwne ciut, ale nie nalegał — w końcu nie był zainteresowany psem, ale jabłuszkiem. Pojechał Motongiem. Był ciut przed czasem. Dryndnął do człowieka, że już jest. Za minutkę oczom swym nie wierzył. Z właściwej klatki wyszedł z psem... człowiek tej samej płci, co sprzedawca. I przykro się Sadownikowi zrobiło, że człowiek ukrywać się poza własnym domem musi, bo pewności żadnej para nie ma, czy nadciągający Sadownik PiSdkiem czy innym oszołomem o jedynej słusznej orientacji nie jest. I serce Jabłoni rosło, że Sadownik wrażliwość ma szczególną i tę niesprawiedliwość widzi, rozumie i czuje. I w głowie mu się nie mieści, że to XXI wiek.

*

Z własnego podwórka. Kilka bloków od nas. Dwoje ludzi, w podobnym wieku, podobnie ubranych. Serce me kroi się na pół, gdy widzę, jak bardzo pilnują, by idąc koło siebie nie zbliżyć się na mniej niż dwa bezpieczne metry. Nie znam ich, ale zawsze im mówię dzień dobry, co życzeniem moim jest, by któregoś dnia mogli, tak jak ja z Sadownikiem, za rękę po ulicach chodzić. Bo w głowie mi się nie mieści, że to XXI wiek.

*

Każda tego typu sytuacja powoduje, że tęcza wewnątrz mnie płonie od nowa. Wczoraj spłonęła ta wspólnotowa z placu Zbawiciela. Mam nadzieję, że nie doczekają zbawienia ci, co ją podpalili, że ich Bóg wypnie się na nich w całym swoim miłosierdziu. Bo nie godzi się tak postępować w XXI wieku.

*

I myli się Oseł Sejmu VII kadencji, co w wieku 36 lat wszystkie rozumy ma już dawno pożarłe, że to pedalska tęcza płonęła, ponieważ płonęła również Moja i Sadownika Tęcza. Choć XXI wiek.

(źródło fot.)

niedziela, listopada 10, 2013

891. Migawki z cudu życia

// po-superwizyjna perełka:
Uczę się
     z każdego spotkania,
     z każdej relacji,
     z każdego kontaktu.

Uczę się
     ciągle
i to się nigdy nie skończy.

sobota, listopada 09, 2013

(888+2). Dla dłużej i bardziej dorosłych

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dojrzewam niczym sekwoje, wolno. Zielony maraton sprawił, że nareszcie odkryłam urok powieści. Postaciom fikcyjnym w zupełnie realny sposób się przyglądałam. Ich niepopularne myśli, marginalizowane uczucia, krępujące ich ruchy konsekwencje podjętych, być może pochopnie, decyzji — wszystko to na talerzu stronic przed sobą miałam podane. Potrzeby, których można się wyprzeć, ale których nie sposób zabić. Smakowałam. I tylko nie mogę sobie przypomnieć, jak kiedyś, wiele lat temu, wpadłam na tę Autorkę, której najnowszą powieść w dłoniach jeszcze wczoraj wieczorem miałam. Majstersztyk, pięknie o rzeczach trudnych pisany... dla dorosłych od dłuższego czasu. To ta książka odpowiedzialna jest za rozbujanie kulki w mej głowie, w efekcie czego powstały dwa ostatnie wpisy.

[...] Awni, moje dziecko, tęsknię za tobą. Prawie za każdym razem czyni mu wyrzuty, gdzie byłeś, tęsknię za tobą, a gdy próbuje ją uspokoić, jestem tutaj, mamo, ona pyta z obawą, ale kiedy przyjdziesz znowu?

*

Skąd wiadomo, co jest słuszne i co należy robić? Patrzy na niego szeroko otwartymi oczami, pełnymi wyrazu, a on śmieje się, to pytanie nad pytaniami, Anati, nikt z nas nie wie, poza kilkoma szczęśliwcami, dla których wszystko jest jasne.

*

Dina, krzyczy, dlaczego nie zamkniesz tego okna?
     Okno jest zamknięte, mamo, słyszy głos, tak samo jak twoje serce, a ona aż się trzęsie, dość tego, Dini, czego ode mnie chcesz? Moja mam dawała mi dużo mniej, a i tak ją kochałam, nigdy nie wątpiłam w jej miłość, dlaczego cały czas nie obwiniasz? Ale córka przerywa jej, czego ty ode mnie chcesz, mówiłam ci już, że okno jest zamknięte.

*

[...] czas ma kształt koła, mimo że jego kierunek jest jasny, dlatego młodość rozrzucona jest po całym życiu, tak jak i starość, a miłość można znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach, nigdy nie przychodzi za późno, czasami chwili miłości albo jej wspomnienie stanowi ekwiwalent wielu lat [...].

*

[...] patrzy na nagie, bezlistne drzewo za oknem, jak ciężko jest tracić wszystko każdego roku, ale przecież i każdego roku drzewo rozkwita, podczas gdy my tylko tracimy.

*

Nikt nie zabierze ci miłości, której doświadczyłaś, Nicani, to już jest twoje, zarówno miłość, którą dałaś, jak i miłość, którą otrzymałaś, one są przechowywane w tobie, na nich zbudujesz nowe miłości, wcześniej czy później, obiecuje jej, jesteśmy jak cyklamen, jak wszystkie rośliny wyrastające z cebul i bulw, mamy zdolność przechowywania i regeneracji, słyszysz?

Zeruya Shalev, Co nam zostało,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013.

piątek, listopada 08, 2013

(888+1). No więc, dlaczego?

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dlaczego ...?

#1
Po co pytać, jeśli zna się odpowiedź? Pozorna to dojrzałość, co od kilku dni zdaje mi się niedojrzałości oznaką.

Przecież wiadomo, że on(a), oni są tacy, owacy
i zawsze robią właśnie tak lub siak,
nie zmienią się nigdy, zaskoczyć nas już nie są w stanie.

#2
Po co w ogóle pytanie formułować? Komu potrzebny w literki zaklęty świadek, że nasze życie nie jest tylko różami usłane, że naszym doświadczeniem bywa również ból, opuszczenie, samotność, żal, smutek, rozczarowanie?

Zamknę się w sobie, odejdę,
porzucę nadzieję, nowe życie
zbuduję bez niej, bez niego, bez nich.

***

Czy jest na świecie choć jeden człowiek, co pytania takiego w sobie nigdy nie odkrył, nie skrywał, nie tłamsił, zadać nigdy nie śmiał? Dojrzałość definicję swą rozszerza.

Móc te pytania sformułować, wypowiedzieć, usłyszeć — przyznać się tym samym, że adresaci tych pytań ważni dla nas są, nie wtedy, dawno temu, ale dziś, gdy kolejne sylaby wypowiadamy.

Ciekawość w sobie obudzić na pojawiający się po słowach znak zapytania, co otwiera drogę Nieoczywistemu, że i adresaci tych pytań swoje pytania mają, których pomyśleć nie są w stanie, których wypowiedzieć nie mogą, że też w doskonałej niedoskonałości ograniczeń człowieczeństwa są zakleszczeni.

Jesteś dla mnie ważna,
jesteś dla mnie ważny,
co Ty na to?

A wtedy pytania rozluźniają ucisk, presji już nie wywołują, uwalniają energię, by z radością w Nieoczywistym perły nowych możliwości łowić... odpowiedzi przestają mieć znaczenie...

***

Florence + The Machine, Dog Days are Over.

czwartek, listopada 07, 2013

888. X?

Dlaczego ona tego nie zrobiła?
Dlaczego on nic nie powiedział?
Dlaczego postąpili tak a nie inaczej?
Dlaczego to, tamto, w tym czy innym czasie
zrobił(a), nie zrobił(a), tylko obiecał(a), w ogóle nie wspomniał(a)?

Ile jest pytań, których nigdy nie zadamy osobom, do których są kierowane?
Ile jest pytań, które boimy się wypowiedzieć na głos choćby do lustra?
O ilu pytaniach boimy się choćby pomyśleć?

Daj, spokój! To było tyle lat temu.

(cdn.)

wtorek, listopada 05, 2013

887. Rodzinnie

Jabłoń, córka Orzeszka,
wnuczka Bogumiły i Krystyny,
prawnuczka Apolonii, Sabiny i dwóch Kazimier,
praprawnuczka Urszuli,
prapraprawnuczka Małgorzaty.

*

Jabłoń na niezapomnianych,
bezcennych imieninach swojej
Babci Elżbiety
dziś była.

poniedziałek, listopada 04, 2013

(885+1). Powystawowo

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik.
     Zdegustowany.
Antenka.
     Bez zmian, znajdująca tylko pozytywy.
Jabłoń.
     Zatrzymana. Aleją portretów Ludzi Kultury, których już nie ma. Ludzi znaczących dla Jabłoni. Szymborska... Gintrowski... Kołakowski... Kantor... Steinhaus... Są tam też fajne pomysły na fajne portrety całkiem niefajnych, według Jabłoni, Ludzi Kultury.
     Zatrzymana. Również portretem, który uruchomił wspomnienie pewnego filmu...

Conrad Drzewiecki, (fot. Krzysztof Gierałtowski
z wystawy Portret bez twarzy, źródło)

Portret Conrada Drzewieckiego łączy w sobie jakości dwójki niesamowitych Mężczyzn i jednej fantastycznej Kobiety, którzy postanowili spotkać odległe „światy równoległe”...

Zatęskniło się Jabłoni, by znów rzucić się w ten film, bo sprawia On, że serce rośnie... z półki już zdjęty... Rytm to jest to!

niedziela, listopada 03, 2013

885. Złodziej antyków

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Sadownik wyprowadził dziś z Zamku Królewskiego sfotografowany uprzednio eksponat. Nie można niestety powiedzieć, że „uprowadził” element ekspozycji, ponieważ obiekt ten wyszedł z Sadownikiem na własnych nogach, skuszony wizją krosanta i kawy u Francuza oraz dalszego, szczęśliwego życia.

(fot. Sadownik)

sobota, listopada 02, 2013

884. Klub przebogatych

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Wiele lat temu na przystanku w mieście Łodzi stali. Jabłoń i jej Ojciec. Nic wtedy nie zapowiadało rodzinnego sztormu, wskutek którego Jabłoń znajdzie się za burtą.

Na przystanku Ojciec powiedział do córki proroczym tonem:
     — Nie będziecie bogaci, ale dacie sobie radę.
     Nie odpowiedziała, bo zła na Ojca była, że w nią i w Sadownika nie wierzy i klątwę pewności ojcowskiej na nich rzuca. Przecież w planie miała zamiar bogatą być.

*

Zaduszkowy dziś dzień. Przeszłość wypełnioną Tymi, co przyszłości już nie mają, odwiedzam. Wspominam Tych, co odeszli na zawsze. Wspominam Tych, których ja porzuciłam w pół słowa w ciągu ostatniego roku. Między jednym obrazem a drugim zawieruszyło się wspomnienie tej przystankowej, łódzkiej niezgody, co reakcją na słowa Ojca była. Reakcji całkowicie uzasadnionej, bo wiele szczęśliwych lat przyszło potem. Choć nie zawsze wiążemy koniec z końcem. Jesteśmy bogaci! Cholernie bogaci każdym dniem! Nie wiem, co mogłoby być cenniejsze.

(fot. Sadownik, źródło)

piątek, listopada 01, 2013

883. Mysia 3 do 17 listopada

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Nie jesteśmy z pokolenia sklepów otwartych siedem dni w tygodniu. Staliśmy się honorowymi członkami tego pokolenia, o czym przypominają nam wigilie dni sklepów zabitych na głucho, gdy sklepy wezmą głęboki oddech i odpoczną od klientów. Przyparci do muru musieliśmy zrobić wczoraj zakupy na dwa dni. Nie poddaliśmy się zbyt łatwo. Najpierw skoczyliśmy na wystawę.

Uwielbiamy tę galerię. Surowe. Białe. Ściany. Fantastyczne oświetlenie. Przestrzeń. Dodana. Do tej rzeczywistej. Pierwszy haust „schizofreniczną ciut” kreską rysowanych fotografii zaczerpnięty. Wrócimy tam jeszcze. Do połowy listopada. To pewne. Pierwszy mój zachwyt to zachwyt portretem.

*

Dwa, które najbardziej mnie poruszają, dotykają, przemieniają...

(fot. Jacob Aue Sobol, Arrivals and Departures, źródło)

(877+5). I już

 wpis przeniesiony 8.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

No i stało się. John Green za mną. Najgrubsza. Najbardziej szalona. Do ostatnich stron trzymała mnie w szachu. Zostawia po sobie jakiś magiczny osad zadumy... kim jesteśmy... jakie miejsca tworzymy... jak miejsca tworzą nas...

[...] a może jesteśmy trawą — nasze korzenie są tak współzależne, że nikt nie jest martwy, jak długo ktoś inny pozostaje żywy.

*

[...] wyobrażanie sobie, że jest się kimś innym albo, że świat jest inny, jest jedyną drogą do wnętrza.

*

Ludzie tworzą miejsce, a miejsce tworzy ludzi.

John Green, Papierowe miasta,
Wydawnictwo Bukowy Las, Wrocław 2013.
(wyróżnienie własne)