wpis przeniesiony 12.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Mój tata mieszkał na ulicy Dietla w Krakowie — przeczytałam siedząc w pociągu jadącym do stolicy. Przypomniało mi się uczucie nieoczywistości oraz niebagatelne znaczenie czasu w czterowymiarowej przestrzeni. Właśnie na tej ulicy, właśnie w dniu, w którym czytałam te słowa, czyli w niedzielę, jadłam obiad i dwa razy zamawiałam kawę.
Czytając te słowa w pociągu, nie przypuszczałam, że będzie jechał, zamiast nominalnych trzech godzin i jedenastu minut, pięć i pół godziny, racząc mnie polską rzeczywistością XXI wieku. Nie zaświtało mi w głowie, że zamiast być wkurzoną na polskie koleje, będę cieszyć się, że mimo wszystko zdążę być we własnym domu przed północą w niedzielę.
Wracałam do domu i wiedziałam, że doświadczenie Anglika w Nowym Jorku, czy Amerykanina w Londynie jest również moim doświadczeniem, choć moje ciało i umysł ruszyły się tylko trzysta kilometrów na południe. Pojechałam do Kraju. To jest Inny Świat, a jedyne, co łączy tambylców ze mną, to język — mówimy po polsku. W Kraju, jak zwykle, chłonę atmosferę, uwielbiam się włóczyć, choć nie „tą razą” i… myślę dużo częściej o jedzeniu. W Kraju jestem stworzona do jedzenia.
We wspomnianym pociągu, wracając z Kraju do siebie, dzięki opóźnieniu, prawie skończyłam książkę. Jej pojawienie się w moim życiu było dość banalne. Audycja radiowa. Zamówienie. Trzy dni czekania. I była.
To bardzo ważna książka, bardzo ważne rozmowy. Podobnie jak Autor, chciałabym by przeczytało ją bardzo wielu NieŻydów, by te rozmowy usłyszały ich Serca, bo rozum pojąć tego nie może. Imiona… są istotne, ważne, znaczące.
*
Daniel
(ur. 1955)
[Mikołaj Grynberg] A co powiesz mamie o naszej rozmowie?
Powiem, że spotkałem faceta z Polski, z którym opowiedzieliśmy sobie kompletnie różne historie, które były całkiem identyczne. Jak wszedłem do tej kafejki, spojrzałeś mi głęboko w oczy, zanim się sobie przedstawiliśmy. Nie byłem pewny czy to ty, ale to spojrzenie, trwające trochę dłużej niż takie spojrzenia zazwyczaj trwają, było warte mojej półtoragodzinnej podróży na Manhattan.
*
Doron i Roger
(ur. 1961 i 1973)
[Mikołaj Grynberg] Chcę opowiedzieć innym, jak było w naszych domach.
Roger: Innym Żydom?
Innym ludziom.
Doron: I co oni mają z tym zrobić?
Przeczytać ze zrozumieniem.
*
Shula
(ur. 1954)
Jeżeli do dzisiaj możemy opowiadać o tym, co nam się stało w Egipcie, to dlaczego nie możemy zajmować się tym, co stało się naszym rodzicom?
*
Steve
(ur. 1955)
Martwię się kierunkiem, w którym zmierza państwo Izrael. Coraz trudniej mi się z nim identyfikować. Kiedy byłem młody, bycie Żydem znaczyło dla mnie bycie blisko innych opresjonowanych ludzi na świecie. Dzisiaj już tak niestety nie jest. Część Żydów zapomniała o tym i stała się konserwatywna, prawicowa i opresyjna. Ciężko mi z tym. Martwię się, że Izrael jest tak silny, że wytrzyma nienawiść wszystkich, ale nie pchnie go to na właściwą ścieżkę.
*
Ela
(ur. 1960)
[…] do dziś jak ktoś mówi: stryjek, szwagier, bratowa… to ja muszę się strasznie skupić i przeliczyć, co to znaczy, bo w moim domu takich słów nie było. Strasznie mi ich brakuje. Czuję, jak bardzo ich nie ma. I denerwują mnie te wszystkie mądrale, które mówią, że nie można tęsknić za czymś, czego się nie znało. Można! Jestem na to dowodem.
[…] Teraz, kiedy mam żydowskiego partnera, mogę o tym mówić, kiedy chcę. W katolickim środowisku pewnych rzeczy nie można powiedzieć, bo albo się kogoś rani, albo jest to niemile widziane, albo po prostu nie wypada. Wojna się skończyła prawie siedemdziesiąt lat temu, ale w naszych domach jeszcze niestety nie.
*
Roz
(ur. 1955)
Moja mama była nadopiekuńcza, a tata był za wolnością. Mówił: „Idź robić błędy, czuj się wolna. Nie daj się zatrzymać przez własne albo cudze lęki”.
Mikołaj Grynberg, Oskarżam Auschwitz. Opowieści rodzinne,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014.
*