wpis przeniesiony 13.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Gdy wyszłam wczoraj spod ziemi na rogu Marszałkowskiej i Alei dotarło do mnie, że jestem zwierzem wielkomiejskim. Poczułam, że znów żyję. Na kawie z Brr, przyglądałam się ludziom przy innych stolikach, głodna istot samosterownych a nie sterowalnych.
Cztery kobiety 50+, uśmiechnięte, pełne życia, dzieliły się sobą między sobą — spotkały się, bo chciały — karmiłam oczy.
Dwaj mężczyźni przy innymi stoliku, mówiąc, patrzyli sobie w oczy — emocje, te dobre, na ich twarzach karmiły mą duszę.
Wiedziałam, że to dopiero początek dobrego dnia.
*
Wieczorem. Na deser podano Zazoo i Onemu, Pana Ciasteczko i mnie. Przy jednym stole. Po raz pierwszy. Na swój prywatny użytek skradłam kilka wrażeń, nastrój i atmosferę. W duchu odnotowałam, że mamy z Sadownikiem niebywałe szczęście, nie tylko do Ludzi, ale również do Par. A gdy wracaliśmy do domu, nie omieszkałam z Nim tego przegadać.
Zwierz wielkomiejski… zamyśliłam się… czy ja wiem? Na pewno ludziolubny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz