piątek, grudnia 01, 2017

2673. Boleśnie inteligentna szydera

 wpis przeniesiony 4.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Należę do małego nieformalnego Klubu czytających regularnie Autora w Dużym Formacie. Nie dziwiło mnie więc wcale, jak któregoś pięknego dnia strzeliło mej osobie do łba, by upolować książkę tę, by ciut dłużej niż na kilku szpaltach półstrony pobyć w świecie Ostroumysłu.

Kilku bohaterów tej książki pochodzi z zacnej miejscowości Mąciwody, ale mąciwodą pierwszej klasy jest sam Autor, który bezczelnie i bezgranicznie używa intelektu nie na pohybel, lecz ku uciesze czytającej. Intelekt, w połączeniu ze spostrzegawczością oraz zdolnością do analizy i syntezy, jest zabójczą bronią — pomyślałam, gdy po raz kolejny natknęłam się w książce na termin robotnik biurowy. Jest to broń reglamentowana i ściśle koncesjonowana przez Naturę, która za nic ma arogancję władzy i majestat miłościwie nam panujących. Robotnik biurowy i wszystko wiadomo o czasach, w których przyszło nam żyć. Robotnik biurowy i wiesz, i „odwiedzieć” się już nie możesz, bo sensu nie dokleisz, nie dosztukujesz wizji, misji i podniosłego celu dźwigania na swych barkach świata, co z kolan sam z siebie powstać nie może.

Na przystawkę, danie główne, ale i deser pierwszy, drugi i ten ostatni Autor serwuje relacje w krzywym zwierciadle rzeczywistości — miodzio! Sam pomysł na cykl z zawartością tego samego składnika w finale każdego opowiadania — wyborny, by utrzymać się w konwencji uczty.

[…] od czasu boomu edukacyjnego student nie musiał wyglądać, jak dawniej student wyglądał, dziś student mógł wyglądać jak alfons, jak diler narkotykowy, jak kibol – zresztą niewątpliwie była wśród herosów boomu edukacyjnego mnogość dilerów i kiboli, koksiarzy i chuliganów, a przynajmniej tych, których głównym talentem była zaradność życiowa.

*

Zdarzało się, że do jego pracodawcy wpływały skargi od pasażerów na chamskiego kierowcę, ale pan Marek był zbyt cennym pracownikiem […]. Najwyżej kierownik zajezdni zdobywał się na przyjacielską reprymendę: „Weź, kurwa, Marek, spróbuj być, kurwa, czasami kulturalny, bo się, kurwa, w końcu ktoś z ratusza do nas dopierdoli; oni tam ochujeli ostatnio na punkcie komfortu mieszkańców, jakby, kurwa, nam się jakiś komfort pracy nie należał”.

*

[…] czysta bezczelność ich konstytuowała, bezczelnie się rozsiedli w wannie, bezczelnie patrzyli na niego i bezczelnie się uśmiechali, bez wątpienia bezczelnie szli przez życie i brali to, co im się należało, a także to, co im się nie należało, ponieważ uważali, że wszystko im się należy. Byli pięknymi chamami i pomyślał, że on nigdy chyba nie był bezczelny, zawsze nad bezczelnością górę brała nieśmiałość – niestety wynik domowego wychowania: jak się przez całą młodość słyszało, że się do niczego nie nadaje, to trudno wzbudzić w sobie bezczelność. […] Bardzo cierpiał z tego powodu, ponieważ jego niezrealizowanym marzeniem było zostać prawdziwym bezczelnym, egoistycznym chamem.
     Muszą dobrze się bawić w życiu, pomyślał, są pozbawieni uczuć wyższych, refleksji metafizycznej, nie interesuje ich teatr ani literatura, choć na pewno chodzą do kina albo oglądają filmy spiracone z sieci, są szczęśliwi.

*

Dla dobra nas wszystkich; dobro większości jest najważniejsze. […] Demokracja na tym polega, że większość ma rację i sprawiedliwość jest po stronie większości. […] sprawy zaszły za daleko, nie uchodziło tchórzyć, szło o wspólne dobro, demokracja polega na tym, że trzeba poświęcić jednostkę dla większości, a życie mieszkańców kamienicy było najważniejsze.

*

Byłem pięćdziesięcioletnim mężczyzną usiłującym sobie przypomnieć ciała koleżanek ze szkoły i byłem pięćdziesięcioletnią kobietą próbującą przywołać obraz własnego ciała sprzed ponad trzydziestu lat i oboje nic nie pamiętaliśmy.

*

     — Mariola! — zawołała matka. — Jak ty się wyrażasz; jak ty się zachowujesz! Przy rodzicach i przy księdzu!
     — To jest mój brat, a nie jakiś obcy ksiądz; z bratem mogę rozmawiać wprost i szczerze — odparowała Mariola.
     — To nie tylko twój brat, ale ksiądz, to jest duchowny, któremu należy się szacunek! — podniosła jeszcze trochę swój słaby głos matka, albowiem bardziej szanowała syna niż córkę. Bardziej także dlatego, że syn był duchownym; gdyby był kierowcą pekaesu, hydraulikiem bądź listonoszem, to też by go oczywiście kochała, ale na pewno o wiele mniej szanowała.
     Ojciec naturalnie milczał; milczał w sposób iście cmentarny, albowiem znajdował się na rozdrożu – duchowym i światopoglądowym
.

Krzysztof Varga, Egzorcyzmy księdza Wojciecha,
Wielka Litera, Warszawa 2017.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz