wpis przeniesiony 6.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Autor zachwycił mnie… czym?… między innymi precyzją wypowiedzi. Niebywałej sprawności umysłowej nie miałam dość. Klik, klik. Książki, którą chciałabym przeczytać, zdobyć się nie da, ale była ta — przez rzekę prowadząca.
Pamiętam moje wyobrażenie o sensie życia, ciele, sprawności, które miałam dwadzieścia lat temu. Z dzisiejszej perspektywy jedne mnie śmieszą, drugie nie mieszczą się w głowie — czyżby wszystkie były przywilejem młodości, która przewidzieć nie mogła, co stanie się faktem?
Ta książka konfrontuje z różnymi wyobrażeniami, pytaniami, odpowiedziami. Konfrontuje mądrze — błyskotliwość Autora do ostatniego zdania nienaruszona chorobą. Kontaktuje z pragnieniami i urealnia skończoność naszych dni.
[Carol Blue, Posłowie] Wszystko było tak, jak być powinno, poza tym, że nie było. Żyliśmy w dwóch światach. Ten stary, który nigdy wcześniej nie wydawał się tak piękny, jeszcze nie znikł; a nowy, o którym nie mieliśmy żadnego pojęcia i tylko napawał nas strachem, jeszcze się nie wyłonił.
*
Ratownicy, którzy przybyli w wielkim pośpiechu, potraktowali mnie z niebywałą uprzejmością i profesjonalizmem. Długo się zastanawiałem, na co im potrzebne te wysokie buty, kaski i tyle ciężkiego sprzętu, ale teraz, kiedy wspominam całe to zajście, kojarzy mi się ono z bardzo łagodną, choć stanowczą deportacją, jakby wywożono mnie z krainy zdrowia przez nieprzyjazną granicę, za którą zaczyna się terytorium choroby. Po kilku godzinach odprawy na posterunku granicznym, kiedy to wykonano sporo doraźnych badań mojego serca i płuc, lekarze pokazali mi komplet pocztówek z mojego wnętrza i oznajmili, że najbliższa przesiadka w tej podróży czeka mnie u onkologa. Na kliszach prześwietleń spoczywał jakiś cień.
*
Na idiotyczne pytanie „Dlaczego ja?” wszechświat ledwie zadaje sobie trud, by odpowiedzieć: „A dlaczego nie?”.
*
[…] skłaniam się ku wielkiemu Wolterowi, który nagabywany na łożu śmierci, by wyrzekł się diabła, wymamrotał, że to nie czas na robienie sobie wrogów.
Duński fizyk i noblista Niels Bohr zawiesił kiedyś nad drzwiami podkowę. Zbulwersowani przyjaciele zaprotestowali, że przecież on nie wierzy w tak żenujące zabobony.
— Ani trochę — potwierdził Bohr z zimną krwią. — Ale to podobno działa, czy się w to wierzy, czy nie.
*
Powszechnie się przyjmuje, że pytanie „Jak się czujesz?” nie nakłada na ciebie obowiązku udzielenia wyczerpującej lub szczerej odpowiedzi. Toteż gdy ktoś mi je teraz zadaje, zazwyczaj mówię coś zagadkowego w rodzaju „Trochę za wcześnie, by to stwierdzić”. (A jeśli zainteresowanie moim samopoczuciem przejawia wspaniały personel kliniki onkologicznej, czasem posuwam się nawet do tego, by odrzec: „Chyba mam dzisiaj raka”.) […] Nie ma nic zabawnego w uświadomieniu sobie nagiej prawdy materializmu, że nie mam ciała, lecz jestem ciałem.
*
Odwaga? Ha! Zostaw ją sobie na walkę, przed którą nie będziesz mógł uciec.
*
To chyba przejaw miłosierdzia, że bólu nie da się opisać z pamięci. Nie sposób też przed nim ostrzec.
*
Jak dotąd trwam w postanowieniu, by przyjmować wszystko, czym zarzuci mnie choroba, i zachować wojowniczą postawę, nawet mając na względzie nieuchronny koniec. Powtarzam, to nic ponad to, co ma do przejścia zdrowy człowiek, tylko że w zwolnionym tempie. Taki jest nasz wspólny los.
*
A do tego te zwykłe określenia, jak „data ważności”… czy przeżyję moją kartę kredytową? Moje prawo jazdy? Ludzie mówią: „Przyjeżdżam w piątek, zastanę cię?”. Co za pytanie!
*
Ciało zamienia się z niezawodnego przyjaciela w kogoś obojętnego, a potem w perfidnego wroga… Proust?
*
[Carol Blue, Posłowie] „Jak to dobrze, że my to my” — odezwał się swoim doskonałym głosem.
Christopher Hitchens, Śmiertelność,
przeł. Radosław Madejski, Sonia Draga, Katowice 2013.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz