niedziela, marca 04, 2018

2772. Mortkuję (IV)

 wpis przeniesiony 7.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pierwszy raz uprawiałam czytanie hybrydowe. Podczas działań kuchennych; wieczorem, gdy oczy chciały odpocząć; podczas ćwiczeń — słuchałam. W tramwaju, autobusie, w przerwie między zajęciami czytałam oczami. Chyba nauczyłam się słuchać kryminały dzięki panu Januszowi Zadurze, który pięknie przeczytał mi czwarty tom.

Już tylko ja mortkuję. Piąty, ostatni na ten moment, tom przede mną. Dobrze, że ostatni, bo ile można kryminalić.

Kawa oczywiście była zbyt gorzka jak dla niego. Nazywał to przekleństwem zepsutego automatu z komendy stołecznej. Maszyna zawsze wsypywała zbyt dużo cukru. Początkowo mu to przeszkadzało, ale przyzwyczaił się do tego przesłodzonego smaku i teraz żadna inna kawa mu nie podchodziła. Ironia sytuacji polegała na tym, że automat w końcu naprawiono a on pozostał ze swoim zepsutym przez bezduszne urządzenie gustem.

*

Gęby mieli pełne frazesów o słowiańskiej wspólnocie, Partnerstwie Wschodnim i o tym, że trzeba Ukrainę ciągnąć na Zachód, ale jak przychodziło co do czego, to tylko Wołyń, Wołyń i Wołyń. Jakby to usprawiedliwiało wszystkie mniejsze i większe świństwa, które im robili.

*

     — To ma być pierwszy i ostatni raz. Jasne?
     — To nigdy nie było problemem — zauważył Kochan.
     — Zawsze było. Tylko nie miałem czasu ani ochoty, żeby cię porządnie opieprzyć.
     — A teraz szef ma?
     — Ochotę? Jak najbardziej
.

*

     — To jest dupa, a nie praca.
     — Nie. To dla ciebie szansa — odpowiedział Andrzejewski
.

*

     — […] Policjantem zostaje się po to, żeby pomagać ludziom.
     — To nie mój przypadek — stwierdziła.
     — Nie?
     — Nie. Ja zostałam policjantką, bo jest to jeden z nielicznych zawodów pozwalających w sprzyjających warunkach na zrobienie krzywdy tym, których się nienawidzi
.

*

Podobnie jak w przypadku reszty gadających głów, policjant nie zadał sobie trudu zapamiętania jego nazwiska. Po prostu nie cenił ich pracy. Nie było nic prostszego, niż posadzić przy jednym stole ludzi o różnych poglądach i kazać im przekrzykiwać się przez czterdzieści pięć minut. Jego matka robiła to co tydzień przy okazji niedzielnego obiadu i do tego nikt jej za to nie płacił.

*

     — […] Nie będę pana oszukiwał. Jest źle i będzie tylko gorzej. Kształcimy teraz, tutaj, w tym budynku kolejne pokolenia, które pewnego dnia rozpierdolą nam ten kraj. Wspomni pan moje słowa.
     — Dziennikarze? — zapytał z powątpieniem Mortka.
     — Bezrobotni dziennikarze – uściślił Ostrowski. – Tacy, którzy podpiszą się pod dowolną bzdurą, byleby tylko zarobić na chleb i zyskać odrobinę rozgłosu
.

*

     — Mój mąż w czasie swojej kariery politycznej wielokrotnie odwoływał się do chrześcijańskiego, katolickiego systemu wartości. I proszę mi wierzyć, że nie robił tego na pokaz. Biblia, chrześcijańska wizja świata, przykazania są dla niego prawdziwymi drogowskazami. I teraz też płaci za to cenę. A jedno z przykazań brzmi: „Nie cudzołóż”.
     — Ale pani jest jego drugą żoną, prawda?
     Piersi kobiety uniosły się, kiedy wstrzymała oddech. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce oburzenia.
     — Jestem — powiedziała, z trudem panując nad emocjami. — Życie jest bardziej skomplikowane, niż się pani wydaje
.

*

Zastanawiała się, po co ma im cokolwiek mówić. I tak nie zrozumieją. Może ona. Ale też raczej nie. Ona była z tych, którym się wydawało, że jak się bardzo postarają, to będą mogły przejść przez życie jak mężczyzna.

Wojciech Chmielarz, Osiedle marzeń, Czarne, Wołowiec 2016.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz