sobota, marca 31, 2018

2803. Klasy… i nie chodzi o grę

 wpis przeniesiony 7.04.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Pierwszy raz słowa dr. hab. Macieja Gduli powaliły mnie dziewięć miesięcy temu. O tej książce wiedziałam, ale okładka skutecznie mnie zniechęcała, więc tylko zaznaczyłam do upolowania. Ponieważ jednak jestem bywalcem na blogu Wojciecha Orlińskiego, jego wpis przeważył szalę wyboru w stronę „czytać”.

Niech cię nie zmyli okładka! Ta książka to lektura obowiązkowa w tym roku.

Przy okazji zrobiłam odkrycie na temat sposobu, w jaki czytam takie książki. Polityka, socjologia… nie za dużo o tym wiem, ale i tak sobie to, co czytam, na psychologię zorientowaną na proces przełożę, i właśnie w tej formie mnie to dotknie, szarpnie, zatrzyma. Figury przedstawicieli klasy ludowej, średniej, wyższej w wewnętrznej psychologii… w jaki sposób we mnie są, wchodzą w relacje z innymi ludźmi i w interakcję ze światem? No jak?

Czy jest we mnie ktoś, dla kogo wartością są rodzina, praktycyzm czy konserwatywna tolerancja w postaci „żyj i daj żyć innym”? Oczywiście z łatwością odnajduję taki kawałek, nawet jeśli rodzinę definiuję inaczej niż klasa ludowa.

Czy jest we mnie ktoś, dla kogo wartością są porządek (nawet jeśli tylko wewnętrzny), samodyscyplina i rozwój? Wstyd, ale myślałam, że każdy człowiek wyznaje takie wartości. To właśnie tu miałam ślepą plamkę świadomości — zaślepiał mnie przywilej kapitału kulturowego, którym obdarował mnie los.

Czy jest we mnie ktoś, dla kogo wartością są swoboda, podążanie za swoim powołaniem i antykolektywizm? Oczywiście! Każde studia, które podjęłam i skończyłam, były studiami wybieranymi z miłości i pasji, nigdy jako bilet do lepszego świata.

Dowolna decyzja w życiu — która z tych trzech figur pomagała w jej podjęciu? Potrzebuję ich wszystich. Śmiem twierdzić, że Ty też.

Po pierwsze, klasy nie istnieją. Po drugie, jeśli już ktoś wykaże ich istnienie, to pierwszym odruchem jest zastanowienie się nad tym, jak je zlikwidować. Liberałowie mają swoje tezy o skapywaniu bogactwa, prawica obiecuje przepędzenie elit, a lewica redystrybucję. A może ta dość powszechna zgoda, że klas być nie powinno, sama jest problemem i wymaga zakwestionowania?

*

Klasa to nie tylko kwestia tego, ile posiadam, gdzie pracuję i ile zarabiam, choć te sprawy odgrywają oczywiście dużą rolę, ale też całe moje życie codzienne i skłonności, których często w ogóle nie zauważam, ponieważ wydają mi się one naturalne.

*

Weźmy na przykład jazdę na rowerze. Na rowerze spotkać można przedstawicieli wszystkich klas, ale dla klasy ludowej jest to przede wszystkim tani środek lokomocji (praktycyzm), dla klasy średniej trening (samodyscyplina), a dla klasy wyższej czysta przyjemność (swoboda). Z tego powodu z podejrzliwością traktować trzeba zarówno tezy związane z ogłaszaniem ostatecznej demokratyzacji naszej kultury (na przykład „wszyscy noszą dziś dżinsy!”), jak i samo postulowanie takiej demokratyzacji, bo różnice i dominacja odtwarzać się mogą pomimo powierzchownego ujednolicenia.

*

Wygląda to tak, jakby istniały tylko dwa stany: normalność i niedopasowanie. Podział ten, przyznać niestety trzeba, jest także źródłem gratyfikacji symbolicznej dla części klasy średniej. Potwierdza bowiem słuszność ich stylu życia, a tych, którzy do niego nie pasują, przedstawia jako przegranych, którzy sami są sobie winni, ponieważ nie pracowali dość wytrwale, nie mają bogatej osobowości i są za mało elastyczni, żeby zmienić swoje życie. Łatwo zrozumieć, że sporo ludzi czuje się w tym systemie przynajmniej nieswojo.

*

Dominujący język służący do opisu współczesnego świata pracy jest kwintesencją średnioklasowej hegemonii. Pracownik to ktoś, kto musi dobrze zaplanować swoją karierę, uzyskać odpowiednie kwalifikacje, inwestując w zdobycie dyplomu, a potem aplikować o pracę i troszczyć się o gromadzenie coraz większego doświadczenia. Z tym że ta wizja pracownika oparta na schemacie CV daleka jest od rzeczywistości pracowników z klasy wyższej. W zasadzie nikt z przedstawicieli klasy wyższej, z którymi robiliśmy wywiady — niezależnie od tego, czy byli to przedsiębiorcy, przedstawiciele wolnych zawodów czy naukowcy — ani nie zdobywał wiedzy z myślą o karierze (przeważał model bezinteresownego studiowania), ani nie szukał pracy. Z rozbrajającą szczerością rozmówcy stwierdzali, że to praca sama ich znajdowała.

*

Odmienność nie wyklucza współdziałania, a różnice w sposobach życia można wykorzystać do tego, żeby uruchomić dynamikę rozwoju społecznego, który będzie bardziej upodmiotawiający i egalitarny.

*

Rodzina to przede wszystkim sieci wsparcia, wspólne zamieszkiwanie i wzajemna pomoc.

*

Kolejnym niewygodnym tematem jest gender. Prawica widzi w nim antycywilizację. Liberałowie radykalną modę. Tak naprawdę gender oznacza jednak koniec przyzwolenia na traktowanie dominacji nad kobietami jak powietrza i wyciąga na światło dzienne koszty, jakie system przerzuca na kobiety. Dominacja, o której mowa, rozciąga się od założeń, czego nie wypada dziewczynkom, a co wolno chłopcom, przez ograniczanie szans życiowych kobiet, mniejszy dostęp do cenionych miejsc pracy czy większych zarobków, a sięga aż po kontrolę kobiecej seksualności i przyzwolenie na molestowanie i przemoc seksualną. Przerzucane koszty funkcjonowania systemu to z kolei praca opiekuńcza, którą za darmo wykonują przede wszystkim kobiety — dotyczy to opieki nad małymi dziećmi, niepełnosprawnymi oraz osobami starszymi. Dlatego gender rzeczywiście jest niebezpieczny i jako klucz do wielu problemów stanowi wyzwanie rzucone status quo. Poważne potraktowanie kwestii gender oznacza dążenie do takiego przekształcenia społeczeństwa, by dominacja nad kobietami się skończyła, a praca opiekuńcza dzielona była równiej między mężczyzn i kobiety oraz, co nie mniej ważne, wspomagana była przez dobrze rozwinięte usługi publiczne.

*

Powinniśmy zaproponować zbudowanie innego sposobu zaangażowania łączącego odzyskiwanie sprawczości z odpowiedzialnością i solidarnością.

*

[…] czy kwestia uchodźców przypieczętuje na wiele lat panowanie rasistowskiego klimatu, w którym ludzie o innym niż biały kolorze skóry narażeni są na obelgi i ataki. Od przyjęcia uchodźców naprawdę zależy, jakim jesteśmy i jakim będziemy społeczeństwem. Gdy występuje się w obronie demokracji i mówi o potrzebie solidarności, ale pomija ofiary wojny, takie deklaracje stają się kompletnie bezwartościowe. Ideały testowane są wobec konkretnych wyzwań i wiążą się z podejmowaniem ryzyka. W przeciwnym wypadku stają się pustymi, nieautentycznymi formułkami. Bez uchodźców polska demokracja będzie w coraz większym stopniu ustrojem, w którym większość definiująca się w opozycji do obcych będzie narzucać różnym słabym grupom swoją wolę.

*

Pluralizm to przestrzeganie zasady, że każdemu należy się przestrzeń do życia i poszanowanie jego prawa do głosu. Jeśli państwo rządzone przez jedną partię gwałci te reguły, przestaje być wiarygodne i wspólne.

*

Na obecne zmiany trzeba spojrzeć nie z perspektywy kryzysu i wypalenia, ale pojawiania się nowych tendencji.

*

Nacjonalizm buduje fałszywe przekonanie, że wszyscy są jednorodnymi Polakami, liberalna wizja społeczeństwa zakłada z kolei, że wszyscy jesteśmy po prostu jednostkami.

*

Alternatywą dla jednostkowego awansu, który jest kolektywnym marzeniem klasy średniej, może być dążenie do poprawy swojego życia przez lepsze zorganizowanie państwa i satysfakcję z jego dobrego funkcjonowania.

Maciej Gdula, Nowy autorytaryzm,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2018.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz