poniedziałek, grudnia 13, 2021

4479. Czytane na gigancie (XI)

Wciąż mam zaległą jedną książkę Autorki, ale ibukosknera nabył tę na gigancie w tak obrzydliwie niskiej cenie, że trzeba było poczucie własne książki reanimować na­tych­miast.

Doskonała, bo obrazoburcza, prześmiewcza, grubą kreską kreślająca bohaterów. A puenta? Majstersztyk! Kończyłam z wypiekami na twarzy w ostatnią noc na gigancie.

Znam repertuar boskich kar. Bóg karze bezbożnych dziadków niemocą, krnąbrne gospodynie karze bezdzietnością, narodzinami Dzikich, cho­ro­ba­mi, nieszczęściami i pechem, wiosennymi przymrozkami, odejściami mężów i niedobrymi dziećmi. I śmiercią karze, ale rzadziej.

*

Najlepiej, jak człowiek wie, co było na początku, bo wtedy łatwiej z teraz, zawsze i z na wieki wieków.

*

Łono, to jedyne dopuszczalne słowo na to, co mają kobiety. Można nogi skła­dać, pilnować księżyca, oszukiwać męża, ale Boga oszukać nie można, bo on wie, kto i kiedy powinien urodzić którą duszę.

*

Wie ksiądz, to mógł być największy sukces mojego ojca, ta pewność. Ta absolutna, niewzruszona pewność co do tego, jaki jest świat, pewność tak wielka, że nikomu z nas przez lata nie przyszło do głowy, że mogłoby być inaczej.

*

W proboszczu Bóg wziął się z lęku przed nieważnością.

*

W mojej matce Bóg wziął się z lęku przed śmiercią, w ojcu z lęku przed życiem.
     Oj życia, proszę księdza, to się ojciec bał. Że go zaleje, zmiecie z powierzchni, pochłonie, że przydusi go do ziemi albo od niej oderwie i rzuci na nieznany ląd. Ojciec trzymał się swojego kawałka życia kurczowo, aż mu palce bielały na kostkach.

*

Chłopcy mają łatwiej, bo mają grzechy męskie, jak zbite okno, udręczony kot i podbite oko. Nie zrozumieją dziewczyńskich grzechów. Poza tym dziewczynki są grzeczne, więc trudniej coś uzbierać.

*

Dziadek mówił, że Bóg prędzej pójdzie z nim w las, niż będzie siedział w złoconym tabernakulum.

*

A jeśli, proszę księdza, Bóg jest wszędzie, bo po prostu taką ma naturę? I wcale nie po to, by człowieka łapać, ale by być przy nim blisko, tak jak chce się być blisko kogoś, kogo się kocha? Może nie rozważa wcale w tym wszędzie i zawsze, uczynków, tylko cicho cieszy się, że nie jest już sam? Kuca na środku drogi i patrzy na mrówkę niosącą na plecach pszczołę. I może patrzą z nim inni Bogowie, których zna jeszcze od Starych Testamentów, a nawet i wcześniej.

*

Jak dobrze – wzdycha z ulgą do telewizora – że urodziliśmy się tu, gdzie mieliśmy się urodzić, tacy, jacy powinniśmy być.
     Martwiło mnie, co z tamtymi, z milionami ludzi, którzy nie urodzili się w naszej ojczyźnie, tylko gdzieś daleko, w dzikich miejscach, wśród nie­wier­nych, nie pod tym Bogiem. Co z tymi, którzy nie wiedzą nawet, jak bardzo się mylą, składając kwiaty pod stopami otyłego bóstwa, odmawiając od­wrot­nie modlitwę, czekając na Jezusa, który nie tylko już przyszedł, ale zdą­żył za nas wszystkich umrzeć i zmartwychwstać.
     – Mamo, co z nimi wszystkimi będzie?
     – A co ma być? – dziwi się.
     Proszę księdza, co z nimi? Gdzie oni pójdą po śmierci? I co jeśli my to oni?

*

Czasem proboszcz nas straszy światem bez krzyży, bo są, mówi, i takie.
     – Co by wówczas podtrzymywało nasze niebo? – pyta.

*

Ale to jak ze wszystkim. Człowiek wyjdzie z matki, a matka z człowieka nie.

*

Nie, proboszcz nie kłamał. Każde zdarzenie ma przecież kształt wielo­bocz­ny, a człowiek widzi tylko od jednej strony, jedną parą oczu. Niby więc wia­do­mo, co się zdarzyło, ale przecież tylko jeden bok świata zostaje w pamięci. A i ta przecież jest różna. […]  Każdy ma inną krzywiznę pamięci, ina­czej za­ła­mu­je światło, inaczej cień rzuca, czarna obwódka zdarzeń inaczej od­bi­ja się na siatkówce i inną drogą wędruje gdzieś dalej, do głowy albo do serca. Czy można więc mówić, że ktoś źle zapamiętał?

*

Jeśli wyobrazić sobie Boga w tym wszystkim, co wymaga czasu albo czu­ło­ści, łaski albo spokoju, co wymaga pochylenia się, by dostrzec lub odejścia daleko, by pojąć. Co wymaga czasu, by oswoić, zrozumienia, by trwać obok, szacunku, by przeżyć. Bóg, który wymaga, by wyjść poza czło­wie­czeń­stwo, które nosi się z dumą przypięte na piersi, wyjść poza dom, który wydaje się własny, i poza ciało, które wydaje się ludzkie, poza czas, którym się kieruje i poza przestrzeń, którą się zarządza.

*

Niewierzące? Nie, nie przychodzi się po cud bez wiary. Inna rzecz, w co się wierzy.

*

Nie wiem. Jak mnie kto zapyta, to z ręką na sercu powiem, że nie wiem. Ale przyszliście do mnie i jedno wiem tylko, że wszyscy tacy sami jesteśmy, że tego samego się boimy, a wśród tych lęków, to człowieka boimy się czasem bardziej niż Boga. I cud to chyba jest wtedy, jak się człowiek do człowieka zwraca i ten drugi robi w sobie miejsce, i słucha. Zwrócić się, zamiast do nieba, to do człowieka, w oczy spojrzeć, spróbować zrozumieć i być przy kimś. Pytaliście ciągle: od kogo ten cud? A może to trzeba pytać od­wrot­nie. Dla kogo ten cud?

Anna Ciarkowska, Dewocje,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2021.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz