I po wspaniałej trzeciej książce Autora wydanej w języku polskim. Takie mogłoby być najkrótsze podsumowanie po najwolniejszej z możliwych prób czytania tej opowieści.
Książkę kilka miesięcy temu podarowała mi Ma, bo ibukosknera kilka dni po ukazaniu się tej pozycji nie chciał nawet słyszeć o odstępstwie od sportowej reguły maksymalnie kilkanaście złotych za książkę dam.
To książka o ludziach, nie więźniach; o okolicznościach, które mogły przytrafić się każdemu człowiekowi. Pozycja godna polecenia szczególnie zwolennikom świętości tradycyjnej rodziny oraz wszystkim kowalom własnego losu, rekomendowana z nadzieją na zbawienną moc doznania choćby chwilowego dysonansu poznawczego.
Naturalna tendencja jest taka, że nawiązujemy kontakty z osobami z tej samej grupy społecznej co my, mającymi upodobania, ideały, poglądy polityczne i styl życia podobne do naszych. Mimo że ten model społeczny jest dla nas wygodny, czyni nas ślepymi na wszystkie modele alternatywne i całkowicie nas izoluje od sposobów myślenia i życia radykalnie odmiennych niż nasze.
*
Od lat próbuję zrozumieć, dlaczego krewni odwiedzają osadzonego w więzieniu męskiego członka rodziny, a zapominają o siostrze, córce lub matce w tej samej sytuacji.
Być może dlatego, że córka lub matka w więzieniu to dla rodziny większy wstyd niż wsadzony za kraty syn lub ojciec, bo zgodnie ze społecznymi normami kobiety powinny być pokorne, skromne i wiedzieć, gdzie ich miejsce.
*
Czy na wolności, czy w niewoli, mężczyźni są niezwykle wyczuleni na kwestię hierarchii – spełniają polecenia zwierzchników z takim samym posłuszeństwem, jakiego wymagają od podwładnych. Ograniczenie fizycznej przestrzeni tylko uwypukla rolę tych współzależności.
[…]
W więzieniach kobiecych panują podobne prawa, hierarchia ustalana jest w wyniku takiego samego procesu rywalizacji i doboru naturalnego, z tą różnicą, że traktuje się ją swobodniej. Kobieta, kierując się poniekąd samym instynktem przetrwania, jest bardziej oporna w podporządkowywaniu się zwierzchnikom, od dziecka uczy się bowiem podgryzać zastany porządek poprzez naginanie go do międzyludzkich układów, w miarę możliwości nie stwarzając pozorów buntu.
*
Uważny stosunek do pacjenta potrafi rozładować wzburzone nastroje i budzić wdzięczność leczonych osób, czy są to praworządni obywatele, czy bezlitośni mordercy.
[…] Medycyna to kapryśny zawód, zdolny z minuty na minutę wywołać wzajemną empatię w dwojgu obcych sobie ludzi.
*
– Rzuć palenie, nie bądź tchórzem.
Na chwilę zamarła. Poczułem, że użyłem za mocnego słowa, w świecie przestępczym wręcz agresywnego. Przeprosiłem ją, mówiąc, że to był żart.
– Po tym, jak mi pan pomógł, nie musi pan za nic przepraszać, doktorze.
– Niby jak ja ci pomogłem?
– Przebadał mnie pan i posłuchał o moim życiu.
*
Tego ranka [Cris] była wyjątkowo szczęśliwa.
– W ubiegły weekend urodziła mi się wnuczka.
– Wnuczka? Ile ty masz lat?
– Dwadzieścia osiem.
– Dwadzieścia osiem?
– Starzeję się, doktorze.
*
Ja nie z tych, co to od razu mówią „tak”. Zanim coś obiecam, porządnie się zastanawiam, bo potem trzeba czasem iść aż do piekła, żeby spełnić te obietnice.
*
Jest skazana na osiemdziesiąt lat z hakiem za kradzież i cztery napady z bronią w ręku z tych ponad pięćdziesięciu, w których uczestniczyła.
Badałem Jéssikę w pewien upalny poniedziałek. Kiedy zacząłem wypisywać receptę, szarpnęła się nagle do tyłu, aż pękło pod nią krzesło. Zląkłem się, ale sądząc po przerażonym spojrzeniu, ona bała się znacznie bardziej. Zrozumiałem, dlaczego wskazuje moje ramię, dopiero wtedy, gdy poczułem kroczki karalucha na szyi.
Z odrazą i niemałym trudem za pomocą bloczka z receptami zdołałem strącić go na ziemię i rozdeptać.
Jéssica potrzebowała chwili, aby wziąć się w garść.
– Przepraszam, że panu nie pomogłam, przerażają mnie te robale.
*
Kiedy skończyła opowieść, łzy ciekły jej po twarzy. Siedziałem w milczeniu. Trzymam się zasady, by nie przerywać ludziom płaczu.
*
– Dzięki Bogu, że mnie przymknęli.
Wyjaśnienie?
– W stanie, w jakim byłam na wolności, czekała mnie tylko śmierć na ulicy.
Jest paradoksem, że dobre postanowienia trafiają na mur wraz z wyjściem na wolność. Dokąd iść, kiedy nie ma się ani pieniędzy, ani krewnych gotowych udzielić schronienia?
*
Kiedy oglądamy filmy o gangsterach, którzy byli plagą amerykańskich miast w czasach Ala Capone, śmieszy nas przekonanie prawodawców tamtej epoki, że prohibicja rozwiąże problemy związane z konsumpcją alkoholu. „Jak mogli nie przewidzieć, że właśnie dzięki temu konsumpcja wzrośnie w sposób niekontrolowany, społeczeństwo zostanie przeżarte korupcją i nastąpi dynamiczny rozwój przemytu i przestępczości?
Jak mogli nie przewidzieć? Z tych samych powodów, dla których my trzymamy się praw, które kryminalizują stosowanie narkotyków i handel nimi. Ile czasu potrzeba, abyśmy sobie uświadomili, że takie prawodawstwo zawiodło nas do najgorszego ze światów – świata kradzieży, mordów, gangów wiecznie rywalizujących o strefy wpływów i szlaki przemytu, świata wiecznej strzelaniny, śmierci niewinnych osób, krakolandii, korupcji policjantów, prawników i sędziów, a narkotyki i tak trafiają w ręce użytkowników? Ile pieniędzy zainwestowano w system represji policyjnej oraz budowę i utrzymywanie ośrodków karnych, aby uzyskać tak żałosne efekty?
*
Władza to abstrakcyjna kategoria, która nie uznaje próżni.
*
Przemoc miejska to zakaźna choroba o wieloczynnikowej etiologii. W przeciwieństwie do innych zaraźliwych schorzeń, w których przypadku nauka, począwszy od XX wieku, czyni wielkie postępy, jeśli chodzi o analizę i środki zaradcze, w tej dziedzinie brak pogłębionych badań przyczyn i konsekwencji. […]
Mam dość wysłuchiwania w kółko argumentu, że bieda nie jest wytłumaczeniem przemocy w naszych miastach.
*
[Cris] Upokorzenia dają tylko tyle, że ludzie robią się jeszcze bardziej wściekli. Wyszłam stamtąd gorsza, niż przyszłam.
*
Czuję odrazę i organiczną pogardę dla mężczyzn, którzy wykorzystują seksualnie kobiety. Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś może czuć podniecenie wobec osoby podporządkowanej siłą, przerażonej, która się wyrywa, płacze i błaga, aby ją oszczędzono.
Ci, którzy wykorzystują nieletnie, wydają się najbardziej odpychający. Poznałem ich trochę w dawnym Carandiru. Przyznaję, że wzbudzali we mnie odruchy nienawiści, które z trudem udawało mi się opanować. Takie opanowanie nie jest dane mężczyznom torturującym i zabijającym w więzieniach gwałcicieli z niewyobrażalnie wyszukanym okrucieństwem. […]
Większość gwałtów wcale nie jest popełniana przez mężczyzn atakujących dziewczynkę w pustym zaułku. Najczęściej napastnikami są ci, którzy wykorzystują bliskość bezbronnych ofiar – ojczymowie, wujkowie, dziadkowie, starsi kuzyni, synowie partnera matki, przyjaciele rodziny lub sąsiedzi, którzy cieszą się zaufaniem domowników. Rodzice wykorzystujący swoje córeczki dopełniają tę bandę szumowin.
*
Kiedy ktoś mu opowiada jakąś nieprawdopodobną historię, [Valdemar Gonçalves] robi naiwną minę, wpatruje się z podziwem w rozmówcę, jakby wierzył całym sercem w jego rewelacje. Po czym nagle, z błyskiem w oczach i dyskretnym uśmieszkiem, rzuca komentarz, po którym cała opowieść rozsypuje się w drobny mak.
Drauzio Varella, Więźniarki, przeł. Michał Lipszyc,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz