niedziela, grudnia 19, 2021

4486. Wiedzieć, by lepiej widzieć

I po wspaniałej trzeciej książce Autora wydanej w języku polskim. Takie mogłoby być najkrótsze podsumowanie po najwolniejszej z możliwych prób czytania tej opo­wie­ści.

Książkę kilka miesięcy temu podarowała mi Ma, bo ibukosnera kilka dni po uka­za­niu się tej pozycji nie chciał nawet słyszeć o odstępstwie od sportowej reguły maksy­mal­nie kilkanaście złotych za książkę dam.

To książka o ludziach, nie więźniach; o okolicznościach, które mogły przytrafić się każ­de­mu człowiekowi. Pozycja godna polecenia szczególnie zwolennikom świętości tra­dy­cyj­nej rodziny oraz wszystkim kowalom własnego losu, rekomendowana z na­dzie­ją na zbawienną moc doznania choćby chwilowego dysonansu poznawczego.

Naturalna tendencja jest taka, że nawiązujemy kontakty z osobami z tej samej grupy społecznej co my, mającymi upodobania, ideały, poglądy po­li­tycz­ne i styl życia podobne do naszych. Mimo że ten model społeczny jest dla nas wygodny, czyni nas ślepymi na wszystkie modele alternatywne i całkowicie nas izoluje od sposobów myślenia i życia radykalnie od­mien­nych niż nasze.

*

Od lat próbuję zrozumieć, dlaczego krewni odwiedzają osadzonego w wię­zie­niu męskiego członka rodziny, a zapominają o siostrze, córce lub matce w tej samej sytuacji.
     Być może dlatego, że córka lub matka w więzieniu to dla rodziny większy wstyd niż wsadzony za kraty syn lub ojciec, bo zgodnie ze społecznymi nor­ma­mi kobiety powinny być pokorne, skromne i wiedzieć, gdzie ich miejsce.

*

Czy na wolności, czy w niewoli, mężczyźni są niezwykle wyczuleni na kwe­stię hierarchii – spełniają polecenia zwierzchników z takim samym po­słu­szeń­stwem, jakiego wymagają od podwładnych. Ograniczenie fi­zycz­nej prze­strze­ni tylko uwypukla rolę tych współzależności.
     […] 
     W więzieniach kobiecych panują podobne prawa, hierarchia ustalana jest w wyniku takiego samego procesu rywalizacji i doboru naturalnego, z tą różnicą, że traktuje się ją swobodniej. Kobieta, kierując się poniekąd samym instynktem przetrwania, jest bardziej oporna w pod­po­rząd­ko­wy­wa­niu się zwierzchnikom, od dziecka uczy się bowiem podgryzać za­sta­ny porządek poprzez naginanie go do międzyludzkich ukła­dów, w miarę mo­żli­wo­ści nie stwarzając pozorów buntu.

*

Uważny stosunek do pacjenta potrafi rozładować wzburzone nastroje i bu­dzić wdzięczność leczonych osób, czy są to praworządni obywatele, czy bez­li­tośni mordercy.
     […]  Medycyna to kapryśny zawód, zdolny z minuty na minutę wywołać wzajemną empatię w dwojgu obcych sobie ludzi.

*

     – Rzuć palenie, nie bądź tchórzem.
     Na chwilę zamarła. Poczułem, że użyłem za mocnego słowa, w świecie przestępczym wręcz agresywnego. Przeprosiłem ją, mówiąc, że to był żart.
     – Po tym, jak mi pan pomógł, nie musi pan za nic przepraszać, doktorze.
     – Niby jak ja ci pomogłem?
     – Przebadał mnie pan i posłuchał o moim życiu.

*

Tego ranka [Cris]  była wyjątkowo szczęśliwa.
     – W ubiegły weekend urodziła mi się wnuczka.
     – Wnuczka? Ile ty masz lat?
     – Dwadzieścia osiem.
     – Dwadzieścia osiem?
     – Starzeję się, doktorze.

*

Ja nie z tych, co to od razu mówią „tak”. Zanim coś obiecam, porządnie się zastanawiam, bo potem trzeba czasem iść aż do piekła, żeby spełnić te obietnice.

*

Jest skazana na osiemdziesiąt lat z hakiem za kradzież i cztery napady z bro­nią w ręku z tych ponad pięćdziesięciu, w których uczestniczyła.
     Badałem Jéssikę w pewien upalny poniedziałek. Kiedy zacząłem wy­pi­sy­wać receptę, szarpnęła się nagle do tyłu, aż pękło pod nią krzesło. Zląkłem się, ale sądząc po przerażonym spojrzeniu, ona bała się znacznie bardziej. Zro­zu­mia­łem, dlaczego wskazuje moje ramię, dopiero wtedy, gdy poczułem kroczki karalucha na szyi.
     Z odrazą i niemałym trudem za pomocą bloczka z receptami zdołałem strą­cić go na ziemię i rozdeptać.
     Jéssica potrzebowała chwili, aby wziąć się w garść.
     – Przepraszam, że panu nie pomogłam, przerażają mnie te robale.

*

Kiedy skończyła opowieść, łzy ciekły jej po twarzy. Sie­dzia­łem w milcze­niu. Trzymam się zasady, by nie prze­ry­wać lu­dziom płaczu.

*

     – Dzięki Bogu, że mnie przymknęli.
     Wyjaśnienie?
     – W stanie, w jakim byłam na wolności, czekała mnie tylko śmierć na ulicy.
     Jest paradoksem, że dobre postanowienia trafiają na mur wraz z wyjściem na wolność. Dokąd iść, kiedy nie ma się ani pieniędzy, ani krewnych go­to­wych udzielić schronienia?

*

Kiedy oglądamy filmy o gangsterach, którzy byli plagą amerykańskich miast w czasach Ala Capone, śmieszy nas przekonanie prawodawców tamtej epoki, że prohibicja rozwiąże problemy związane z konsumpcją alkoholu. „Jak mogli nie przewidzieć, że właśnie dzięki temu konsumpcja wzrośnie w sposób niekontrolowany, społeczeństwo zostanie przeżarte korupcją i nastąpi dynamiczny rozwój przemytu i przestępczości?
     Jak mogli nie przewidzieć? Z tych samych powodów, dla których my trzymamy się praw, które kryminalizują stosowanie narkotyków i handel nimi. Ile czasu potrzeba, abyśmy sobie uświadomili, że takie prawodawstwo zawiodło nas do najgorszego ze światów – świata kradzieży, mordów, gangów wiecznie rywalizujących o strefy wpływów i szlaki przemytu, świata wiecznej strzelaniny, śmierci niewinnych osób, krakolandii, korupcji policjantów, prawników i sędziów, a narkotyki i tak trafiają w ręce użytkowników? Ile pieniędzy zainwestowano w system represji policyjnej oraz budowę i utrzymywanie ośrodków karnych, aby uzyskać tak żałosne efekty?

*

Władza to abstrakcyjna kategoria, która nie uznaje próżni.

*

Przemoc miejska to zakaźna choroba o wieloczynnikowej etiologii. W prze­ci­wień­stwie do innych zaraźliwych schorzeń, w których przypadku nauka, począwszy od XX wieku, czyni wielkie postępy, jeśli chodzi o analizę i środki zaradcze, w tej dziedzinie brak pogłębionych badań przyczyn i kon­sek­wen­cji. […]
     Mam dość wysłuchiwania w kółko argumentu, że bieda nie jest wy­tłu­ma­cze­niem przemocy w naszych miastach.

*

[Cris]  Upokorzenia dają tylko tyle, że ludzie robią się jeszcze bardziej wściekli. Wyszłam stamtąd gorsza, niż przyszłam.

*

Czuję odrazę i organiczną pogardę dla mężczyzn, którzy wykorzystują seksualnie kobiety. Nie potrafię zrozumieć, jak ktoś może czuć podniecenie wobec osoby podporządkowanej siłą, przerażonej, która się wyrywa, płacze i błaga, aby ją oszczędzono. Ci, którzy wykorzystują nieletnie, wydają się najbardziej odpychający. Poznałem ich trochę w dawnym Carandiru. Przy­zna­ję, że wzbudzali we mnie odruchy nienawiści, które z trudem udawało mi się opanować. Takie opanowanie nie jest dane mężczyznom torturującym i zabijającym w więzieniach gwałcicieli z niewyobrażalnie wyszukanym okrucieństwem. […]
     Większość gwałtów wcale nie jest popełniana przez mężczyzn ata­ku­ją­cych dziewczynkę w pustym zaułku. Najczęściej napastnikami są ci, którzy wykorzystują bliskość bezbronnych ofiar – ojczymowie, wujkowie, dziad­ko­wie, starsi kuzyni, synowie partnera matki, przyjaciele rodziny lub sąsiedzi, którzy cieszą się zaufaniem domowników. Rodzice wykorzystujący swo­je có­reczki dopełniają tę bandę szumowin.

*

Kiedy ktoś mu opowiada jakąś nieprawdopodobną historię, [Valdemar Gonçalves]  robi naiwną minę, wpatruje się z podziwem w rozmówcę, jakby wierzył całym sercem w jego rewelacje. Po czym nagle, z błyskiem w oczach i dyskretnym uśmieszkiem, rzuca komentarz, po którym cała opowieść rozsypuje się w drobny mak.

Drauzio Varella, Więźniarki, przeł. Michał Lipszyc,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz