czwartek, grudnia 23, 2021

4488. Siurpryza — only ♯ ♯ ♯

Koneser i znawca win, co bukiety, nuty — winne mu nie jedną rozkosz podniebienia — w małym palcu ma. Ów, bez mno­że­nia tu już zbędnych słów, obdarował mnie pły­tą. Szacunek do jego gustu muzycznego posiadam, więc nie mogłam z do­sko­ku, na ko­la­nie czy podczas rehabilitacyjnego zestawu zrób to sama co dnia.

Listopadowy gigant choć ma ogromną zaletę — brak czasu na zjazd na­stro­ju, związany z najciemniejszymi dniami w roku — ma też ogromną wadę. Wró­ci­łam do domu, odkopać się z zaległości usiłuję i gdy już widzę światełko w tu­ne­lu, okazuje się, że gwiazda betlejemska nadciąga z prędkością meteoru. Życze­nia, prezenty, a ja całkiem nieprzygotowana.

Wracając do płyty. Wytwórnia fonograficzna — ulubiona, fortepian — cudnie, od Konesera — będzie się działo, dobry czas — wymagany! Wczoraj dopadłam ten Czas. Słuchawki — najlepsiejsze — na uszy, dodatkową deprywację sensoryczną poprzez zamknięcie oczu uzyskać i wio, maleńka.

Znana jestem z ignorancji do nazwisk. Sztukę lubię kon­su­mo­wać od doznań cielesnych, więc wszystkie opisy chętnie, ale potem, najpierw trzewia. Tak też zrobiłam z tą płytą.

Pierwsze takty. Pierwsze utwory. Hmmm. Smaczne echa charaktery­stycz­nych ele­men­tów kom­po­zy­cji Satie’go. Hmmm. Piękne staccato. Hmmm. A to? To musi być coś skandy­naw­skie­go. Dla przyjemności lewą rękę odddzielić od prawej. Uwagę tylko na prawej przy­trzy­mać, a teraz na lewej. O! To? To jest piosenka! Ja ją znam, a gdy przy­po­rząd­ko­wu­ję do melodii słowa thank you for the music, jestem już w do­mu, Abba! Potem dwa kawałki całkiem nowe dla mojego ucha i znów znany szla­gier. Kim jest ten facet, co gra? Gugl, gugl i wszystko jasne. Niesamowity życiorys. Nie­sa­mo­wi­ta płyta — dziękuję Kone­se­rze! Tego nie znałam, więc łomolę z zachwytem.

Benny Andersson, Aldrig.

*

W drodze na święta, gdy puścilam płytę w samochodzie, Sadownik zapytał: na­praw­dę nie wiedziałaś, kim jest Benny Andersson? A niby skąd? Nim zyskał znaczące dla mnie nazwisko, był dla mnie starszym panem z okładki, obie­cu­ją­cym kawałek do­brej muzyki bez prądu. Dotrzymał słowa. Wisienką na torcie była poniższa ruchoma opowieść.


Benny Andersson, Piano. Live and Direct.
(od lewej: 1., 2., 3. część)

2 komentarze:

  1. Jakie to piękne! Dziękuję.
    Dobrego, spokojnego czasu. Natura zrobiła nam prezent, jest pięknie biało, więc cieszmy się z tego, a problemy niech sobie zostaną na boku, chociaż na chwilę :)

    OdpowiedzUsuń