Koneser i znawca win, co bukiety, nuty — winne mu nie jedną rozkosz podniebienia — w małym palcu ma. Ów, bez mnożenia tu już zbędnych słów, obdarował mnie płytą. Szacunek do jego gustu muzycznego posiadam, więc nie mogłam z doskoku, na kolanie czy podczas rehabilitacyjnego zestawu zrób to sama co dnia.
Listopadowy gigant choć ma ogromną zaletę — brak czasu na zjazd nastroju, związany z najciemniejszymi dniami w roku — ma też ogromną wadę. Wróciłam do domu, odkopać się z zaległości usiłuję i gdy już widzę światełko w tunelu, okazuje się, że gwiazda betlejemska nadciąga z prędkością meteoru. Życzenia, prezenty, a ja całkiem nieprzygotowana.
Wracając do płyty. Wytwórnia fonograficzna — ulubiona, fortepian — cudnie, od Konesera — będzie się działo, dobry czas — wymagany! Wczoraj dopadłam ten Czas. Słuchawki — najlepsiejsze — na uszy, dodatkową deprywację sensoryczną poprzez zamknięcie oczu uzyskać i wio, maleńka.
Znana jestem z ignorancji do nazwisk. Sztukę lubię konsumować od doznań cielesnych, więc wszystkie opisy chętnie, ale potem, najpierw trzewia. Tak też zrobiłam z tą płytą.
Pierwsze takty. Pierwsze utwory. Hmmm. Smaczne echa charakterystycznych elementów kompozycji Satie’go. Hmmm. Piękne staccato. Hmmm. A to? To musi być coś skandynawskiego. Dla przyjemności lewą rękę odddzielić od prawej. Uwagę tylko na prawej przytrzymać, a teraz na lewej. O! To? To jest piosenka! Ja ją znam, a gdy przyporządkowuję do melodii słowa thank you for the music, jestem już w domu, Abba! Potem dwa kawałki całkiem nowe dla mojego ucha i znów znany szlagier. Kim jest ten facet, co gra? Gugl, gugl i wszystko jasne. Niesamowity życiorys. Niesamowita płyta — dziękuję Koneserze! Tego nie znałam, więc łomolę z zachwytem.
Benny Andersson, Aldrig.
*
W drodze na święta, gdy puścilam płytę w samochodzie, Sadownik zapytał: naprawdę nie wiedziałaś, kim jest Benny Andersson? A niby skąd? Nim zyskał znaczące dla mnie nazwisko, był dla mnie starszym panem z okładki, obiecującym kawałek dobrej muzyki bez prądu. Dotrzymał słowa. Wisienką na torcie była poniższa ruchoma opowieść.
Benny Andersson, Piano. Live and Direct.
(od lewej: 1., 2., 3. część)
Jakie to piękne! Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDobrego, spokojnego czasu. Natura zrobiła nam prezent, jest pięknie biało, więc cieszmy się z tego, a problemy niech sobie zostaną na boku, chociaż na chwilę :)
Niech! :)))))
Usuń