środa, listopada 02, 2022

4807. Z oazy (LXXXI)

Świąteczne odliczanie literek, dwa. Wyjęłam tę książkę z tej. Choć wydana również w wersji elektronicznej, to wygląda, że „nakład wyczerpano”, bo jest niemożliwa do ku­pie­nia. Nie zrozumiem „ręki” rynku, co w figę się zwija. Nie to nie! Środkowy pa­lec sam się prostuje. Sadownika o po­moc poprosiłam i… znalazł mi ją w sieci. Spi­ra­ci­liś­my bez mrugnięcia okiem.

Książka o końcu świata. Dziewięć lat i dwa dni po tym, jak przy­trafił się Autorce, przytrafił się mi i zostałam półsierotą. Dziś po raz drugi listopadowe święta nie­obec­no­ści po tej stronie tęczy mają inny wymiar.

Ulżyło mi, gdy czytałam o uwierającym Autorkę nadmiarowym przecinku w nekro­lo­gu. W nekro­lo­gu Orzeszka, w części wspólnej wszystkich nekrologów przed i po mojej Mamie, był błąd or­to­gra­ficz­ny. Tylko ja go zauważyłam. Takie czasu czy co? Miałam, nie wiem skąd, siłę, by się oburzyć. Chociaż tyle wtedy mogłam, dziwiąc tych, którym było to zupełnie obojętne.

M. napisała do mnie na wieść, że piszę tę książkę: „Mija, są momenty ra­dości, jednak właściwie wszystko od śmierci rodziców jest jak śmiertelna choroba”.

*

W chwili śmierci rodziców sporządzamy w myślach protokół wzajemnych przewinień. Rodzina, wiadomo, źródłem nieszczęść i piekłem, więc nie każdy może zająć się prostą żałobą. W grupach terapeutycznych można przerobić takie listy nieomówionych kwestii, niezałatwionych roszczeń. Nie ma jednej szkoły, zasadniczo chodzi o to, żeby znaleźć przestrzeń zarówno dla smutku, jak i dla złości, które mogą być etapami żałoby, blokadami żałoby lub efektem kryzysu ogarniającego nas jednocześnie z żałobą.

*

Nie wierzę w więzy krwi, choć wierzę w geny i dziedziczenie konsekwencji zdarzeń. Pradziadek może nabrać znaczenia w naszym życiu, jeśli go sobie opowiemy. Inaczej nic z tego, chyba że odezwie się w nas jakąś chorobą. Bez opowieści będzie obcym, odległym facetem. Natomiast jego dawne decyzje mogą przesunąć nas w przestrzeni, odebrać nam coś lub podarować. Ktoś obcy wpływa na mnie. Poza tym liczy się obecność, żywy przekaz, dotyk. Je­steś­my rodziną, bo spędzamy ze sobą część życia. Przodków możemy ado­pto­wać. Mój tatulek nie demonstrował w tej sprawie specjalnie silnych aspi­ra­cji. Akceptował i lubił czas teraźniejszy.

*  *  *

Podróż nie zwalnia, nie uwalnia.

*

W dzieciństwie, o ile nie umierają nam najbliżsi, jesteśmy trzymani z dala od śmierci, przynajmniej w miejskiej, ateizującej kulturze. Trudno powie­dzieć, czy męka i śmierć Chrystusa na krzyżu docierają do dzieci jako fakt materialny, skoro stanowią przesilenie, po którym następuje zmartwych­wsta­nie. Które dziecko widziało kiedyś jakiegoś zmartwychwstałego? Czy w dziecięcej wyobraźni sprawa śmierci nie jest równie bajkowa jak sprawa powstania z martwych? Zwłaszcza że pierwszą ilustrują makabryczne ele­men­ty wystroju kościoła, drugą – infantylne malowanki w zeszytach do religii. Więc choć kultura chrześcijańska bezustannie odwołuje się do śmier­ci, dzieci zwykle nie muszą się nią kłopotać.

*

[…]  w czasach moich studiów polonistycznych, ich obecność świadczyła o wysokim poziomie tekstu. Autotematyczne automatycznie znaczyło li­terackie. Same historie ceniliśmy mniej od ich szwów zostawionych na wierzchu.

*

„Przez chorobę pokochałam cię bardziej”. Od zera do bardziej, trudno powiedzieć, co – poza lękiem – mogło to znaczyć.

*

Przeszłość jest nienaprawialna,
nic z nią nie zrobimy.

*  *  *

Tym razem, tamtego dnia, kupiłam bilet do tych, którzy tymczasem tkwili w paraliżu po sobotnich godzinach między dziewiątą a jedenastą, pełnych niedowierzania, grozy, działania, telefonów, informowania pozostałych, organizowania występu temu, który już nic nie zrobi, ale nie jest obojętne, jak wypadnie. Na szczęście mieli do podjęcia decyzje: kogo zawiadomić, co zamówić, w którym pokoju usiąść. Z całą resztą jakoś chcąc nie chcąc, cze­ka­li na mnie. Przede wszystkim z raportem z ostatnich chwil i z rozpaczą.

*

Osoba dotknięta w ten sposób powinna pozostać w miejscu, krzyczeć, za­styg­nąć w bezruchu, odmówić przyjmowania pokarmów. Ktoś powinien po nią przyjść, zająć się mailami, powiadomieniami i walizką. Samodzielność, samowystarczalność. Konieczności. Tak mi siebie żal, kiedy myślę o tym.

*

Dlaczego nigdy nie pozwalam zawalić się światu?

*

Zawsze tak jest: prawdziwą wyrwę robi nieoczekiwana wiadomość, zwykle telefoniczna. Zdarzenia mogą mieć różne sekwencje. Bohater dowiaduje się o wypadku, o wezwanym pogotowiu, o diagnozie. Ja odbieram telefon uf­nie, spodziewając się czegoś banalnego. Na przykład potwierdzenia go­dzi­ny powrotu, pytania: „Co robisz?”, „Ładna pogoda?”. Po ostrze­gaw­czym: „Jesteś w hotelu? Siedzisz?”, myślę, boję się w niewłaściwą stronę. Wtedy pada to zdanie: „Ojciec nie żyje”.
     Czepiam się tego zdania, jakby miało podtekst, było próbą generalną, jakby dopowiedzenie mogło je unieważnić, cofnąć, zmiękczyć. Moje: „Jak to?”, „Niemożliwe”, „Nie, nie”, „Jak mógł umrzeć?”, są zagadywaniem, proś­bą o ułaskawienie. Nie chcę tej wyrwy w pięknym dniu i mam obo­wiąz­ki. Od razu myślę o tym, jak udane były cztery minione doby. Dowar­to­ścio­wu­ję każdą minutę, na którą inaczej nie zwróciłabym uwagi.

*

Boję się przerwać rozmowę. Póki trwa,
może coś się zmieni, odstanie.

*

Nie zdążyłam sformułować w myślach sensownej odpowiedzi, obiłam się o przerażenie i radość, bo mogło być tak, że coś źle albo że bardzo dobrze.

*

Wiele zależy od miłości. Moim zdaniem 
wszystko zależy od miłości.

*

[…]  dorośli mają obowiązek uporać się ze smutkiem, nie leźć innym w oczy z tym katastroficznym, depresyjnym nastrojem. Ten obo­wiązek bezwzględnie dotyczy osób uważanych za silne. Odnoszących suk­ce­sy. Normalnych. Niebiorących zwolnień z każdej okazji. Wyra­bia­ją­cych się. Zwolnione są z niego osoby w permanentnym, widocznym kry­zy­sie. Bu­dzą­ce litość. Rozchwiane emocjonalnie. Na rozciągliwej granicy. Takim oso­bom wolno przechodzić załamanie nerwowe, więc nawet pół roku, rok po stracie są cierpliwie pytane o uczucia. Trudno, takie już są, więc warto im pomóc, żeby z kolei nie musieć czytać ich nekrologu. Nie każdemu przy­słu­gu­je równa porcja społecznej żałoby.

*

Umrę, nie umrę; mam dosyć,
nie wytrzymam – łatwo składane deklaracje.

*

Kiedyś było więcej sfer, teraz jest tylko prywatna i publiczna, sama o tym dużo napisałam. No więc skoro tak, przestrzegajmy zasad bez­pie­czeństwa emocjonalnego poza domem. Płacz w domu, nie narzucaj się nikomu. Krótko mówiąc: wciąż chętnie dałabym się tak przytulać każ­de­mu spotkanemu przyjaznemu człowiekowi, bo nadal jestem porażona ude­rze­niem śmierci […].

*

Jestem pewna, że stoi w korytarzu
z uśmiechem, którym zasłaniał przeszłość.

*

W zakładzie pogrzebowym zauważyłam, że standardowe zawiadomienie o śmierci, zapisane w zamkniętym pliku PDF, zawiera błąd interpunkcyjny: „Z głębokim żalem, zawiadamiamy o śmierci”. Za dużo przecinków, być może miały podkreślić stopniowalność emocji. Ktoś się starał być uroczysty? […]  Nie miałam ochoty zawiadamiać świata o śmierci taty w taki sposób, z przecinkiem. Nie miałam ochoty wyjaśniać tej pani, że powinna błąd skorygować. W końcu kogo to może obejść, kto zauważy jeden przecinek? Czy wypada gadać o przecinkach przy takiej okazji? Jakie znaczenie ma treść i forma nekrologu? Czy pisanie, z błędem lub bez, po­wstrzy­ma proces rozkładu? Kto bierze poważnie znaki prze­stan­ko­we? Trzeba nie mieć sumienia, żeby w takiej chwili demonstrować swoją wątpliwą przewagę, wymądrzać się, filozofować. Nekrolog jest zawsze pli­kiem zamkniętym, sygnałem dymnym, gotowcem. Częścią pakietu przy­go­to­wa­nego przez profesjonalistów. W sprawie śmierci bliskich jesteśmy wiecz­ny­mi amatorami, powinniśmy zaufać fachowcom. I, argu­ment ko­ron­ny, nikt się dotąd nie skarżył. […]  Jeśli tak, drobny błąd w ne­kro­lo­gu może być ostatnią deską ratunku, punktem podparcia, miejscem nie­wia­ry­godności. Może od tego drobnego zaczepu, od przecinka zaczniemy się kiedyś śmiać. Zacznę, próbuję sobie samej obiecać.

Inga Iwasiów, Umarł mi. Notatnik żałoby,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2013.
(wyróżnienie własne)

Czyżbym któregoś dnia obudziła się na tyle dorosła, że nie wypadało już zwracać uwagi na rekwizyty dzieciństwa?

*

Dotyk był łagodnym wyłącznikiem, przenosił mnie poza dzień.

*

Odkąd umarł, zawsze mam przy sobie zapałki. Do za­pa­la­nia zniczy i świeczek. Poza tymi na cmentarzu sta­wiam mu czasem świeczki w miejscach, gdzie pro­wa­dzę życie towarzyskie. Nie mówię o tym gościom. Jemy i pi­je­my przy świetle dla taty.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz