poniedziałek, lipca 07, 2025

5828. Z oazy (CCCLV)

Co­tygodniowe odliczanie literek, raz. Autora lata temu pod nos podsunęła mi Bli­źnia­cza Liczba. Doszlusowałam do Niej i też już tę książkę mam za sobą. Nie mo­głam się od niej oderwać. Czekająca na stosiku czytelniczym od roku inna książ­ka Autora przesunęła się kilka grzbietów w górę.

Od początku do końca lektura ta trzyma w uścisku, gładko przeistaczającym się w do­mysły i oczekiwanie. Dawno nie czytałam książki, która tak pięknie, bez żadnej zbędnej czy fałszywej kreski, maluje słowami szorstkość i nieoczywistość ludzkiego losu oraz to, jak pojedynczy ludzie sobie z tą szorstkością radzą, by prze­trwać, przeżyć, ruszyć dalej.

Czytelnicy tej książki znajdą w niej kilka fragmentów, w których – o ile dobrze zrozumiałem – powieść zamierza objaśniać się sama. W tych właśnie miejscach tekst wypowiada się w pierwszej osobie, świadomy – jak twierdzi – że jest zbiorem słów, za pomocą któ­rych została przekazana pewna historia.

Autor

🖇 🖇

Coraz lepiej go rozumiem, chociaż nie przekonuje mnie takie wymyślanie sobie równoległej rzeczywistości. Chodzi mi o to, że każde z nas na swój spo­sób nie znosiło ciszy.

🖇

Postrzegam siebie tylko jako skromny tekst podzielony na frag­men­ty, sumę słów ułożonych w taki sposób, by miały sens.

🖇

Po tylu latach moja pamięć pełna jest nieistotnych szczegółów, praw­dzi­wych drobiazgów, które zamiast pomóc mi w wiernym odtworzeniu moich przeżyć, tylko je zniekształcają. […]  Nie pamiętam dokładnie, co czułam w tamtej chwili. Chyba nic. Byłam jakby pusta w środku, sparaliżowana, zdezorientowana, niezdolna do jasnego myślenia.

🖇

USTALENIE, ile będzie we mnie fikcji, a ile rzeczywistości, jest mi obojętne. Nie mam wpływu na to, czy stanę się opisem osobistych, intymnych doświadczeń związanych nierozerwalnie z jakąś osobą, czy też użyje się mnie jako kroniki lub beznamiętnego dokumentu. Nie wynaleziono jeszcze sita służącego do przesiewania w tekście tego, co autor wymyśli – często mimowolnie – od faktów.
     […]  To proste: albo jesteś obecny na miejscu zdarzenia i masz pełną świadomość tego, co się dzieje przed twoimi oczami, albo twoja wersja wydarzeń będzie nieuchronnie zależeć od wersji in­nych osób, które z kolei mogą zależeć od innych wersji, a te od jeszcze innych.

🖇

Nie rozumiem, jak natura może być tak bardzo bezlitosna dla żywych istot i pozwalać niektórym cierpieć w sposób nie do opisania. Do czego służy ten cholerny ból?

🖇

Lecz kimże ja jestem, żeby ostrzegać autora albo dawać mu rady. Czuję jednak, że mam pełną swobodę wyrażania opinii na temat każdej jego decyzji dotyczącej mojej treści i formy. Tego mi tylko jeszcze brakowało! Przecież kto jak nie ja będzie musiał kiedyś zno­sić smagnięcia krytyki?

🖇

W rzeczywistości nie chodziło o zakupy; potrzebowała wydostać się z wię­zie­nia ża­ło­by, oderwać od telefonu, poczuć na twarzy podmuch świeżego powietrza, pobyć samej wśród nieznajomych, którzy nie zatrzymywali jej na ulicy, aby złożyć kondolencje i oczekiwać, że ona podziękuje im za to z mi­ną Matki Boskiej spod krzyża. Szukała otoczenia, gdzie panuje pozorna normalność, a jednak w pierwszych chwilach codzienne sceny, jakie roz­gry­wa­ły się wokół niej, sprawiły jej ból. Jak to możliwe, że ludzie zajmują się tak po prostu swoimi sprawami […]? Czy po dwóch dniach tragedia staje się przeszłością? Odchodzi w zapomnienie?
     […]  Tu jakaś kobieta szła z pieskiem na smyczy, tam dwóch mężczyzn w płaszczach i beretach rozmawiało z widocznym rozbawieniem. Wtedy po­myślała: a co mają robić? Czy ja się przejmuję nieszczęściami mnóstwa lu­dzi, których nie znam? Każdy zajmuje się swoimi sprawami. Pogodziła się z faktem, że życie nie stoi w miejscu; dzisiaj ciebie poturbuje, a jutro kogoś innego, i tak już jest.

🖇

Mógł go zagadnąć, ale po co? Każdy ma prawo do swoich uczuć.

🖇

Ci, którzy go mijali, często słyszeli, jak mruczy do siebie, ale nawet jeśli po­zor­nie milczał, z drżenia jego warg można było się domyślić, że jest po­chło­nięty jakimś monologiem. W rzeczywistości szeptał do Nuca, patrz, jaka wiel­ka ciężarówka, nie wejdź w kałużę, wyobrażając sobie, że chłopiec to­wa­rzy­szy mu podczas spacerów i trzyma go za rękę.

🖇

[…]  sam nie mogę się pisać ani poprawiać, co czyni mnie bez­bron­nym wobec błędów i braku talentu tego, który mnie pisze.

🖇

A jednak żałoba unosiła się w powietrzu przez cały czas. Widać ją było na twarzach, w spojrzeniach, w strzępkach ciszy, które ludzie zostawiali za so­bą. Po sposobie powitania, po ruchu głową można było się domyślić – oni też doświadczyli tragedii.

🖇

Musi pan zrozumieć, że chłopiec i jego dziadek tworzyli nierozłączną parę. Nie potrafię powiedzieć, kto kogo kochał bardziej, ale obaj się uwielbiali.

🖇

Rozmawiam sama ze sobą, a Bóg, jeśli w ogóle istnieje, będzie wiedział, czy jest zainteresowany wysłuchaniem mnie, co w sumie nie ma dla mnie więk­sze­go znaczenia, bo o nic go nie proszę. Chociaż chciałabym pewnego dnia dostać, sama nie wiem, jakiś znak, jakiś dźwięk w oddali, cokolwiek.
     […]  Nie, nie boję się. Więc o co chodzi? Pozwól mi się zastanowić.

🖇

Po latach [Mariaje] wspomina, że w tamtym czasie między nią a José Mi­gue­lem otworzyła się pusta przestrzeń. Niezbyt rozległa pustynia, o sze­ro­ko­ści najwyżej pół metra, ale nieprzenikniona i ciemna.

🖇

MÓJ autor ma zwyczaj twierdzić, że nie bierze na siebie od­po­wie­dzial­no­ści za przedstawienie historycznej prawdy. Mówi to często, nawet publicznie. Bez wątpienia to człowiek, który lubi się powta­rzać. Dodaje, że jego materiałem roboczym nie jest prawda, ale suma szczegółów, które pozwalają mu na spójne przedstawienie życia jednostek. […]  Oczywiście, gdy ma do czynienia z faktami lub danymi dotyczącymi innych osób, podchodzi z szacunkiem do uzyskanych informacji, a wręcz zdarza mu się sięgnąć do do­dat­ko­wych źródeł w celu ich uzupełnienia.

🖇

Przyznaję jednak, że po tym, co przydarzyło się ojcu, rozmowa z Bogiem przy­pominała mi rozmowę ze ścianą. I nie chodzi o to, że nagle odzyskałam niewiarę, jeśli kiedykolwiek ją straciłam. Nie. Po prostu doszłam do wnio­sku, że Bóg lubi zadawać nam cierpienie. Najwyraźniej nie przy­pa­dli­śmy mu do gustu, więc się zabawia naszym kosztem, zrzucając na nas ze swo­je­go tro­nu jedno nieszczęście za drugim.

🖇

[…]  w momencie tragedii czas się dla niego rozdzielił i Nicasio poruszał się teraz po dwóch różnych torach: pierwszym, właściwym dla wszystkich, i dru­gim, tylko swoim, po którym prowadził za rękę Nuca ścieżką własnych okoliczności i wydarzeń, dzieląc przestrzeń – choć niechętnie – z resztą ludzkości.

🖇

[…]  utrata […]  zmieniła mnie w trędowatą. Proszę mi wierzyć, że od­czu­łam to wiele razy. Ludzie nie lubią mieć do czynienia z ofia­ra­mi – wy­pad­ków, chorób, terroryzmu, czegokolwiek. Jakby bali się zarazić.

🖇

Przydałoby mi się zrzucić pięć kilogramów. Może nawet sześć. Albo siedem. I w ciągu jednej nocy urosnąć dwadzieścia centymetrów. W moim wieku to ostatnie będzie raczej trudne.

🖇

Co się wydarzy? Jaką odkryję tajemnicę?
To może być moja wielka noc,
a kiedy się obudzę, będę wiedzieć coś,
czego jeszcze nie wiem.

Raphael, Mi gran noche.

🖇

[…]  brak potrzeby tłumaczenia się komukolwiek z tego, co robię, od­czu­wa­łam jako ogromną zaletę.

🖇

CIESZĘ SIĘ, że otrzymałem od tego, który mnie pisze, ostatnią moż­li­wość wypowiedzenia się jako tekst świadomy, że jest no­śni­kiem wszystkiego, co autor chciał we mnie zawrzeć. Na tym eta­pie cieszą mnie dwie rzeczy. Pierwsza dotyczy mojej objętości, wła­ści­wej dla krótkiej powieści lub, jeśli ktoś woli, no­wel­ki – po­zba­wio­nej filologicznego prestiżu, ale dla mnie wcale nieoznaczającej de­pre­cja­cji. Moje rodzeństwo, dzieci tego samego autora, liczy ponad sześćset stron. Mnie w zupełności wystarczy liczba, z której się skła­dam, żeby zawrzeć w sobie skromne i często niefortunne pe­ry­pe­tie moich bohaterów.
     Druga rzecz, z której jestem zadowolony, wydaje mi się bardziej istotna. Nie chciałbym kończyć się morałem albo wyraźnym prze­sła­niem. Niech każdy zrozumie i zinterpretuje mnie tak, jak uzna to za stosowne.

🖇

Kiedy otworzyłam drzwi, przywitała mnie dziwna cisza. Nie chodzi mi o zwy­kłą ciszę, która panuje w miejscu, gdzie w danej chwili nie ma nikogo. Wydawało mi się, że przedmioty nagle zamilkły na mój widok, pogrążone w bolesnej tajemnicy, której żaden z nich nie odważył się mi wyjawić. Nagle poczułam, że za moimi plecami meble, dekoracje, jednym słowem, wszystko w mieszkaniu zerka na siebie, namawiając się wzajemnie do zachowania ciszy.

🖇

Zamiast użalać się nad sobą, pozwoliłam, aby płonący we mnie gniew sam się wypalił.

Fernando Aramburu, Chłopiec, przeł. Karolina Jaszecka,
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2025.
(wyróżnienie własne)

Przyszedłem przedostatni raz. Przedostatni? Tak, następnym razem już tam zostanę.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz