poniedziałek, lipca 14, 2025

5838. Z oazy (CCCLVIII)

Co­tygodniowe odliczanie literek, raz. Polowałam na tę książkę lata, więc nie pa­mię­tam już, dlaczego chciałam ją mieć. Upolowałam za grosze, więc zaczęłam. Choć nie są to intymne wyznania, tylko rozprawa społeczno-historyczno-obyczajowa czy, ina­czej, to nie jest plotkarska książka ani tekst z kluczem. prawie rzuciłam w kąt, bo weselnym wujkiem zajeżdżało i z lewej strony drogi, i z prawej.

Przeczytałam. Czasami się uśmiałam. Zachwyciło mnie kilka związków frazeo­lo­gicz­nych. Fragmenty odcedziłam. Na poprawiny po tym weselu bym jednak nie poszła.

Starzy musieli nas diabelnie kochać, bo żadnego z nas nie wy­wa­li­li z do­mu. A powinni. Byli mądrzy. I tak nas nigdy nie by­ło. Jak dobrze do­sta­liśmy w tyłek, wpadaliśmy odespać i podjeść.

🖇

To były czasy. […]  W Afganistanie był jeszcze spokój. Każdy się w kimś ko­chał, ale się nie afiszowaliśmy. Dziewczyny nie przepadały za kumplami swo­ich chłopaków. Niektóre zresztą były zmyślone. W niczym to nie prze­szka­dza­ło. Mieliśmy więcej czasu i mieliśmy o czym gadać. O wymyślonych rzeczach lepiej się gada. Nie ma potem człowiek wyrzutów sumienia.

🖇

Lubiłem atmosferę pewexów. To był elegancki świat. […]  Wcho­dzi­ło się i głupiało. Same cuda. Jak na amerykańskim filmie.

🖇

Pomyślałem „trudno” i właściwie byłem pogodzony z losem, ale zaraz po­tem zaczęli się drzeć. Komenda za komendą i cały czas biegiem. Komplet­nie od tego odwykłem. Jak człowiek posiedzi trochę w przyzwoitym więzieniu, to od razu wzrasta mu poczucie własnej godności. […]  Baczność, padnij, powstań, czołganiem… jednym słowem cały stary repertuar, bo przecież ni­cze­go nowego tutaj się nie wymyśli. Jakoś się doczołgałem i dopadłem do resz­ty skazańców zamkniętych w wielkiej i zatłoczonej sali, i od razu się za­py­ta­łem, co tu jest grane. […]  Zaszła jakaś tragiczna pomyłka wymiaru sprawiedliwości, ponieważ uciekliśmy z wojska, by znów się w nim znaleźć.

🖇

Pozycja słuchacza nie jest wcale taka zła. Nie musi dorywać się do głosu i nikt mu nie zarzuca, że sprzedaje kit.

🖇

Bunt to artykuł zastępczy wolności. Powód jest obojętny. […]  Bunt to trochę jak manewry w wojsku.

🖇

Człowiek nigdy nie przeżywa tego, co jest.
Przeżywa to, co było albo co będzie.

🖇

Któregoś dnia nie poszedłem do pracy. Jak zwykle. Chyba znalazłem sobie nawet jakiś powód. Szybka decyzja to moja specjalność. Wtedy w ogóle de­cy­zje były łatwiejsze. Nie to, co teraz. Podejmowało się jakąś, a i tak nie­wie­le się zmieniało. Właściwie można było podjąć jakąkolwiek. Uczucie, że nie ma się wpływu na własny los, jest uczuciem dość przyjemnym. Teraz jest niby wolność, ale ludzie są zniewoleni, jak nigdy nie byli. Wtedy byli kom­plet­nie pozbawieni wolności, a i tak każdy robił, co chciał.

🖇

[…]  człowiek potrzebuje sensu i niejedno znie­sie,
że­by się do nie­go dorwać.

🖇

Coś mi odbiło. Pomyślałem: zrobię maturę. […]  Przyjmowali tam klientów z trudnościami, przeszłością i umiarkowanie uzależnionych. Spełniałem wszystkie warunki i od razu mnie przyjęli. […]  Bardzo przyjemna szkoła. Za mojej pamięci nikogo nie wyrzucili. […]  Jako uczeń wytrzymałem tam trzy miesiące. Straciłem złudzenia, że w tych rozrywkowych warunkach cze­go­kol­wiek się nauczę. Natomiast za Boga nie chciałem porzucać takiego miejsca. Zostałem sprzątaczką. […]  Krzesła psuły się najwięcej, bo bez prze­rwy się na nich bujali. Psuły się książki, bo jak ktoś miał się czegoś nauczyć, to po prostu wyrywał te strony i brał do domu, żeby nie dźwigać. Zeszytów nie było, bo wszyscy ufali swojej pamięci.

🖇

Większość młodzieńczych cierpień bierze się z niewzruszo­nej wia­ry w istnienie świata jako takiego.

🖇

Lud jest konserwatywny. Chyba że przychodzi rewolucja. Wtedy jest ra­dy­kal­ny. Wówczas nic nie zapowiadało rewolucji. Myśleliśmy, że tak będzie zawsze. […]  jednym słowem, wierzyliśmy, że świat posiada skończoną i mniej więcej przyzwoitą formę. Byliśmy ostatnim tak szczęśliwym pokoleniem.

🖇

Wychodziło na to, że kobiety jednak wolniej się starzeją. Przy­naj­mniej te myślące. To przekonanie towarzyszy mi do dzisiaj.

🖇

Wyglądanie przez okno, pod warunkiem, że tam się niewiele dzieje, bardzo rozwija wyobraźnię. Niewykluczone, że lepiej niż czytanie. Większość ksią­żek wzięła się z nudy i nieciekawego okna.

🖇

Połowa lat osiemdziesiątych to była kraina cudowności. Czas po prostu tro­chę nie istniał. […]  Wszędzie było blisko. Nikomu się nie spieszyło. Wpa­da­ło się do kogoś na chwilę i wychodziło rano. Spróbujcie wykonać coś takiego dzisiaj. Tak. Ostatnie szczęśliwe pokolenie. Nie było lepszego alibi niż rze­czy­wi­stość. Kryła nas i chroniła jak najczulsza matka.

🖇

Rzeczywistość pełna jest znaków, tylko
trzeba je umieć odczytywać.

🖇

Jak się komuś nie podobało, mógł siedzieć w domu. Nie było społecznej pre­sji na przesiadywanie w knajpach. Na nic nie było. Owszem, rodzina cza­sem próbowała wywierać presję, nauczyciele wywierali, ale spo­łe­czeń­stwo jako takie było całkowicie liberalne. Mogłeś być, kim chciałeś. No, może ko­mu­niści i milicjanci nie mieli najlepszych notowań w społeczeństwie, ale za to całkiem niezłe u władzy, więc był remis i też się jakoś wyrabiali. Nikt ci nie kazał być bogaty, czysty, młody, uśmiechnięty i reszta tych im­pe­ra­ty­wów kategorycznych.

🖇

W ramach ekstrawaganc­kiego eksperymentu próbowaliśmy z Pluszowym uwalić się denaturatem. Zawsze nas ciekawiły zachowania lum­pen­pro­le­ta­ria­tu. W końcu tak jak oni byli marginesem społecznym, tak my świadomie wybieraliśmy margines kulturalny. Okazało się, że dinksem nie da się uwa­lić, ponieważ jest paskudny. Spożycie pół litra zajęło nam dwa dni. W ra­mach następnego eksperymentu spożywaliśmy krople żołądkowe. Po latach okazało się, że to żaden eksperyment, ponieważ identycznie smakuje czeski fernet produkowany obecnie przez znaną firmę Stock.

🖇

Byliśmy ciut za młodzi na epikę. Kręciła nas liryka. Do epiki się dorasta. Dlatego tylu jest poetów, a porządnych prozaików na lekarstwo.

🖇

Słuchałem wprawdzie punk rocka, ale powoli i nieodwołalnie odsuwałem się od lewicy. Ale prawica też mnie nie kręciła. Kto zresztą wtedy słyszał o ja­kiejś prawicy? Do dziś się zastanawiam, skąd się ona wzięła. Chyba tyl­ko z lewicy. Centrum też nie było, chyba że za centrystów weźmiemy anar­chi­stów. Zawsze chcieli wolności, a nigdy podatków.

🖇

Na szczęście zawsze mogłem sobie pójść i coś namieszać z Karolem. Z nim nie było, że to, że śmo, że może by jednak, aczkolwiek z drugiej strony i tak dalej. Mieliśmy zadanie do wykonania i je wykonywaliśmy. Teoria była nam obca. Action directe i tyle. Do Uniwersamu, do domu i po godzinie w mia­sto. Kompletnie nam wisiało, czy świat składa się ze znaczeń, czy z me­ta­for. Składał się z tego, z czego się składał. Z Kobielskiej, Korytnickiej i Kaleńskiej. W zupełności wystarczało. Jak się robiło ciasno, to jechaliśmy na Marszałkowską. Rzeczywistość przedstawiała się całkiem koherentnie.

🖇

Wtedy kompletnie nie myślałem o pisaniu esejów. Wydawało mi się to zu­peł­ną stratą czasu, ponieważ zamiast pisania mogłem sobie eseje czytać, co robiłem z wielkim uporem, wysiłkiem i często jednak z przyjemnością. Na starość chyba powrócę do podobnego rozwiązania.

🖇

Budowali metro. Nikt nie wierzył, że coś z tego kiedyś będzie. Byliśmy sceptyczni i cyniczni.

🖇

W komunizmie czas, podobnie jak pieniądze, miał wartość nieco umowną. Jedno i drugie się po prostu przepuszczało. Oczywiście, zdarzali się jacyś poważni ludzie, ale słabo ich znałem. Nie było górskich rowerów, nie było rolek, nie było desek. Trudno sobie to wyobrazić, ale po placu Zamkowym wszyscy chodzili na piechotę.

🖇

W kioskach pojawiły się kalendarze z gołymi babami. Na każdy miesiąc jedna goła baba. Pojawiły się też broszury z wydrukami biorytmów dla każdego. Też w kioskach. To były pierwsze sygnały, że spo­łe­czeń­stwo za­czyna się hedonizować.

🖇

Z tytoniów fajkowych były kolejno: przedni, najprzedniejszy, bosman, nep­tun i kapitan oraz amphora w czterech odmianach – zielona, czerwona, brą­zo­wa i niebieska.

🖇

Któregoś wieczoru po­sta­no­wi­liśmy z Karolem coś zrobić. […]  rzeczywistość nie wysyłała ja­kichś specjalnie zachęcających sygnałów. Ot, noc jak noc.

🖇

Czas sobie leciał, był czerwiec i za godzinkę miało się zrobić jasno. I wtedy Karol powiedział: „Może wejdziemy na dźwig?”. „Przecież już byliśmy” – od­po­wiedziałem. „Ale na ten” – odrzekł Karol. Budowali akurat Marriott i postawili sobie tam dźwig. […]  Powiedziałem, że możemy wejść. Szliśmy i szliśmy. Chyba z godzinę, bo się jasno zrobiło. Po takich szczebelkach. W koń­cu doszliśmy. Fajnie na górze bujało. Centralny wyglądał jak pacz­ka papierosów. Patrzyłem sobie z góry na moje miasto i wiedziałem, że wyżej już nie zajdę. I wtedy właśnie pomyślałem, że może jednak wyjadę i zostanę w końcu tym pisarzem. Miesiąc później to zrobiłem.

Andrzej Stasiuk, Jak zostałem pisarzem
(próba autobiografii intelektualnej), wyd. IV,
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016.
(wyróżnienie własne)

Świat kulał w szczegółach, ale nikt przecież nie obiecywał, że będzie łatwo.

🖇

[…]  umysł był wtedy giętki i wszystkie klęski zamieniał w zwycięstwa.

🖇

Dopiero teraz widzę, że moje życie składało się ze zdarzeń. Kiedyś zdawało mi się, że z myśli i uczuć. Podstawowy błąd.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz