Dzięki arcyprzedsiębiorczej naturze pappone dożyliśmy czasów, gdy swobodnie, niekiedy nawet z odrobiną dumy, można przyznać się do czegoś wstydliwego, tego, co kiedyś nazywanoby grzechem lub niegodziwością. Dziś jest to co najwyżej sprytne posunięcie na planszy rzeczywistości, dopóki nikt nikogo za rękę nie złapał, a nie złapał.
Po dwudziestu siedmiu latach razem na początku czerwca przyznałam się Sadownikowi, że w wieku dwunastu lat… ukradłam na feryjnym, sportowym wyjeździe książkę. Ukradłam nie dla sportu, choć jej tytułu dziś nie pamiętam, więc może mogłam się bez niej obejść.
Księgarnia […]. Czasami kradłem książki. Mam nadzieję, że będzie mi to wybaczone. […] Ja nigdy nie chodziłem do bibliotek.
Andrzej Stasiuk, Jak zostałem pisarzem (próba autobiografii
intelektualnej), wyd. IV, Czarne, Wołowiec 2016.
Wczoraj przy fantastycznym obiedzie w fantastycznym towarzystwie wspomniałam o sensie powyższego fragmentu Stasiuka i…
Duma mnie rozpiera, że spędziłam popołudnie w tak luksusowej grupie osób złodziejskich. Przyznałam się, że z biblioteki ukradłam za nastolaty Księżycową dolinę Jacka Londona. Nie liczyłam na to, że współbiesiadujące osoby mają na swoich kontach to samo doświadczenie. Tymczasem okazało się, że Hawwa zwinęła z biblioteki książkę do gramatyki, a Sadownik, wówczas zbyt młody, by zgodnie z prawem, regulaminem i zasadami współżycia społecznego wypożyczyć, wyniósł i nigdy nie oddał Sztukę kochania Wisłockiej.
Duma* pozostaje nieskromnych rozmiarów, bo zaanektowaliśmy przyzwoite iesbeeny. Nie jestem pewna, czy nasi dziadkowie nie przewracają się w grobach, nie tylko z powodu złodziejstwa, ale przede wszystkim tej dumy, godnej niejednego polskiego polityka XXI wieku.
Całość tego wpisu można zamknąć w kilku słowach: powiedz, jaką książkę ukradł_ś, a powiem Ci, na kogo wyrosł_ś. Hi, hi.
My — Hawwa, Sadownik i ja — nie chwaląc się, wyrośliśmy na fajnych ludzi.
___________
* [suplement dzisiejszy, wieczorny]
Catty zwinęła z biblioteki Króla szczurów Jamesa Clavella.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz