środa, sierpnia 13, 2014

1097. Feminium bez Chronosa (II)

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Dawno, dawno temu. Dwie kobiety. Dziś dobry kawałek po sześćdziesiątce z jednym bądź dwójką dorosłych synów. Niezależnie od siebie, w różnych punktach czasoprzestrzeni powiedziały:
     — Nie wyobrażam sobie, że mogłam urodzić dziewczynkę.

Jako kobieta poczułam się dziwnie. Taaaak, feminizm to potworny wymysł.

*

Nie tak dawno. Był taki czas, gdy zaglądałam na blog Mamy P. i Z. z przeogromną przyjemnością. Lekki dysonans miałam, bo był Pietruszka, ale była Zochacz. Czytałam, śmiałam się, przechodziłam obok tej lingwistycznej nierówności z przymkniętym okiem. W re-komentarzach na swoim blogu zawsze pisałam MamoPietruszki&Zosi, bo Zochacz mi przez gardło i palce nie przechodziło. Oczywiście, rzuciła mi się na mózg lingwistyczno-psychologiczna maniera, przerost tkanki myślowej, ale nikt mi nie wmówi, że to czułe czy słodkie. Przelało mi się i przestałam czytać, gdy Autorka uznała, że gender to wymysł — cóż, ślepota na te kwestie wśród heteronormatywnych ludzi, to efekt przywileju przynależności do większości (najczystsza psychologia w praktyce).

Oczywiście, mam nie po kolei w głowie, skoro dziwuję się nazwie:

Pietruszka, Zochacz i Jaś

i mam to samo dziwne poczucie, że nikomu nie przyszłoby do głowy, bym zobaczyła:

Pietrucha, Zosieńka i Jachu

Relacja matki z córką to jedna z najtrudniejszych. Córkom bardzo trudno wyjść obronną ręką. Taaaak, feminizm to potworny wymysł.

*

Gdy wróciliśmy z weekendu z Bliźniaczym Małżeństwem, ze stosiku książek wyjęłam kolejną Graff, a po cichutku zamówiłam resztę. No prawie resztę, bo ostatnią trzeba było przez Sadownika na Allegro nabyć.

Po raz kolejny dziękuję Agnieszce Graff i dziwuję się, że tak późno otworzyłam jej książki. Ze mną naprawdę wszystko ok! Mierzyć się ze światem byłoby mi chyba ciut łatwiej, gdybym te książki przeczytać dziesięć lat temu mogła, ale wtedy ich jeszcze nie było. A feminizm to ważna rzecz. Może najważniejsza, gdy matki córkom ucinają skrzydła. Niestety, choć ta książka całkiem stara, to wciąż tak bardzo aktualna.

Przemoc wobec kobiet, niszczenie ich godności, ograniczanie ich swobody odbywają się bowiem w poczuciu, że kobiety to nie obdarzone niezbywalnymi prawami jednostki, lecz coś w rodzaju zasobu naturalnego, własność wspólnoty. Kobiety okazują się zawsze czyjeś, zwłaszcza podczas wojen czy konfliktów. Naszych się pilnuje, ogranicza ich wolność, okrutnie karze za przejawy autonomii. Cudze się gwałci. W imię wartości religijnych, narodowych, kulturowej tradycji z „naszymi kobietami” mężczyźni robią rzeczy urągające ludzkiej godności.
     Warto tu podkreślić, że zagrożeniem dla praw kobiet nie jest religia jako taka, lecz religia podporządkowana polityce. Zwłaszcza religia uwikłana w nacjonalizm. Bóg nie ma tu nic do rzeczy. Wiedzą to katoliczki, muzułmanki, protestantki, żydówki, ateistki i agnostycy. Gdy podważa się zasadę rozdziału instytucji państwowych i religijnych, gdy prawa grupy stawia się ponad prawami jednostki, kobiety są szczególnie zagrożone.

*

Żeby odnieść sukces, trzeba go sobie najpierw wyobrazić jako coś możliwego. A naszą wyobraźnię kształtują podsuwane nam obrazy tego, co wyobrażalne. [...] Że nastała era ambitnych kobiet, które „nie czują się dyskryminowane”? Cóż, może i się nie czują. Chodzi jednak o to, że dyskryminacja jest faktem społecznym, a nie uczuciem.

*

Patrzę na te ich zmagania, na rozdarcie między ambicją, a tym, co uważają za „kobiecość”, i wiem, że to nie są osobiste dylematy Kaśki, Oli czy Agaty. To są skutki uboczne bycia inteligentną, ambitną kobietą w społeczeństwie, które ambicję uważa za niekobiecą, a na inteligencję nam co prawda pozwala, ale pod warunkiem, że mamy też inne, bardziej kobiece zalety. Osiągając sukces, mężczyzna podkreśla i podbudowuje swoją męską tożsamość. Robiąca dokładnie to samo kobieta stawia swoją kobiecość pod znakiem zapytania. Kobiecość jest od wieków definiowana jako uległość, łagodność, opiekuńczość, nadmierna emocjonalność, a zatem — powiedzmy to sobie otwarcie — jako przeciwieństwo sukcesu zawodowego, o który trzeba rywalizować, wierząc w siebie, stawiając sobie cele i wymagania. Sukces to niemal zawsze władza. A my boimy się, że władza nas „odkobieci”. Żyjemy w patriarchalnym społeczeństwie i obawiam się, że w jakimś stopniu wszystkie — nie wyłączając feministek — mamy po trosze patriarchat w głowach.

Agnieszka Graff, Magma,
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz