niedziela, sierpnia 10, 2014

1094. Nie da się zawrócić! A zresztą po co?

 wpis przeniesiony 10.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ta książka ma za sobą bardzo długą historię, ciut dłuższą niż inne książki również w Przytulisku. Miała swoją polską premierę dwadzieścia trzy lata po tym, jak ukazała się po raz pierwszy w Ameryce — 30 kwietnia tego roku. Dokładnie tego dnia, nie bez przygód, udało się ją Sadownikowi dla mnie odebrać, bo ja WorldWorkowałam się przedostatni dzień. Sprawił mi tym ogromną przyjemność i mogłam zanurzyć w niej swe oczy w drugiej części majowego długiego weekendu.

Wtedy przeczytałam tylko sto stron. Przepełnił mi się bufor, ale towarzyszyło mi uczucie, że w końcu jestem w domu. Poczułam ulgę. Nie jestem Don Kichotem, a to czego doświadczam to nie wiatraki. Fakt, że inni widzą to co ja, że opisują swoje spostrzeżenia, prowadzą badania i piszą, sprawiał, że wracałam z bagażem swoich własnych doświadczeń do miłej normalności — nie zdawało mi się, nie jestem przewrażliwiona, wydelikacona czy niedopchnięta (jak to był łaskaw delikatnie kiedyś powiedzieć młody mężczyzna z wyższym, a jakże, wykształceniem). Intuicje, uczucia, emocje znalazły dla siebie właściwe miejsce. Potrzebowałam przemyśleć, wchłonąć, ogarnąć, znaleźć w sobie. Odłożyłam.

Przez dłuższy czas do niej nie wracałam, bo przybiłam się inną książką. Jeszcze potem też nie był właściwy czas, bo chciałam znaleźć własną perspektywę pracy nie z systemem społecznym mitu urody, lecz z mitem, który my kobiety mamy dość dobrze uwewnętrzniony i który nie daje nam cieszyć się, skądinąd fantastycznym życiem, które nie mogąc zaoferować nam więcej, choć daje bardzo dużo, po prostu przemija.

Gdy więc wyprztykałam się z własnych literek, celebrując kawę w towarzystwie Sadownika wróciłam do tej książki. To chyba drugi raz, gdy wspominam o książce, której jeszcze nie zdążyłam skończyć czytać, ale nie mogę się powstrzymać przed świeżutko przeczytanymi dzisiaj literkami, dwoma fantastycznymi cytatami.

Oczywiście mężczyźni nie starzeją się lepiej cieleśnie. Starzeją się lepiej tylko w kategoriach społecznego statusu. Nasze oczy szkolone są, by postrzegać czas na twarzy kobiet jako skazę, na twarzy mężczyzn zaś jako oznakę charakteru. Jeśli to mężczyźni spełnialiby funkcję dekoracyjną, a nastolatek byłby szczytem męskiej wartości, „dystyngowany” pan w średnim wieku wyglądałby na skandalicznie ułomnego.

*

Światło faktycznie jest centralnym elementem wrodzonego postrzegania piękna, podzielanego przez większość mężczyzn i kobiet, jeśli nie przez wszystkich. Mit urody stara się usilnie stłumić ten punkt widzenia. Słysząc o owym świetle, opisując ową jakość, czujemy się niezręcznie, z łatwością możemy ją odrzucić jako sentymentalną czy mistyczną. Źródłem owego odrzucenia, jak sądzę, nie jest to, że nie dostrzegamy tego fenomenu, wprost przeciwnie, jest to spowodowane tym, że widzimy go bardzo wyraźnie i że publiczne jego wskazanie zagraża podstawom naszej społecznej organizacji. Fenomen ten bowiem to dowód na to, że ludzie to nie przedmioty: ludzie „rozpromieniają się”, rzeczy — nie. Przyznanie racji temu stanowisku jest równoznaczne z podważeniem systemu społecznego, który opiera się na uznaniu niektórych ludzi za bardziej zbliżonych do przedmiotów niż inni, w szczególności na uznaniu wszystkich kobiet za będące bardziej przedmiotami niż mężczyźni.
     To światło trudno sfotografować, nie da się go zmierzyć na skali od jeden do dziesięciu ani określić w laboratoryjnym sprawozdaniu. Jednak większość ludzi jest świadoma tego, że niekiedy na twarzach i w ciałach pojawia się blask i czyni je prawdziwie pięknymi.
     Niektórzy postrzegają blask jako nieodłączny od miłości i intymności, niemożliwy do wychwycenia przez zmysł wzroku — oddzielony od innych zmysłów, będący raczej częścią ruchu i ciepła bliskości. Inni mogą dostrzegać go w seksualności ciała, jeszcze inni we wrażliwości bądź dowcipie danej osoby. Niekiedy blask bije z twarzy kogoś opowiadającego jakąś historię lub zasłuchanego w słowa kogoś innego. Wiele osób zauważa, że twórczość rozświetla ludzi, a także że blask otacza większość dzieci — te, którym jeszcze nie powiedziano, że nie są piękne.

Naomi Wolf, Mit urody,
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz