wpis przeniesiony 10.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Niedziela. Arogancka Kwoka mnie napadła. Strach zwaliła mi na łeb:
— A może trzeba mu pomóc? A czy da sobie radę z nudnymi administracyjnymi czynnościami? A może jednak przypilnować, czy właściwe papiery w teczkę włożył? Czy budzik ma nastawiony?
— Pani ładna — pytam siebie z lekkim oburzeniem — czy ciebie powaliło? Wszechwładna i wszechmocna jesteś niczym Matka-Polka, skąd ci się to wzięło? Nie kastruj faceta tymi złotymi myślami.
Prawda jest taka, że nie mam pojęcia o pracy Pana Ciasteczko, którą wykonuje On od wielu lat. Wiem, że pomimo bycia w dwóch promilach najlepiej wykształconych ludzi w tym kraju, nie dałabym rady poprawnie wykonać 1/10 jego obowiązków. Mimo tej oczywistości archetyp Matki we mnie szaleje. Nie daje spać. Każe się zamartwiać.
Moje, po męsku zupełnie niezrozumiałe, zapędy hamuje Sadownik mówiąc:
— Będzie dobrze.
Patrzę na niego oniemiała, doznając dysonansu poznawczego. Jemu ciśnienie nie skacze, tętno ma w normie, życiem się cieszy.
*
Poniedziałek. Obudziłam się rano z szyją spętaną strachem.
— Moment, moment — wyhamowałam Kwokę-Matkę-Polkę. — To duży, mądry facet. Da sobie radę jak nikt inny, przecież wiesz!
Naprawdę nie dzieje się nic. Sytuacja normować się będzie jakieś dwa miesiące, wiedziałam o tym od początku. Nic mi do tego, poza wiarą w Niego, która, pomimo mojej uaktywnionej kwokowatości, nigdy wcześniej nie była tak wielka. Ambiwalencji już dziękujemy!
— Kwoko, Matko-Polko, nie pomagacie! Pamiętajcie, my nie kastrujemy!
*
A przecież to już na tym blogu było...
Nie rób z niego na siłę dzieciaka,
bo mu się w głowie popierdoli...
Grubson, One.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz