wpis przeniesiony 11.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Minęły dokładnie dwa tygodnie, gdy skończyłam czytać tę książkę. Nie mogłam na jej temat się tu zająknąć, bo jakaś część mnie nie mogła się pozbierać. Dziś chciałabym już tę książkę zaparkować na regale. Przyszedł więc na nią blogowy czas.
Gdy zaczynałam, dwa tygodnie i dwa dni temu, pierwszy rozdział przepłakałam. Potem nie było łatwiej. Afganistan, Palestyna, Nigeria, Iran, Ghana, Indie, Togo... Jerozolima, Teheran... człowiek Europy ma się świetnie, usprawiedliwiony, barbarzyństwo religią podszyte to nie u nas... i czytam: w Lublinie, w Polsce. Odpadłam nie jeden raz.
Wyobraźmy sobie potencjał mającego narodzić się chłopca. Nie wiemy, gdzie się urodzi — potencjalnie może stać się więc każdym: mistrzem świata, szewcem, prezydentem kraju, cieślą, kosmonautą, bibliotekarzem. A teraz wyobraźmy sobie potencjał mającej się narodzić dziewczynki. Nie wiemy, gdzie się urodzi, ale skoro ma to być dziewczynka, to wiemy, że nie ma szans być... papieżem. Jak rodzic może się na taką niesprawiedliwość godzić?
Czytając tę książkę, miałam cały czas świadomość posiadania ogromnego przywileju — bycia Europejką. Nie zrozumiem kobiet w Europie, które chrzczą swoje córki. Za ten znaczący akt nieposłuszeństwa nie zapłaciłyby życiem, a dałyby do myślenia skostniałej (wygodnie) od wieków hierarchii kościelnej. Czasem zastanawiam się, jak zareagowałby Jezus, gdyby chwilę pomieszkał tu i tam. Nie sądzę, by właśnie o to co jest, z czym musimy się mierzyć, Mu chodziło. Może jednak jestem człowiekiem małej wiary.
Mnie katolicki bóg nie straszy od bardzo wielu lat, nie grozi mi, nie wygraża paluchem, nie zwalnia z myślenia. Śmiem twierdzić, że polski katolicki bóg o miłości nie ma pojęcia.
Ciekawe jest, że mimo teorii o zderzeniu cywilizacji, [...] w kwestii kobiet islam i Watykan mówią jednym głosem.
*
U ludzi obserwuje się umiarkowany dymorfizm płciowy — nieco mniejszy niż u goryli, większy niż u gibonów, z grubsza porównywalny z szympansami. U ludzi przedstawiciele płci męskiej są na ogół więksi i silniejsi niż żeńskiej. Już samo to mogłoby tłumaczyć, dlaczego na przestrzeni całej udokumentowanej historii kobiety były podległe mężczyznom — i w wielu częściach świata nadal są. Mężczyźni panują nad kobietami, bo mogą.
[...] Ale istnieje jedna ludzka instytucja, która zawsze stawała po tej silniejszej stronie — dodawała mocy jej i tak już silnemu ramieniu, zwiększała wagę tego, co i tak miało swoją wagę i nakładała aureolę świętości na istniejącą nierównowagę sił — i która przez tysiąclecia wspierała silniejszego w utrzymaniu dominacji nad słabszym: tą instytucją jest religia
*
To rzeczywiście paskudna sprawa — mężczyźni, którzy do tego stopnia kochają religię wraz z rzekomym bóstwem i do tego stopnia nienawidzą kobiet, że gotowi są je zabijać, nawet gdy (a może zwłaszcza gdy) chodzi o ich żony, córki, siostry, matki. Nieznany, niewidzialny Bóg jest wszystkim, a żywa córka czy matka jest albo niczym, albo zasługującym na śmierć wrogiem.
*
Grupy nie mogą niczego wysoko cenić. Nie mogą niczego szanować. Podobnie jak całe narody, społeczności czy nawet rodziny, bowiem grupy nie mają umysłów. Tylko ludzie (i niektóre zwierzęta) mogą nadawać wartości określonym zwyczajom, bo tylko ludzie mają umysły, na dodatek w liczbie pojedynczej, każdy człowiek z osobna. Ich myśli nie można do siebie dodać, żeby utworzyć większą, grupową myśl, która stanie się tym, co „myśli grupa”. Nie da się wlać myśli do wielkiej kadzi i zrobić z nich zupy. Można jedynie ułożyć z nich stos odrębnych bytów, które nie stracą przy tym odrębności. Myśli różnych ludzi nie stapiają się ze sobą bez względu na temperaturę.
*
Religia ubiera władzę w szaty i mitry, przedstawia vis maior jako wolę męskiego Boga. Dzięki temu wszyscy czują się lepiej. Mężczyźni robią to, czego Bóg od nich oczekuje, podobnie jak kobiety. Życie kobiet jest obwarowane mnóstwem ograniczeń, kobiety są pozbawione prawa do własnego zdania, bo tak postanowił Bóg.
*
W 2004 roku ukazał się „List do biskupów Kościoła katolickiego o współdziałaniu mężczyzny i kobiety w Kościele i w świecie”. Zaczyna się od słów: „Kościół, znawca tego, co ludzkie, zawsze żywi zainteresowanie tym, co dotyczy mężczyzny i kobiety”. Warto więc zapytać, dlaczego Kościół mieni się „znawcą tego, co ludzkie” — przecież dziedziną jego zainteresowań jest teologia, a nie antropologia, większość jego personelu to duchowni, a nie psychologowie, a ponad połowa ludzkości nie jest dopuszczana do kapłaństwa, a tym samym do wyższych stanowisk. List został napisany przez Josepha Ratzingera i podpisany przez Jana Pawła II.
*
Dżin już się wydostał z butelki. Wiemy, że ludzie nie przychodzą na świat z przypisanymi rolami czy planami na życie. Wiemy, że podział pracy wynika z umów społecznych, a nie z cech biologicznych. Wiemy, że ludzie mają różne zdolności, zainteresowania i marzenia i że żaden rząd ani Kościół nie powinien z góry decydować o ich losie tylko dlatego, że należą do określonej grupy. To od jednostek zależy, jak ułoży się ich życie, to rodzice mają decydować, jak się podzielą obowiązkami związanymi z opieką nad dziećmi. Księża, imamowie, pastorzy i rabini mogą nadal ustanawiać prawa, ale nie mogą ukrywać faktu, że miliony kobiet na świecie nie chcą być „dla domu”, lecz „dla świata”, nie chcą się podporządkować mężom. Upieranie się duchowieństwa przy tym, że kobiety powinny podlegać ograniczeniom i żyć w posłuszeństwie to ognisko niesprawiedliwości — trzeba je odsłaniać i sprzeciwiać mu się.
*
Mówiąc bez ogródek: jeśli duchowni chcą cokolwiek kobietom nakazywać, to nie mają prawa wykluczać ich ze swojego grona. A jeśli się przy tym upierają, to ich prawa można zlekceważyć i potraktować jako homiletykę korzystną jedynie dla strony zainteresowanej, tak samo jak można zlekceważyć słowa właściciela fabryki, który poucza robotników o wartości ciężkiej pracy i oszczędzania.
*
Tylko kler ośmiela się narzucać swoje prawa bez najmniejszych skrupułów.
Ophelia Benson, Jeremy Stangroom, Dlaczego Bóg nienawidzi kobiet?,
Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011.