czwartek, sierpnia 04, 2016

1969. Urbanistyczne fallusy co krok

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Czekaliśmy. Na lubianych bardzo ludzi. Wczoraj. Przyznałam się Sadownikowi do pewnej urbanistycznej perwersji, którą od dwóch tygodni uprawiam, gdy przemierzamy setki kilometrów polskich dróg. Nie wiem, co spowodowało tę dziwną zmianę optyki.

Otóż, konstrukt myślowy, prowadzący do i ku, jest następujący. Świat urządzono na patriarchalną modłę. Świat kręci się według patriarchalnych reguł gry. Świat odciska patriarchalny ślad na myśleniu o mężczyznach, kobietach, dzieciach i zwierzętach — zniewalając wszystkich od ‘a’ do ‘z’ i z góry na dół, czyniąc spustoszenie nie tylko w ludzkich umysłach…

Otóż, mając powyższe z tyłu głowy wjeżdżaliśmy do niedużej miejscowości, domki, domki, wieża kościelna, domki. Wjeżdżaliśmy do kolejnej miejscowości, domki, domki, wieża kościelna. Kolejne kilometry, zabudowania, domki, domki, wieża kościelna, zabudowania. I nagle myśl i optyka przestawiona, miejscowość jako tkanka społecznego życia widziana jako ciało wyciągnięte na łące. Przyjmuję tę optykę i co widzę? Ciało miejscowości jest męskie i zdrowe, w końcu miejskie fallusy (wieże kościelne) stoją od setek lat. Padłam ze śmiechu nie raz…

Jabłoń:
(przyznała się do powyższego)
Ciekawe, jakby wyglądały miejscowości,
gdyby urządziły je kobiety?

Sadownik:
Miałyby katakumby!

Jabłoń:
(nie wiedziała, czy ma się śmiać)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz