piątek, sierpnia 05, 2016

(1970+1). Degustacja #1

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Kilka dni temu. Dwa łóżka dalej. Na rehabie. Młody człowiek w typie aktywnego piłkarza wtoczył się o kulach, usiadł i został przepytany przez swojego rehabilitanta. Do dwudziestego sierpnia lekarz zabronił mu obciążać nogę.

Dla niewtajemniczonych, oznacza to, że dwudziestego będzie mógł ją obciążyć 25% swojej wagi, w następny tygodniu 50%, w kolejnym 75% i dopiero w jeszcze następnym 100%. Stuprocentowe obciążenie to dopiero początek trasy do uzyskania pełnej sprawności.

Ale on, ów młody człowiek oświadczył, że on rozumie lekarza, ale dwudziestego sierpnia chce chodzić i już! W duchu ryknęłam śmiechem. Miałam do tego prawo, bo rozumiem ten stan — gdy dotarło do mnie, że połamałam nogę, pomyślałam: sześć tygodni gipsu, dwa tygodnie rehabu i już!

Rehabilitant narobił się ostro, by choć lekko ostudzić zapał nieświadomego człowieka, który z uporem maniaka powtarzał, że dwa miesiące niesprawności to jest naprawdę wszystko, co on może znieść i poświęcić na tę kontuzję. Chwilę jeszcze zajmie sprowadzenie tego mężczyzny na ziemię. Nasze życia, nasze zdrowia mają w dupie kalendarze.

Świat bez kopytka mnie zmienił. Zmienił w sposób, który, choć przeczuwalny, przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Dopiero teraz, dopiero taka, jaką się stałam, mogłam sięgnąć ze zrozumieniem po tę książkę. Wcześniej byłam piłkarzem do nieskończonej potęgi.

Jabłoń:
(poranna, w 207. dniu Peregrynacji)
13 × (2 × 25 m)

*

Dzisiaj, w piątek 5 sierpnia 2005 roku, jestem […]. Przeczytałam dzisiaj, w piątek 5 sierpnia 2016 roku, początek pierwszego rozdziału. Uśmiechnęłam się, stwierdziwszy ten niesamowity zbieg kalendarzowych okoliczności: ten sam dzień, miesiąc i dzień tygodnia. Po kilku, kilkunastu akapitach strzelił mi do głowy pomysł na czytanie tej książki, który zagwarantuje nieśpiech — będę ją czytać w tempie, w jakim została napisana. Cdn.

Żeby wytrwać w czymkolwiek, trzeba utrzymać rytm. To ważne przy długoterminowych przedsięwzięciach. Kiedy ustali się tempo, reszta pójdzie jak z płatka. Problem polega na tym, by koło zamachowe obracało się z wyznaczoną prędkością, a dotarcie do takiego punktu wymaga całej naszej uwagi i wysiłku.

*

To, że jestem mną i nikim innym, jest jednym z moich największych walorów. Emocjonalne rany są ceną, którą się płaci za bycie niezależnym.

*

Nieważne, o jakiej dziedzinie mówimy — wygrywanie z innymi po prostu mi nie odpowiada. Znacznie bardziej interesuje mnie to, czy zdołam osiągnąć cele, które sobie wyznaczam, zatem pod tym względem biegi długodystansowe nadają się idealnie dla takiej mentalności jak moja.

*

[…] jedynym przeciwnikiem, jakiego ma się do pokonania, jesteśmy my sami i to, jacy byliśmy wczoraj.

Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu,
przeł. Jędrzej Polak, Muza, Warszawa 2010.
(wyróżnienie własne)

Zbliżam się teraz do sześćdziesiątki. Kiedy byłem młody, nie mogłem sobie wyobrazić, że wiek XXI nadejdzie naprawdę i że — żarty na bok — skończę kiedykolwiek pięćdziesiąt lat . Teoretycznie, rzecz jasna, było oczywiste, że pewnego dnia — jeśli nic innego się nie wydarzy — ogarnie nas wiek XXI, a ja skończę pięćdziesiąt lat. Kiedy byłem młody próby wyobrażenia sobie siebie w wieku pięćdziesięciu lat były tak trudne jak próby konkretnego wyobrażenia sobie świata po śmierci. […]
Ale oto żyję teraz w tym niewyobrażalnym świecie. Czuję się w nim naprawdę dziwnie i nie potrafię powiedzieć, czy mam szczęście, czy nie. Może to bez znaczenia. Jest to dla mnie — i prawdopodobnie dla wielu innych — pierwsze doświadczenie starości, a uczucia, jakie mnie ogarniają, pojawiają się również po raz pierwszy. Gdybym doświadczał tego wcześniej, potrafiłbym to lepiej zrozumieć, ale ponieważ nie doświadczałem, nie potrafię. Jedyne, co mogę teraz zrobić, to odłożyć szczegółowy osąd na później i brać rzeczy takimi, jakimi są.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz