wpis przeniesiony 24.03.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Wypływałam rano swoje. Z kawką i książką zaległam porannie w hamaku. Po jakimś czasie sprawdziłam pocztę i komentarze — czy może reklamonosicieli, którzy się ostatnio aktywniej panoszą, z bloga trzeba popędzić. I?
I. Żona Oburzona! uszczygliła kilka literek w komentarzu. Nie myślałam ani chwili, bo to nie byle jaka rekomendacja. Klik, klik, sms, rządek cyfr potwierdzających transakcję. A potem? Podrzucić tu i tam. I delektować się! Smakować chwilę. Szkoda byłoby przegapić.
Biały Kruk:
(dzwoni koło dziewiątej)
Dziecko, przez ciebie rano strach zajrzeć do telefonu!
Jabłoń:
Ale książka chudziutka.
No i wiesz, Szczygieł to Szczygieł.
Biały Kruk:
No tak.
Jestem już w drugim reportażu.
*
Wszystko przygotowane: jarzębiak, winiak klubowy i wiśniówka.
— Dla mnie to trochę za wcześnie… — mówię, gdy stawia kryształowe kieliszki na stole.
— Niech pan nigdy nie mówi, że na coś jest za wcześnie. Bo szybko się pan zorientuje, że na wszystko jest już za późno.
*
— Przepraszam — wtrącam się zdezorientowany — pan, panie profesorze, był na tym przedstawieniu?
— Nie. Żona była sama.
— To skąd pan to wszystko wie?
— Bo my ze sobą od 37 lat stale rozmawiamy.
*
[…] nie spytałbym: „Co pani napisała w tym liście?”.
Rozmówca musi mieć szansę na uniknięcie odpowiedzi. „Ciekawe, co człowiek może napisać w pożegnalnym liście?”. Takie pytanie daje rozmówczyni możliwości. Jeśli nie chce, nie musi wtedy mówić o sobie.
*
Cała uroda tych zdjęć bierze się z niekonieczności. To niekonieczność powoduje, że one są ładne.
*
— No dobrze, niech pan zamraża ulotną chwilę, panie Sylwestrze.
— Nie zgadzam się — odpowiada fotograf. — Ja nie zamrażam, ja chwilę ocalam!
Mariusz Szczygieł, Kaprysik. Damskie historie,
Wydawnictwo Agory, Warszawa 2010.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz