poniedziałek, sierpnia 08, 2016

1976. W imię trupa

 wpis przeniesiony 24.03.2019. 
 (oryginał z zawieszkami) 

Ostrzyłam zęby na ten tytuł. Czekałam, aż ukaże się w ibuku. Inne książki, wydane przez to samo wydawnictwo, są w wersji elektronicznej, a ta jedna nie. Czemu? A kto to wie. Czekałam. Aż mi się odechciało. Złamałam się.

Pomysł. Sprawił, że ostrzyłam sobie zęby własną fantazją na temat tej książki. Jeden człowiek. Wiele perspektyw postrzegania jego osoby. Mniam, mniam — myślałam.

Zapomniałam, że to Morrison. Że będzie o samotności. Że będzie o stracie. Że będzie o nieżywym, co żywym dość sprawnie układa wciąż życie. Że słowa niewypowiedziane mają moc i uruchamiają monstra. Że. Że. Że.

Już na początku tej książki, zamyśliłam się nad przyjętym kulturowo, by o zmarłych źle nigdy nie mówić. Dotarło do mnie, że ta złota reguła życia społecznego wielu ludziom nie pozwala przerobić znaczących w ich życiu trudności; zamyka im usta; nie pozwala odbić się od dna; zmusza do życia w niby-rzeczywistości. I że niby po co, w imię trupa?

Śpiewam półgłosem, głównie dla siebie, jak przystało starej kobiecie, którą wprawia w zakłopotanie świat — to taki je sposób wyrażania sprzeciwu wobec obrotu spraw w naszym stuleciu. W którym wszystko jest wiadome, a nic nie rozumiane.

*

Oto co sprawia nienawiść. Spala wszystko prócz siebie samej, tak że bez względu na to, jakie żywisz urazy, twoja twarz wygląda dokładnie tak samo jak twarz twego wroga.

*

     — Wszystko ma swoje miejsce, proszę pana — zauważył Sandler.
     — Święta prawda. Wszystko. Z wyjątkiem kobiet. Tych zawsze pełno wszędzie.
     Sandler się roześmiał.
     — W łóżku — ciągnął Cosey — w kuchni, koło domu, przy stole, pod nogami, na karku.
     — Nie jest to takie nieszczęście — zaryzykował Sandler.
     — Nie. Nie. To wspaniałe. Wspaniałe.
     — To czemu pan się krzywi?

*

Nieważne, jaka jest twoja pozycja życiowa czy stan umysłu; rozgwieżdżone niebo jako sceneria twojej nocy czyni cię bogatym.

*

„Myślisz ciągle o śmierci” — powiedziałam jej. „Nie — odparła. — To śmierć ciągle myśli o mnie”.

*

Przepaść między pokoleniami jest rzeczą normalną, ale nie musi być nieprzekraczalna.

*

     — Pokręcone, tak? Ja nigdy nie wierzyłem zbytnio w wolną wolę. Nic ci po niej, jak nie masz wyboru.[…] Ale wśród niewielu spraw, w których masz coś do powiedzenia, jest to, z kim się zadajesz. […] Niech ci się nie zdaje, że jak się cofniesz, to jesteś mięczak. Może ci to uratować życie. Nie jesteś bezwolny, Romen. Nie wierz w to. Czasami trzeba więcej ikry, żeby się cofnąć, niż brnąć dalej.

*

     — Przepraszam, przepraszam bardzo — powiedział, sięgając po chusteczkę do nosa.
     — Nie ma za co. Niech pan nigdy nie przeprasza za płacz po kimś.

     […]
     Zbiegła na dół, nagle uświadamiając sobie różnicę miedzy obowiązkiem, a potrzebą serca.

Toni Morrison, Miłość, przeł. Krzysztof Zarzecki,
Świat Książki, Warszawa 2014.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz