środa, maja 02, 2018

2845. Urlopownik

Antenka bardzo lubi pisanie tego Autora. Z tego też powodu przymierzam się od miesięcy do jego najnowszej książki, ale wciąż jest na cyfrowym stoliczku. Nadarzyła się urlopowa okazja upolować (za grosze?) i machnąć (przewertować?), to upolowałam (w cenie, która uwzględnia, że czasem zgniłki trafić się mogą, bo mogą) i machnęłam (przeczytałam), i zachwyciłam się nawiasami w środku zdań montowanymi, które na wiele sposobów czytać można (należy?).

To była granica, której nie można było po prostu przekroczyć.
     Ona wymagała podjęcia decyzji
.

*

     — Cud — patriarcha zignorował zaczepkę. — Zdarzył się cud. I ten cud nie może wymknąć się nam z rąk.
     — Cud, Pawełku — odezwała się smutno — łatwo jest zacząć, a bardzo trudno skończyć.
     — Wiem. Sam byłem orędownikiem kilku cudów, z których nic nie zostało
.

*

Ala nie wiedziała, co szmuglowała ani w którą stronę (ze snu w jawę?) (z jawy w sen?).

*

[…] to nie miało prawa się udać. To zaprzeczało zdrowemu rozsądkowi. Pokazywało, że wiara w zdrowy rozsądek jest złudzeniem, mozolnie wypracowanym na przestrzeni wieków.

*

[…] zgromadzony tłum już przypomniał sobie o miejscu (Polska) i czasie (XXI wiek) zgromadzenia. Odnalazł się w kulturowym prądzie. Prawdopodobnie, pomyślała Anna, znowu osiadł na mieliźnie.

*

Że z każdą łzą i smarkiem upływają cenne minerały, że ma równowaga elektrolitowa stoi nad przepaścią, a może i w nią już zstąpiła.

*

     — Mamo – powtórzyła.
     Nigdy wiele nie rozmawiały. W zasadzie obywały się bez słów. Zamknięte we własnym kobiecym mikrokosmosie, do którego inne osoby nie miały dostępu. Był to mikrokosmos sprzed nazwania rzeczy po imieniu, a może nawet pozbawiony rzeczy
.

*

Anna potrafiła zidentyfikować tylko kilka gatunków, zależnie od zwisających atrybutów: z żołędziami — dęby, z szyszkami — sosny, z lampkami świątecznymi — choinki, z gruszkami — wierzby. Ostatecznie nie była dendrologiem, tylko neurologiem. Drzewa liściaste przypominały jej przerośnięte neurony. Oparła się, według własnej terminologii, o omszały akson, a pomiędzy rozłożystymi dendrytami uwijały się ptasie mamy.

*

A może, pomyślała, ta historia nie została zamknięta? Nie zapadły jeszcze decyzje, co będzie prawdą, a co kłamstwem? Żeby wiedzieć, co się zdarzyło, trzeba znać zakończenie.

Ignacy Karpowicz, Cud,
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz