sobota, maja 26, 2018

2881. A Ty bądź zdrów jak najdłużej

W tej książce więcej pracy niż życia, więcej życia niż umierania, więcej o pacjentach niż lekarzach, więcej o lojalności niż gonitwie za kasą. Bardzo dużo, zbyt dużo, o chorym systemie, który umiera na moich, twoich, naszych oczach, który wykituje, wystarczy tylko poczekać jeszcze kilka lat, aż te dinozaury harujące po 300–400 godzin w miesiącu odejdą… I system po prostu pierdolnie z hukiem.

Jest taka historia, która wydarzyła się zaraz po wojnie. Jakiś sekretarz partii powiedział: „Brakuje doktorów? To nie płaćcie doktorom dużo, to będą zapierdalać na czterech etatach i w ten sposób będziemy mieli sprawę załatwioną”.
     I to działa do dzisiaj. Proszę posłuchać, co mówi władza: „Lekarze chcą zabijać pacjentów!”. Jak to? „Bo protestują!” A czego się domagają? Żeby pracować zgodnie z Kodeksem pracy. Po osiem godzin dziennie, a nie po szesnaście. Czyli ktoś, kto chce przychodzić do pracy wypoczęty, ustrzegać się błędów, być miły, mieć czas dla pacjenta, według władzy „chce zabijać
”.

*

Wie pan, na tym polega paradoks systemu. Kierowca tira może jechać siedem godzin. Potem ma przymusową przerwę. Inaczej mógłby być groźny dla innych uczestników ruchu. Takie ograniczenie nie dotyczy ani lekarza, ani ratownika medycznego. Oni mogą pracować na okrągło.

*

Szacuje się, że w Polsce brakuje połowy lekarzy, by obsadzić wszystkie etaty i dyżury z poszanowaniem prawa pracy narzuconym przez UE — lekarz nie powinien pracować więcej niż czterdzieści osiem godzin w tygodniu.

*

Nie ma miejsca, czasu, łóżek, rąk do pracy. System ma swoje algorytmy, procedury, opłaty. Ból, strach, niecierpliwość, zmęczenie nie zostały przewidziane przez ustawodawcę.

*

     — Już jeden redaktor mnie pytał, czy rzucę dodatkowe zajęcia, jak będą podwyżki.
     — Rzuci pani?
     — W swoich rachunkach zapomina pan o lojalności.
     Lojalność znaczy tyle, że jak Anna nie weźmie dyżuru, to będzie musiał go wziąć jakiś zmęczony kolega albo jakaś koleżanka. A jak nie znajdzie się już absolutnie nikt, to pacjenci zostaną bez lekarza
.

*

Za granicą potrzebują lekarzy. W związku z tym trudno się dziwić, że wyjeżdżają i to nie tylko lekarze, ale również ratownicy medyczni, pielęgniarki. To jest naprawdę exodus. Wyjeżdżają, bo chcą żyć.

*

Najbardziej wkurzają mnie motocykliści. Rozpierdalają się, a ja ich muszę zbierać. I zawsze wiem, jakie pierwsze pytanie usłyszę: „Co z motorem?”.

*

Przyszła pani o godzinie 15.00 i siedzi. Aha, po dwóch godzinach jest pierwsza! Bo tamci, co przed nią, zostali już przyjęci. W tym momencie wjeżdża karetka z chorym w stanie ciężkim. A ona staje w drzwiach i mówi: „Ale ja byłam przed nim”. Niebywałe, ale przecież to są notoryczne zachowania: „On był drugi, on był za mną!”. To ja pytam: „Chce się pani zamienić? Naprawdę, chce być pani w takim stanie?”.

*

Wie pan, co to jest bomiś? Takie co mówi: „Bo mi się należy”. Bomisie są wszędzie. Ludziom się wydaje tak: „Wy od tego jesteście, ja na to płacę składki”.
     Wchodzi pan i pani na SOR, kobieta ubrana high level i mówi:
     — Ja jestem prokuratorem, a to jest mój ojciec.
     Więc pytam ją grzecznie: — A czy tacie oprócz tego coś dolega?
     Czego wymagać od ludzi, powiedzmy, na jakimś przeciętnym poziomie, skoro człowiek z wyższym wykształceniem, który reprezentuje podobno inteligencję, jest w stanie się tak zachować? Jeżeli ktoś, kto ma pozycję społeczną, zachowuje się w ten sposób, to znaczy, że istnieje społeczne przyzwolenie na poniewieranie nami. Po prostu
.

*

     — Panie doktorze, pan patrzy na tego tu. Ten to sobie coś w dupę wsadził.
     — Niemożliwe!
     — Bankowo! Żona wyjechała, oglądał jakiegoś zboczonego pornola i sobie wsadził, a teraz nie może wyciągnąć.
     — No, niemożliwe!
     — Zaraz pan zobaczy: Proszę pana, proszę pana! Pan tu pozwoli, do gabinetu.
     Gość wchodzi, a sanitariusz do niego prosto z mostu:
     — Co pan sobie w dupę wsadził?
     Gość czerwony, duka, ale w końcu mówi: — No, żona wyjechała i oglądałem taki film…
     — Dobra, dobra. Co se pan wsadził?
     — No, marchewkę.
     I wtedy sanitariusz mówi do mnie tak: — To nie ma co teraz wyciągać, panie doktorze, bo się pan umęczy. Poczekamy do wiosny, natka się pojawi i pójdzie łatwiej
.

*

Medycyna, zanim stanie się sztuką, najpierw jest rzemiosłem, trzeba sobie znaleźć mistrza, do którego człowiek się przyczepi i będzie się przy nim uczył.

*

Ludzie, którzy decydują się na medycynę ratunkową, to są często osoby o bardzo fajnym charakterze, o vtakim zacietrzewieniu poszukiwawczym, zacięciu do podejmowania wyzwań. Powiem tak: czadowa specjalizacja. Wiąże się ona z chaosem, ale chaos tak naprawdę nie jest czymś, co my wytwarzamy, tylko tym, co do nas trafia. A my mamy to uporządkować.

*

Fachowo ten gatunek dziennikarski nazywa się reportażem wcieleniowym. Ma długie tradycje. W Polsce kiedyś Janusz Rolicki zatrudniał się na budowach, w Niemczech Günter Wallraff był alkoholikiem i gastarbeiterem. John Howard Griffin, by w 1959 roku […] zmienił farmakologicznie kolor skóry i ruszył w podróż przez Amerykę.
     Dla mnie to było reporterskie wyzwanie. Ale koledzy z zespołu ratowniczego ryzykowali bardzo dużo. Gdyby ktoś się dowiedział, że byłem z nimi, straciliby robotę. Dziękuję im za zaufanie, za odwagę i za to, że nie udawali
.

Paweł Reszka, Mali bogowie 2. Jak umierają Polacy,
Czerwone i Czarne, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz