wpis przeniesiony 1.04.2019.
(oryginał z zawieszkami)
Reszka czytany tu jest (pierwsza tu, druga tu). Czekałam na przyzwoitą cenę tej książki. Czekanie wspierał strach, co ja w niej wyczytam, czego na własnej skórze nie przerobiłam. Czy ja naprawdę chcę to wiedzieć? Pytałam samą siebie.
Ale Reszka. Wczoraj była przyzwoita cena. Dziś w nocy nie mogłam spać, więc czytałam. Rano lało jak z cebra. Mogłam, więc czytałam w hamaku z kawusią i dźwiękiem deszczu za oknem — all inclusive!
Wrażenie? Jeśli myślisz, że minister szyszko (małymi, z premedytacją małymi literami) jest prekursorem specyficznego sposobu dbania o materię swego ministerstwa, jesteś w błędzie, ciężkim błędzie. Pierwowzorem jest każdy minister zdrowia, którego ten kraj miał i ma.
Ty wyczytasz w tej książce, że jeśli chcesz po urazie chodzić, to rehabilitacja tylko prywatna. Ja nie musiałam o tym czytać, ja to wiem.
Dzięki tej książce troszkę lepiej rozumiem lekarzy. Niektórych. Tylko niektórych.
Być może najgorsze jest to, że przestajemy się dziwić, że przyzwyczajamy się do rzeczy nienormalnych.
*
Nie przewidzieliśmy, że konsultant w danym województwie nie będzie myślał: „Jak to cudownie mieć tak wielu specjalistów, którzy będą leczyć ludzi”, a pomyśli: „Będzie ich za dużo, to mi tutaj popsują rynek i koledzy mi żyć nie dadzą”.
*
Medycyna jest sztuką? A przypadkiem nie czystym biznesem? Co to znaczy, że nie można stosować lekarstwa, które uważa się za pomocne, tylko takie, jakie życzy sobie NFZ?
*
Bo ja słusznie zauważył pan minister: „jest wybór między lekarzem zmęczonym a żadnym”.
Mamy mało lekarzy, a ponieważ mamy ich mało, będziemy coraz bardziej zwiększać obciążenia pracą. A to sprawi, że będzie ich coraz mniej. Jedni wyjadą, inni wymrą.
*
Ale pytam, czy upokarzające jest pracowanie za grosze, czy mówienie o tym, że pracujemy za grosze?
Przecież ten standard życia, którym tak razimy społeczeństwo, bierze się z tego, że nie mamy życia osobistego, że jesteśmy wrakami ludzi. Środowisko jest mocno konsumpcyjne, ale to jest mechanizm kompensacji. Skoro tyle pracują, rozwala im się życie osobiste, to przynajmniej mają wszystko, co najlepsze, z najwyższej półki. Wiele osób myśli o emigracji właśnie w celu zbalansowania jakości życia, żeby mieć czas i na pracę, i na życie. Bo jest prawdą, że lekarz w Polsce może zarobić dużo, tylko pytanie, jakim kosztem. I czy to wszystko jest tego warte?
*
Przecież mówiono nam, że nie będzie lekko, tak? Z jednej strony wiemy, że powinno być o wiele lepiej, z drugiej strony jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że jeśli do czegoś mamy dojść, to tylko swoją pracą.
A więc nie mówimy innym o swoich problemach.
*
Szpital to nie może być fabryka. On nie ma przynosić pieniędzy i zarabiać na siebie, tylko ma pożytkować pieniądze na pomoc ludziom. Przecież nie jest tak, że ja zlecam tysiące badań, bo taki mam kaprys. Robię to, co muszę, żeby pacjenta przywrócić do ładu i składu.
*
Boję się, że popełnię błąd z przepracowania. Bo jak się potem bronić? Przed sądem mnie zapytają: „Kto panu kazał dyżurować trzecią noc z rzędu?”. „No, życie mi kazało, bobym nie miał za co pojechać na kurs, który musiałem zrobić, żeby skończyć specjalizację”. Ale pacjent zmarł i kogo obchodzi takie tłumaczenie?
*
Środowisko uważa, że to jest normalne, że pracuje się dwieście pięćdziesiąt czy trzysta godzin w miesiącu. Musisz coś kupić? Idź na dyżur, żeby zarobić. Jedziemy na narty? Nie mam pieniędzy, nie jadę. Jak to lekarz może nie mieć pieniędzy? Weź dyżury.
Za szesnastogodzinny dyżur dostaję 300 złotych; 2000 złotych na narty to tydzień mojego życia!
*
Na studiach nie uczą nas o pacjencie, ale o jego budowie. Człowiek jest dla nas jak silnik samochodowy. Składa się z jakichś części. Te części pracują albo się psują. Jak się zaczynają psuć, to można je naprawić albo wymienić. I na tym polega nasza rola. Mamy naprawić silnik i stąd bierze się wszystko. No bo czy ktoś przy zdrowych zmysłach zastanawia się, co czuje silnik? Albo usiłuje rozmawiać z silnikiem, tłumaczyć mu, co się w nim psuje, jak będzie naprawiany? To przecież byłoby jakieś szaleństwo! No więc tak samo nie rozmawiamy z pacjentami, jak nie rozmawiamy ze swoimi samochodami. Oczywiście to rodzi niebywałe konsekwencje.
Paweł Reszka, Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy,
Czerwone i Czarne, Warszawa 2017.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz