Wczoraj nie żyłam. Dowiedziałam się, że są na świecie antybiotyki-chemioterapeutyki. Jedna saszetka została zapisana na mój pesel. Odżyłam około dwudziestej pierwszej, by dotarła do mnie informacja o premierze świeżej książki Barnesa. Nie patrzyłam, klik, klik, a potem zasnęłam.
Wczoraj premiera. Dziś przeczytane. Szybko, bo Barnes. Szybko, bo o miłości. Niebanalnie.
Może miłości nie da się uchwycić w definicji, może można ją uchwycić jedynie w historii.
*
[…] każdy ma swoją historię miłości. Nawet jeśli zakończyła się fiaskiem, nawet jeśli się wypaliła, jeśli nigdy nic z niej nie wynikło, jeśli od początku rozgrywała się tylko w wyobraźni: nic nie czyniło jej ani trochę mniej prawdziwą. I to była jedyna historia.
*
Bo są takie rzeczy, które zamieszkują w tobie i nigdy tak naprawdę nie znikają.
*
Chodziło o coś więcej: o twoje ja i o to, gdzie je przechowujesz, i komu — o ile komukolwiek — wolno je zobaczyć w pełnej krasie.
*
Tego, co zniknęło, nie można przywrócić; teraz to wiedział. Ciosu, raz zadanego, nie można cofnąć. Słów, raz wypowiedzianych, nie można wymazać. Możemy żyć dalej, jakby nic nie przepadło, nic się nie stało, nic nie zostało powiedziane; możemy twierdzić, że o wszystkim zapomnieliśmy, ale serce nie zapomina, bo to nas zmieniło na zawsze.
*
[…] wzywała mnie reszta życia, takiego, jakie jest i jakie będzie.
*
I tak siedzieli w milczeniu, paląc, i może właśnie brak sztucznej rozmowy zachęcił mężczyznę, żeby odwrócić się i oznajmić spokojnym refleksyjnym tonem:
— Powiedziała, że chce spocząć na moim ramieniu jak ptak. Pomyślałem, że to brzmi poetycko. Oraz że to świetnie, że tego mi właśnie trzeba. Nigdy nie lubiłem takich, co się uwieszą.
Mężczyzna przerwał. Paul zawsze chętnie służył podpowiedzią.
— Ale nic z tego nie wyszło?
— Dwa problemy. — Mężczyzna zaciągnął się, po czym wypuścił dym w aromatyczne powietrze. — Po pierwsze, ptaki zawsze odlatują, prawda? To leży w ich ptasiej naturze, prawda? A po drugie, zanim odlecą, zawsze nasrają ci na ramię.
I z tymi słowy zgasił papierosa, skinął głową i ruszył plażą ku łagodnym falom.
*
I teraz rozumiał lepiej, czemu pary kurczowo trzymają się swojej historii — często każde innej jej części – długo po tym, jak ich uczucie ostygło, nawet wtedy, kiedy nie są już pewni, czy mogą się nawzajem znieść. Zła miłość nadal zawiera ślad, wspomnienie, dobrej miłości — gdzieś w głębi, gdzie nikomu nie chce się już kopać.
*
Może i dobrze czasem przypomnieć sobie, że niektórzy mężczyźni mylą prostactwo ze szczerością. Tak jak inni mylą pruderię z moralnością.
*
Fotele były te same, tylko starsze; osoby, które je zajmowały — te same, tylko starsze.
*
— To nie jest kwestia ponownego wciągnięcia. Wciąż w tym siedzisz.
— Jak to?
— Wciąż w tym siedzisz. Zawsze będziesz siedział. Nie, nie dosłownie. Ale w głębi serca. Nic się nigdy nie kończy, jeśli zaszło tak głęboko. Już zawsze będziesz żyć z ranami. Po jakimś czasie to jedyny wybór. Żyć z ranami albo umrzeć.
*
[…] sama miłość nigdy nie jest absurdalna, absurdami nie są też ci, którzy jej doświadczają. Pomimo surowych norm w dziedzinie uczuć i zachowań, które może chcieć narzucać społeczeństwo, miłość się im wymyka. Czasem na wiejskim podwórzu widywało się nieprawdopodobne formy więzi — gęś zakochaną w ośle, kocię bawiące się bezpiecznie między łapami uwiązanego mastifa. Na ludzkim podwórzu też istniały formy więzi, które były równie nieprawdopodobne, a mimo to ich uczestnikom nigdy nie wydawały się absurdalne.
*
Nie zastanawiasz się, ile czasu kalendarzowego minęło, bo liczy się to, jak ten upływ czasu odczuwa serce.
*
Kiedy razem uciekaliście, powiedziałam, że oboje macie jaja. Macie jaja i macie miłość. Jeśli to nie jest dość dobre dla świata, to świat nie jest dość dobry dla was.
Julian Barnes, Jedyna historia,
przeł. Dominika Lewandowska-Rodak,
Świat Książki, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz