Polowałam. Upolowałam. I chapnęłam. I były łzy przez szczery rechot z rzeczy, które nie do śmiechu wcale. Ta książka wraz z książkami (w kolejności chronologicznej drzewnego czytania) prof. Snydera (I, II, III) i dr. hab. Macieja Gduli (tu) to według mnie obowiązkowa trylogia na ten czas.
Uderz w stół, a nożyce… Do pracy nad sobą biorę mistrzowski rozdział o autorasizmie — dał mi do myślenia i czucia — bo autorasizm niezdiagnozowany do dziś miałam od pokoleń.
Polskość, bycie Polakiem to nie jest kategoria genetyczna czy rasowa, ale pewien wyuczony modus operandi, pewien zespół praktyk, sposobów życia. A to daje nutę optymizmu: bo skoro to jest wyuczone, to można się tego oduczyć.
*
[…] nie ma i nigdy nie było żadnego twardego jądra polskości. Jest tylko niezmordowana, codzienna praktyka robienia i myślenia rzeczy, którą to praktyką sami siebie kształtujemy. To od niej wszystko zależy, jej zawdzięczamy wszystko, co nam się udaje, ona jest winna wszystkiemu, co nam się nie udaje.
*
[…] samo nazwanie problemu jest już pierwszym krokiem do jego rozwiązania. […] Granice naszego języka są granicami naszego świata, a praktyka uczy, że bardzo trudno jest poradzić sobie z czymś, co nie ma nazwy. Jeśli brakuje nam słów i pojęć, to możemy męczyć się z czymś przez pokolenia, nie rozumiejąc, na czym w ogóle polega problem.
*
Wszystkim nam niezwykle trudno przychodzi zrozumienie, że inni ludzie naprawdę widzą świat inaczej. […] Nikt się nie kwapi, żeby spróbować przyjąć punkt widzenia drugiej strony, więcej, nikt się nawet nie kwapi, żeby przyznać, że on w ogóle istnieje.
*
Banałem jest już obserwacja, że po polsku „idziemy na kompromis”, czyli wycofujemy się, rezygnujemy, poddajemy, podczas gdy w krajach anglofońskich we reach a compromise — kompromis osiągamy, zdobywamy, wypracowujemy. U nas kompromis jest czymś negatywnym, jest porażką i niespełnieniem, a dla Amerykanina jest on z gruntu pozytywny, jest konstruktywnym porozumieniem stron.
*
Trudno nam się pogodzić z tym, że będziemy tylko na tyle dobrzy, na ile sobie do tego stworzymy warunki.
*
Niełatwo jej [Rzeczypospolitej Polskiej] zrozumieć, że koszty bezgotówkowe też są kosztami. […] Nie potrafi przeliczyć pośpiechu i nerwówki na pieniądze, a w szczególności nie umie zrozumieć, że czas na cywilizowane przygotowanie się jest takim samym towarem jak wszystko inne — towarem, który można, a czasami po prostu trzeba sobie kupić.
*
[…] równość wobec prawa jest w Polsce fikcją. Bogatym i bardziej uprzywilejowanym wolno więcej, a biednym mniej. Tych pierwszych chroni prawo, a zwyczaj mówi, że tych drugich nie chroni nic.
*
Nie umiemy walczyć naprawdę wspólnie, czyli różnymi głosami domagać się tego samego. […] Pluralizm różnych głosów mówiących o tym samym jest dla nas trudnym do przyjęcia absurdem.
*
Uważamy, że obywatele Polski są ludźmi gorszymi, mniej wartościowymi i zasługującymi na mniej niż obywatele państw zachodnich. Autorasizm to nasza skłonność do samoponiżenia, nielubienia siebie samych, niechęci do tego, kim jesteśmy i co robimy.
[…] Niby rozumiemy, że w dzisiejszym wielobiegunowym świecie każdy jest „skądś” i każdy jest „jakiś”, ale nie umiemy odnieść tego do samych siebie. Dajemy innym społeczeństwom prawo do bycia sobą, ale sobie samym — nie. […] Nie umiemy zaakceptować swojej odrębności i specyfiki, nie wiemy, jak polubić samych siebie. Wydaje się nam, że ktoś od nas stale oczekuje, że przestaniemy być sobą. Mamy poczucie, że naszym obowiązkiem — wobec innych społeczeństw i wobec świata — jest zanegować samych siebie.
*
Autorasizm, jak każdy rasizm, zaczyna się od umniejszania, a przechodzi do odczłowieczania. […] Bezproblemowo i samorzutnie sami siebie uznajemy za obcy gatunek.
Piotr Stankiewicz, 21 polskich grzechów głównych,
Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2018.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz