gazeta, a dzięki niej sześćdziesiąt dni wokół bloga. Dziś… czterdziesty piąty dzień. Jestem prawie pod wierzchem.
Wskutek powyższego drugi miesiąc czytam jak na lekarstwo, ale czując oddech końca beznadziejnej roboty z przenosinami, natychmiast oderwałam się od archiwalnych literek i popędziłam ku innym, obcym literkom. Poszłam sobie. Delektowałam się kolekcjonowaniem doznań i wrażeń estetycznych, czytając tę książkę. Nie śpieszyłam się, a i tak się skończyła.
Wszystkie Szpagaciki wokół mnie nieuchronnie przepoczwarzają się w nieletnią młodzież — wyrośli już z takich książek, ale i do nich nie dorośli jeszcze po raz drugi. Czego nie można powiedzieć o mnie: wyrosłam z nich i dorosłam do nich — zachwycałam się pomysłem na książkę i kreską.
Tak bardzo chciałem zasnąć, że czułem, jak sen odchodzi ode mnie stanowczym marszowym krokiem.
*
Siedzieliśmy, przytulając się do siebie; trochę z chłodu, trochę z sympatii, a trochę z niepokoju, co będzie dalej, i nie mówiliśmy nic, to znaczy każdy czekał, żeby zaczął ten drugi.
*
— Skąd wiesz, że on był starszy? – przerwał
mu Kot. – Był tylko większy i grubszy.
— To prawda — ucieszyłem się. — On wcale nie mówił, że jest starszy.
— Ale miał wąsy — upierał się Filip.
— Co z tego — zdenerwowałem się. To jeszcze o niczym nie świadczy. Ty też masz wąsy. I on też. — Wskazałem na Kota.
*
— Dokąd prowadzi ta droga? – postanowiłem zmienić temat.
— To jest droga donikąd – zahuczała Sowa.
— To znaczy, że co tam jest? — wtrącił się Filip.
— To znaczy, że tam niczego nie ma.
Nie mieściło mi się to w głowie.
— Ale gdybyśmy my tam poszli, to już by coś było – zauważyłem nieśmiało.
— Trzeba spróbować — przytaknął zając.
— Nie radzę. — Sowa była innego zdania.
*
*
— Nawet się nie zatrzymał — powiedziałem, chociaż wcale nie było mi przykro.
— Bo to był pospieszny — wyjaśnił Pan. — Nim jadą wszyscy, którzy się ciągle tak spieszą, że nawet nie myślą o spaniu. Wysyłam za nimi różne sny, ale prawie nigdy nie udaje im się ich dogonić.
Anna Onichimowska, Sen, który odszedł,
ilustr. Krystyna Lipka-Sztarbałło,
Agencja Edytorska EZOP, Warszawa 2011.
(wyróżnienie własne)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz