sobota, sierpnia 31, 2019

3442. Z dna książkowego stosika

Kilka lat temu jechałam tramwajem. Pani po sześćdziesiątce czytała grubą książkę. Od słowa do słowa, gdy zaczęłyśmy rozmawiać, powiedziała: musi pani to przeczytać, doskonałe! Nie lubię tak grubych książek, ale zapamiętałam sobie zachwyt tej pani. Od tamtej pory, przy okazjach rocznic wszelakich, kupowałam Orzeszkowi kolejno ukazujące się książki tego Autora, obiecując sobie, że kiedyś do nich zajrzę, skoro Orzeszek mówiła: dobre!

W Małej Danii po skończeniu CzechaPrzyjaciela chciałam pozostać w klimacie beletrystyki i przeczytać coś niezobowiązującego i dla zabawy. I tak po latach padło na Cabré — upewniłam się u Orzeszka, że najświeższa jest dobra, i wsiąkłam — to był strzał w dziesiątkę.

Opowiadania. W każdym trup. Tylko mordercy, żadnej morderczyni (gdzie parytet?!). Zapis dialogów (dziwny, słyszałam) intrygujący i mile zaskakujący wobec wieloletniego wyobrażenia, że będzie zniechęcał. I pomysły… fantastyczne (!) — niektóre z nich tak przewrotne jak puenta tytułowego opowiadania Czysta robota Forsytha.

Okazuje się, że na mocy nie wiem jakich przepisów muszą mnie wcześniej wypuścić… Nie wiem dokładnie, o co tu chodzi, bo jak adwokaci mi to wyjaśniali, myślałem o niebieskich migdałach; nie byłem zainteresowany tematem: wiedziałem, że mam tam spędzić całe życie, więc nie interesowało mnie liczenie dni.

*

[…] kiedy zdecydowałem się na zawodowstwo, postanowiłem czcić z równym zaangażowaniem dwóch patronów mojego fachu: świętego Ferriola z Besalú i świętego Dyzmę, Dobrego Złodzieja. Zawsze osiemnastego września i dwudziestego piątego marca robię sobie wolne, nawet gdy stanie mi na drodze naiwna torebka, kusząc mnie apetycznym portfelem. Tego surowo przestrzegam.

*

W taki oto sposób doskonaliliśmy nasz doskonały plan. Aż do najmniejszego szczegółu. Toni zwinął trzy noże deserowe, na wypadek gdyby ofiara stawiała opór.
     — Jak nie będzie grzeczny, to mu obetniemy.
     — Co mamy mu obciąć? — zapytał Ty, zaintrygowany.
     — Stary, kutasa.
     — Ach tak. — Skupione milczenie. — A co to takiego ten kutas
?

*

My, książki, nawykłyśmy do odgadywania, bo na naszych stronach jest przeszłość i teraźniejszość, i wszystkie indywidualne historie, więc umiemy interpretować to, co ludziom się przytrafia.

*

[…] jeżeli cud dokonuje się przy pomocy słów, nazywamy go literaturą; jeżeli dokonuje się w sposób ulotny, rozciągnięty w konkretnym czasie, nazywamy go muzyką; a jeśli dokonuje się w jakiejś materialnej przestrzeni, mówimy, że to obraz, fresk, ołtarz, rzeźba… A jeśli cudem jest przestrzeń, jaką tworzysz, mówimy, że to architektura. Najważniejsze, żeby dokonał się cud.

*

     — No już, tato, wsiadaj. Za pół godziny będziemy na miejscu.
     — Czekam na niego każdej nocy. Wiem, że wkrótce przyjdzie. I powie zabiłeś mnie, zabiłeś swojego dowódcę, ty draniu. I dlatego przeżyło was tylko trzech z trzydziestu żołnierzy, ty draniu. Ponadto załatwiłeś pięć aniołów, strzelając w niebo, a one, te anioły, teraz błagają mnie na klęczkach, żebym ci strzelił prosto w tyłek…
     — Nie, zostaw, tato! Ja ci zapnę pasy
.

*

     — Nie kpij sobie.
     — Cholera. Przecież mieszkanie nie jest nie wiem jak wielkie, prawda? Niby gdzie mam je trzymać?
     — Spal je, podaruj komuś. Przecież ich nie czytasz! I nie używaj brzydkich słów
.

*

     — I co mam…
     — Udzielić wywiadów.
     — A co na to jego ekscelencja, panie ministrze?
     — Z dużej litery, proszę.
     — Co na to Jego Ekscelencja?
     — Nie twoja sprawa.
     — I… mogę coś zmyślać?
     — Zastosuj logikę
.

*

     — Ja bym tak tego nie powiedział, panie ministrze.
     — Czego byś nie powiedział?
     — Że klęski żywiołowe to próba, jaką Bóg zsyła na ludzi, żeby się przekonać, czy zasługują na swój los. Nie wiem, kto coś takiego wymyślił.
     — To ładnie brzmi.
     — Ale to nieprawda.
     — I co z tego?
     — Jak to co z tego? To nieprawda!
     — Licz się ze słowami
.

*

     — Rozumiem, co pan czuje. Wolałby pan, żeby była martwa, prawda?
     —  Tak. Źle jej nie życzę, ale wyświadczyłaby mi przysługę, gdyby była martwa, tak
.

*

Współczucie, dlaczego? Ta osoba przeszkadza mojemu klientowi i to wystarczy. A kto płaci, ma swoje powody, w które ja nie wnikam. Ograniczam się do skutecznego wykonania swojej pracy, i tyle.
     
[…]
     Nie, wcale się nie boję, że ksiądz mógłby o tym komuś opowiedzieć, ponieważ wierzę mocno w żelazną zasadę tajemnicy spowiedzi.
     Zgoda, ksiądz mógłby się zdobyć na popełnienie tego strasznego grzechu wyjawienia komuś mojego sekretu, owszem. W tym punkcie zgadzam się z księdzem. Z tego, co wiem, nie byłoby to po raz pierwszy.
     Nie trzeba być wierzącym, żeby o tym wiedzieć.
     Cóż mam księdzu powiedzieć: jestem dobrze poinformowany.
     Dlaczego jestem taki spokojny? Bo ksiądz jest właśnie ostatnim celem w mojej karierze.
     Nie chcę księdza obrazić, ale mam nadzieję, że sam ksiądz rozumie: no, nie mogę wyjawić nazwiska klienta, od którego otrzymałem zlecenie.
     Mówię, że nie, proszę nie nalegać. Ale mogę oświadczyć z satysfakcją, że w życiu ksiądz by nie uwierzył, że to ten człowiek
.

Jaume Cabré, Kiedy zapada zmrok, przeł. Anna Sawicka,
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2019.
(wyróżnienie własne)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz