Nie ma nic nowego na blogu. No, nie ma. To gdzie ty jesteś? Ja? Jestem od piątku w czarnej dupie. Sadownik ujął to następująco, gdy łzy nie przestawały mi ciec trzeci dzień: tak, jesteśmy w czarnej dupie i musimy się w niej jakoś urządzić, by wyleźć z niej tak szybko, jak się da.
Czarny kot nie przebiegł mi drogi. Nie spotkałam zakonnicy. Butów na stole nikt w ulu nie stawiał. Pod drabiną nie przechodziłam, ani nawet nie stałam. Ale był piątek, trzynastego! — jeśli ktoś potrzebuje metafizycznej przyczyny. Wystarczyło, by połamać kość w śródstopiu i dać się zagipsować, kura przez wu.
Zbieram się. Urządzam.
Wybaczysz? Mam wrazenie,ze PP jakos ludziom tu i tam w zdrowia nie przysluzyla...
OdpowiedzUsuńCo tu wybaczać? Życie też zdrowiu nie bardzo służy… bo na końcu jest się nieboszczykiem, choćby nie wiem, jak zdrowo wyglądałoby się w trumnie. Ale samą potrzebę kontroli rozumiem — miło byłoby, gdyby…
UsuńNie wiem, co napisać. Nic mądrego nie potrafię. Wspieram zatem wirtualnie, na tyle, na ile dam radę ...
OdpowiedzUsuńDołączam się do Saxifragi.
OdpowiedzUsuńSaxifrago, Lechu: dziękuję. dopiero dziś poczułam, że wracam do życia. +moc serdeczności dla Was, .d.
OdpowiedzUsuń