Madame Fanaberia — moje osobiste wrażenie po przeczytaniu dwóch podetkanych pod nos wywiadów z wielką, żyjącą pisarką — uświadomiła mi, że literaturę tworzą, w zdecydowanej większości, ludzie uprzywilejowani społecznie przez los, pozbawieni świadomości posiadanych przywilejów, co psychologicznie jest oczywiste, ale w czasach pandemii przy odrobinie empatii do szału może doprowadzić.
Ciąg skojarzeń towarzyszący czytaniu tej książki: madame Fanaberia, wielka literatura, Proust, Sołżenicyn, Proust — wspaniałe towarzystwo! Przeczytałam, zmęczyłam, przypomniałam sobie, kto mi ją polecił, ale po co? Nie pamiętam. Kilka fajnych pomysłów, kilka scen, jedna robiąca piorunujące wrażenie — dla niej na pewno warto przeczytać, ale nie wracać.
W tym moim prostym przejściu przez życie, jeśli umyka mi znaczenie i doniosłość chwil, dzieje się tak być może dlatego, że w każdym momencie ja też im „umykam”, uciekając do zamkniętego świata, sekretnego i własnego w najściślej pojmowanej intymności.
☂
Myślę, że przeżywać czy śnić jakieś zdarzenie to jedno i to samo, a prawdziwe życie powszednie jest równie oszałamiające i dziwne, jak to ze snu.
☂
Oto dlaczego nic nie rozumiem z tego, co dzieje się wokół mnie, i dalej „spadam” w życiu pośród zdarzeń i scenerii, pośród chwil i ludzi, kolorów i muzyki, coraz szybciej, sekunda po sekundzie, coraz głębiej, bez sensu, jak w studni ze ścianami wymalowanymi w zjawiska i w figury ludzi, w której moje „spadanie” jest tylko zwykłym przejściem i zwykłą trajektorią w próżni, stanowiąc jednak coś, co w dziwny i bezzasadny sposób można by nazwać „przeżywaniem własnego życia”…
☂
Wszystko, co się dzieje, jest logiczne, z chwilą, w której się wydarza i staje się widoczne, nawet jeśli dzieje się we śnie, podobnie jak wszystko, co niespotykane i nowe, jest nielogiczne, nawet jeśli ma miejsce w rzeczywistości.
☂
Cóż, niezależnie od tego, jaki byłby mój własny „sposób” i ból albo nieświadomość mojej śmierci, wszystko wokół mnie nadal pozostanie nieruchome w dokładnie zdefiniowanych kształtach i objętościach i może gdzieś na ulicy w tym momencie przystanie jakiś człowiek, wyjmie z kieszeni pudełko zapałek i zapali papierosa.
☂
Cóż, każda chwila mojego życia, każdy ruch, który czynię, każdy ból, który czuję, wszystko, co zdaje mi się, że zdarza się w moim życiu, każde wydarzenie, które uważam za niezwykle ważne dla mnie, jest tylko zagubionym atomem w rozległym oceanie wydarzeń całego świata.
☂
[…]
aby „uciec” od bólu.
Cóż, zaobserwowałem właśnie, że to tworzy w sobie udrękę cierpienia, a wniosek był prosty: mianowicie aby uciec od bólu, nie powinieneś dążyć do „ucieczki” od niego, lecz przeciwnie — „zająć się” nim najstaranniej, jak to możliwe. Jak najstaranniej, jak najbliżej.
☂
Wyrażenie „niespełna rozumu” uważam za bardzo trafne na określenie bycia świadkiem wydarzeń świata w sytuacji lekkiego dystansu, bez pełni rozumu.
☂
Na stacjach podróżni próbowali wejść do mojego przedziału i szybko wycofywali się, wyjaśniając innym:
— W środku jest chory… inwalida…
Teraz dobitniej docierało do mnie to, że jestem chory, że jestem poza żywym i codziennym światem ludzi zdrowych.
☂
A gdy cierpienie osiągnęło punkt szczytowy, zaczęło odpuszczać. W ciele jednego chorego nie ma miejsca na cały ból świata ani na wszystkie możliwe powikłania. W końcu albo chory musi umrzeć, albo następuje poprawa, która pozwala mu pozostać dalej „chorym”…
☂
Cała rzeczywistość jest do mojej dyspozycji pod warunkiem, że wdycham ją głęboko i wydycham w tym samym czasie, bez planów i iluzji.
Max Blecher, Rozświetlona jama. Dziennik sanatoryjny,
przeł. Joanna Kornaś-Warwas,
Książkowe Klimaty, Wrocław 2018.
W czasie, który „jeszcze nie upłynął”, drzemią wszystkie zdarzenia, wszystkie uczucia, myśli, sny, które jeszcze się nie zdarzyły i z których całe pokolenia ludzi czerpią dla siebie niezbędną rzeczywistość, sen oraz szaleństwo. Ogromne rezerwy demencji świata, którymi będzie się żywiło tylu marzycieli! […]
To nieznany magazyn rzeczywistości, pełen mroków i niespodzianek.
(tamże)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz