niedziela, września 20, 2020

3957. Urlopownik (I)

Książka ta legitymizuje moje życiowe doświadczenie jako wariatki; niepasującej, niegrzecznej, nieżyciowej i ostatnio: hicior — emocjonalnej, co utrudnia podobno moje leczenie.

Treść tej książki potwierdza, że moje doświadczenie przez dziesięciolecia to nie fatamorgana, ułuda i osobiste, niczym nieuzasadnione, uprzedzenia. Moja bez­sil­ność jak najbardziej na miejscu, złość i wkurw — dziwne byłoby, gdyby się nie po­ja­wi­ły, moje reakcje są równie prawdziwe jak życzenia tych, którym ułatwiłabym wszystko, gdybym tylko była… trochę inna.

Zrozumiałam w końcu te, które nie wyobrażały sobie, że mogą urodzić córkę, bo jeśli życzysz swemu dziecku najlepiej, to lepiej będzie, jeśli urodzi się chłopcem.

Po co czytać tę książkę, skoro świata nie zmienisz, a żyjesz w kraju z marnym kapitałem społecznym i zanikającą infrastrukturą społeczną? Ano po to, by nie wątpić w to, co czujesz, by nie marginalizować siebie, by stawać za sobą. Ta książka dołuje, ale mó­wi również: wszystko jest z tobą OK, pamiętaj.

Ta książka konfrontuje z rzeczami, których nigdy wcześniej nie kwestionowaliśmy, a po lekturze nie rozumiemy już dlaczego. W moim przypadku były to kieszenie damskich spodni i wielkość smartfonów oraz odśnieżanie. Nie będziesz od niej grzeczniejsza — uśmiecham się w zachwycie — to pewne. Nie będzie łatwiej, ale ciemnotę będzie w ciebie trudniej wcisnąć.

Wybieranie cytatów… zajęło mi trzy dni, bo mogłabym więcej i więcej. Sadownikowi to więcej i więcej przeczytałam na głos na urlopie. Przeczytałam nie jako zarzut, ale powód do dyskusji i zdziwienia.

Gdy tak bardzo przywykłeś do tego, że jesteś białym facetem, mogłeś zapomnieć, że „biały” i „męski” to też tożsamości.
     Pierre Bourdieu pisał w 1972 roku: „To, co istotne, rozumie się samo przez się, bo przychodzi samo przez się — tradycja milczy, szczególnie w temacie siebie samej”. Białość i męskość milczą właśnie dlatego, że nie potrzebują dochodzić do głosu. Są dorozumiane. Niepodważalne. Do­myśl­ne. Z taką rzeczywistością musi mierzyć się każdy, kogo tożsamość nie tłumaczy się sama przez się, każdy, kogo potrzeby i punkt widzenia są stale zapominane. Każdy, kto przywykł do ścierania się ze światem, który nie jest skrojony pod niego i jego potrzeby
.

Właściwie wiara w merytokrację może nam wystarczyć — jeśli chcemy wprowadzić nierówności. Badania pokazują, że wiara we własny obie­kty­wizm albo przeświadczenie, że nie jest się seksistą, czyni daną osobę mniej obiektywną i sprzyja zachowaniom o podłożu seksistowskim.

Dlaczegóż kobieta nie może być bardziej jak mężczyzna?” — biadoli Higgins. To częsta skarga, a lekarstwem na nią jest nierzadko „napra­wia­nie” kobiet. Nie budzi to zdziwienia w świecie, w którym to, co męskie, postrzega się jako uniwersalne, a to, co żeńskie — jako „nietypowe”.

W dalszym ciągu polegamy na danych z badań na mężczyznach — jakby stosowały się do kobiet. Mówiąc ściślej: badań na mężczyznach odmiany białej, w wieku 25–30 lat, o wadze 70 kilo­gramów. Takie parametry ma nasz Wzorcowy Man, a jego supermocą jest reprezentowanie ogółu ludzkości. Rzekomo.

„To taka właściwość ludzkiej psychologii” — wyjaśnia [prof. Molly Crockett] – że wydaje nam się, iż nasze doświadczenia odzwierciedlają przeżycia wszystkich ludzkich istot. Tę koncepcję w psychologii społecznej nazywa się „naiwnym realizmem”, a niekiedy „efektem projekcji”. Zasadniczo mamy skłonność sądzić, że nasze myślenie o świecie albo sposób postępowania są uniwersalne. Normalne. U białych mężczyzn ten błąd poznawczy bez wątpienia wzmacnia kultura, która odbija ich doświadczenie, utwierdzając ich w tym przekonaniu.

[…]   kiedy dziewczynki w wieku pięciu lat rozpoczynają naukę w szkole, równie często jak pięcioletni chłopcy myślą, że kobiety bywają „bardzo, bardzo mądre”. Gdy jednak kończą sześć lat, coś ulega zmianie. Ogarnia je zwątpienie w możliwości swojej płci. I to do tego stopnia, że zaczynają się ograniczać — jeśli jakąś grę przedstawi się im jako przeznaczoną dla „bardzo, bardzo bystrych dzieci”, pięcioletnie dziewczynki podejmują ją równie chętnie jak ich rówieśnicy, ale już sześcioletnie nagle przestają się interesować tym rodzajem gry. Małe dziewczynki uczą się w szkołach, że określenie „geniusz” ich nie dotyczy.

Panuje zgoda co do tego, że kobiety są nienormalne, atypowe, po prostu nie takie, jakie być powinny. Czemu kobieta nie może być bardziej jak mężczyzna? W imieniu płci żeńskiej przepraszam, że wydajemy się tak zagadkowe, ale nie: nie jesteśmy i nie możemy takie być. Taka jest rzeczywistość, której naukowcy, politycy i kolesie od techniki po prostu muszą stawić czoła. To, co proste, okazuje się łatwiejsze i tańsze — zgoda. Ale nie odzwierciedla rzeczywistości.

[…]   w przypadku kobiet brak opiekuńczości narusza tradycyjną normę, ale w przypadku mężczyzn już nie. „Oczekuje się — mówi mi [prof. Molly Crockett] — że przeciętnie kobiety będą bardziej prospołeczne od mężczyzn”. Dlatego wszelkie odstępstwo kobiety od tego, co uchodzi za „etyczną” postawę (nieważne, jak bardzo jest to nielogiczne), tym bardziej nas szokuje.

Wykluczamy kobiety, bo prawa połowy ludności świata postrzegamy jako interes mniejszości.

Przekonanie o normatywnym charakterze męskości sięga co najmniej starożytnych Greków, którzy zapoczątkowali tendencję do postrzegania kobiecego ciała jako „okaleczonego ciała męskiego” (wielkie dzięki, Arystotelesie). Kobieta była mężczyzną „odwróconym na lewą stronę”. Jajniki traktowano jako żeńskie jądra (do XVII wieku nie miały nawet własnej nazwy), a macicę — żeńską mosznę. Znajdowały się wewnątrz ciała zamiast na zewnątrz (jak u typowych ludzi) z powodu niedostatku „ciepłoty naturalnej” u kobiet. Męskie ciało stanowiło ideał, któremu kobietom nie udało się dorównać.

[…]   gdy odmawiasz połowie ludności współudziału w rządzeniu, tworzysz lukę informacyjną na samym szczycie. Musimy zrozumieć, że gdy chodzi o rządzenie, „najlepsi” nie musi znaczyć „ci, którzy mają pieniądze, czas i niezasłużoną pewność siebie, bo pokończyli odpowiednie szkoły i uni­wer­sy­te­ty”. To, co najlepsze, gdy chodzi o rządzenie, jest tym, co działa najlepiej jako całość, w grupie, która z sobą współpracuje. W tym kontekście „najlepsze” znaczy „różnorodne”.

Groźby rodzą się ze strachu. Strachu powodowanego brakiem informacji: niektórzy mężczyźni, dorastający w kulturze przepełnionej męskimi głosami i męskimi twarzami, boją się, że kobiety zabiorą im władzę i miejsce w życiu publicznym, w ich mniemaniu należne męż­czy­znom. Obawy te nie rozwieją się, dopóki nie wypełnimy kulturowej luki informacyjnej dotyczącej płci, dzięki czemu dorastający chłopcy nie będą już postrzegać sfery publicznej jako ich prawowitej domeny.

Dane z całego świata dowodzą jednak, że rozwiązania kwotowe w polityce nie skutkują pojawieniem się mnogich zastępów niekompetentnych bab. […]  jeśli już, to „zwię­ksza­ją one kompetencje klasy politycznej jako całości”.

Dziewczyny wcale nie są nieracjonalnie uprzejme. Po prostu wiedzą — świadomie lub nie — że nie istnieje dla nich coś takiego jak „uprzejme” przerywanie komuś. Toteż doradzanie, żebyśmy zachowywały się bardziej jak mężczyźni — jakby męskie zachowanie stanowiło neutralną płciowo ogólnoludzką normę – nie pomaga, a wręcz może zaszkodzić. Lepsze byłoby otoczenie polityczne i środowisko pracy, w których bierze się pod uwagę zarówno to, że mężczyźni przerywają częściej niż kobiety, jak i to, że kobietom obrywa się bardziej, jeśli zachowują się podobnie jak oni.

[…] wracając do „zagadki kobiecości” Freuda, jej rozwiązanie od początku narzuca się samo. Co trzeba zrobić? Zapytać kobiety.

Znalezienie rozwiązania, które umykało matematykom od ponad 100 lat, zabrało Dainie Taimiņie około dwóch godzin. Był rok 1997, a łotewska matematyczka uczestniczyła w warsztatach geometrii na Uniwersytecie Cornella. Prowadzący, profesor David Henderson, prezentował model płaszczyzny hiperbolicznej skonstruowany z cienkich papierowych kółek sklejonych taśmą. […]  Matematycy przez ponad 100 lat poszukiwali sposobu na jej fizyczne zobrazowanie, ale nikomu się to nie udawało – dopóki Daina Taimiņa nie wzięła udziału w warsztatach na Uniwersytecie Cornella. Bo oprócz tego, że wykładała matematykę, lubiła szydełkować.
     
[…]  Gdy zobaczyła tę sfatygowaną papierową namiastkę modelu, której Henderson używał do objaśniania przestrzeni hiperbolicznej, pomyślała: mogę to wyszydełkować. Tak właśnie zrobiła. Letnie wakacje spędziła przy basenie, na „szydełkowaniu zestawu hiperbolicznych form do użytku w klasie”. „Ludzie podchodzili i pytali: »Co pani robi?«, a ja na to: »Nic takiego, płaszczyznę hiperboliczną na szydełku«”. Do dziś stworzyła setki modeli. W trakcie szydełkowania, wyjaśnia, „czujesz pod palcami, jak przestrzeń rozszerza się wykładniczo. Pierwsze rządki robi się migiem, ale kolejne mogą zabrać dosłownie godziny — potrzeba tak wiele oczek. Możesz poczuć empirycznie, co naprawdę znaczy »hiper­boliczny«.


fot. Autor(ka) nie do ustalenia, [dostęp 19.09.2020], źródło.

Pod terminem „infrastruktura” rozumiemy zazwyczaj materialne systemy umożliwiające funkcjonowanie nowoczesnego społeczeństwa, a więc drogi, linie kolejowe, rury kanalizacyjne, dostawy energii. Rzadziej myślimy tak o usługach publicznych, które w podobny sposób wspierają funkcjonowanie społeczeństwa — jak opieka nad dziećmi i osobami starszymi.
     […] „w dalszej przyszłości zwraca się gospodarce i społeczeństwu w postaci lepiej wykształconej, zdrowszej i bardziej zadbanej populacji” — podobnie jak infrastruktura fizyczna.

Caroline Criado Perez, Niewidzialne kobiety. Jak dane
tworzą świat skrojony pod mężczyzn
, przeł. Anna Sak,
Wydawnictwo Karakter, Kraków 2020.
(wyróżnienie własne)

[…]  [lekarze] przekonywali, że problemy tkwią w jej głowie i że powinna unikać stresu i zmartwień. […]  Prawda jest jednak taka, że nie są to odosobnione jednostki, czarne owce zasługujące na wy­eli­mi­no­wa­nie ich z zawodu. Stworzył ich system medyczny, który na wskroś i systematycznie dyskryminuje kobiety oraz sprawia, że są wiecznie źle rozumiane, źle diagnozowane i źle leczone.

Zamiast wierzyć kobietom, gdy skarżą się na ból, przyklejamy im łatkę obłąkanych. Czy to nasza wina? Przecież suki są szalone, jak mawiał Platon. Kobiety to histeryczki (hystera oznaczała w grece starożytnej macicę), wariatki […], irracjonalne i nadmiernie emocjonalne stworzenia.

Musimy wyszkolić lekarzy, żeby słuchali kobiet i rozumieli, że jeśli nie potrafią zdiagnozować pacjentki, to nie dlatego, że ona kłamie albo histeryzuje — problem może tkwić w tym, że ich własna wiedza na ten temat jest niekompletna.

Drugą co do częstości niepożądaną reakcją na lek u kobiet jest po prostu brak działania, inaczej niż wśród mężczyzn. Mając na względzie tę niebagatelną różnicę międzypłciową, możemy zapytać, ile leków, które mogłyby się okazać skuteczne dla kobiet, wykluczamy na pierwszym etapie badań klinicznych — bo nie działają na mężczyzn?

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz