czwartek, września 24, 2020

3963. Pourlopownik (III)

Przedskoczek pierwszy. Gdy w styczniu odstawiałam na półkę Pana Ibrahima, wymieniłam go na Ćwiczenia stylistyczne, by po raz nie wiadomo który delektować się tą małą książeczką przy porannej kawie.

Upłynęło dużo czasu od momentu, gdy czytałam ją kilka miesięcy po pre­mierze i ten czas krzywdy tej książce nie zrobił wcale, tylko papier pożółkł. Wciąż jest prze­uro­cza i doskonała. Tylko ja nie byłabym dziś tak odważna, jak wtedy byłam, by trzem, dwadzieścia–trzydzieści lat starszym ode mnie, mężczyznom ją podarować w ra­mach podziękowania za współ­pracę przy technicznych, poważnych kwestiach na­u­ko­wych. Dziś chętnie bym ich zapytała, czy w ogóle do niej zajrzeli — ściśniętym, pokratkowanym ludziom takie (?!?) książki, pani raczy żartować — ciekawe.

Przedskoczek drugi. Na urlopie audycji o pięknej książce słuchałam. Niestety, premiera dopiero w ostatnim dniu września — trzeba czekać! Szukać zaczęłam informacji, czy wyjdzie w ibuku. Wydawnictwo… nieznane mi. Klik, klik, istnienie kilku ibuków tego wydawnictwa odnotowałam — jest szansa, pomyślałam.

Na temat jednego z nich gdzieś na sieci przeczytałam, że [i]mpulsem do powstania 30 znikających trampolin była książka Raymonda Queneau Ćwiczenia stylistyczne. Jasny gwint! Natychmiast zaznaczyłam do upolowania.

Mistrzowski skok. Rozochocona wczoraj dzieciowymi książkami sprawiłam, że mój wewnętrzny ibukosknera dzisiaj przymknął oczy na absolutnie-nie­­­akce­pto­wal­nie-wy­so­ką cenę ibuka, a ja w tym czasie klik, klik, kod, klik i miałam książkę przed oczami. Rewelacja!

Jeśli tylko dzieci, które kochacie, nie postarzały się już zbytnio, nie czekajcie z po­zy­ska­niem tej książki, bo dzieci nie poczekają, rosną i dorastają. No, ale wtedy mo­że­cie pod pozorem prezentu kupić Ćwiczenia stylistyczne (doskonałe!, daję słowo), jeśli jesteście wystarczająco odważni.

Ależ ścisk na tej platformie autobusu! I skąd się tu wziął ten chłopak o aż tak głupim i śmiesznym wyglądzie? ale cóż on właściwie robi? Nie chce chy­ba, nieprawdaż, wdać się w sprzeczkę z tym tu jegomościem, który go — jak utrzymuje, i to kto? ten laluś — potrąca!

*

BUS PELEN STOP MLODY DLUGA SZYJA KAPELUSZ WKOLO OPLOT BESZTA ANONIM PASAZER BEZ WAZNY POWOD STOP SPRAWA PALCE NOGA URAZA NACISK OBCAS TWIERDZI CELOWO STOP URYWA SPOR DLA WOLNE MIEJSCE STOP CZTERN ZERO-ZERO PLAC ROME MLODY SLYSZY KOLEGA RADA MODA STOP WYZEJ GUZIK STOP PODPIS ARCTURUS.

*

W autobusie S rozważmy zbiór S´ pasa­że­rów siedzących i zbiór S˝ pa­sa­że­rów stojących. Na każdym przystanku mamy zbiór O osób ocze­ku­ją­cych. Weźmy zbiór W pasażerów, którzy wsiedli; stanowi on podzbiór zbioru O, złożony z sumy zbioru W´ pasażerów, którzy zostali na platformie, i zbioru W˝ tych, którym udało się usiąść. Wykaż, że zbiór W˝ jest zbiorem pustym.

*

Nie mam nawyku pisania. Nie znam się na tym. Miałbym wielką chęć napisać jak trzeba tragedię albo jakiś sonet czy inną odę ale tam są reguły. To mnie znowuż krępuje. To nie dla amatorów. Zresztą tu wszystko jest już bardzo źle napisane. Kompletnie. W każdym razie widziałem dziś […].

Raymond Queneau, Ćwiczenia stylistyczne,
przeł. Jan Gondowicz, Świat Literacki, 2005.

Tak, tak, dziwić się światu jest bardzo zdrowo i przyjemnie.

Było słonecznie i dziwnie cicho. Dzień toczył się normalnym, nieśpiesznym rytmem i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek mogłoby zakłócić spokój tego sobotniego popołudnia.

To znaczy… świeciło słońce. I ten, były wakacje. I te, no, bliźniaki wracały do domu. Z basenu. Z mamą. Bo byli głodni, tata zrobił obiad, a oni chcieli już wracać, bo mieli trampolinę. I woleli skakać niż ten, niż siedzieć tam w parku czy coś. No.

Kończył się trzeci seman wakacji. Bliźniaki — Zo i Uk — wracały z planety Umbra do domu na Agor po pełnej atrakcji, rozciągniętej w czaso­prze­strzeni minucie. Towarzyszyła im przydzielona na tę wyprawę Ma Robot w kształcie człowieka. Ich prawdziwa Ma musiała akurat wylecieć poza galaktykę […].


[…]
(Tu czytającemu na głos brakuje już powietrza, bo chciał go zaczerpnąć po kropce, a jej wciąż nie ma i nie ma. Natomiast czytający po cichu również jej szuka, co sprawia, że jego wzrok odrywa się od ostatniego słowa, biega bez ładu i składu po tekście, aż w końcu zatrzymuje się na dużo dalszym fragmencie)
[…]
(Tu czytający na głos i czytający po cichu popadają w zadumę, bo z powodu poszukiwań kropki zgubili wątek i teraz niewiele z tego wszystkiego rozumieją, a zwłaszcza – po co unikać kropek
. […])

     — To na pewno nasz sąsiad z prawej! — zawołał zrozpaczony. — Ten chudy król Karol najbardziej nam jej zazdrościł! Kupił królowej Karolinie korale, ale co komu po koralach, jeśli można mieć trampolinę!

Podobno strach ma wielkie oczy. Dlatego zawsze widzi więcej niż trzeba. A w dodatku na opak […].

Dorota Kassjanowicz, 30 znikających trampolin,
ilustr. Paulina Daniluk, Wydawnictwo Albus, Poznań 2016.
(wyróżnienie własne)

Było słoneczne popołudnie. Sobota. O tej samej porze w zeszłym roku lało i było zimno. Zimno było też cztery lata temu, a cieplej zrobiło się na chwilę dopiero pod koniec sierpnia. Bo z pogodą to nigdy nic nie wiadomo, zwłaszcza latem.
     Zaczynała się druga połowa wakacji. Bliźniaki — Zosia i Łukasz — wracały z mamą do domu. Bliźniaków było w okolicy jak na lekarstwo. Dwojaczki dość rzadko przychodzą na świat. Podobno najpierw musi się urodzić osiemdziesięcioro pięcioro dzieci pojedynczych, a dopiero wtedy rodzą się komuś bliźniaki. Oczywiście to tylko takie wyliczenia na potrzeby nauki, bo tak naprawdę czasami w jednym mieście jednego dnia mogą pojawić się i trzy pary bliźniąt. A potem bardzo długo nie dzieje się nic w tym rodzaju. Podążając matematycznym tropem, warto zauważyć, że trojaczki muszą czekać na swoją kolej aż po siedmiu tysiącach dwustu dwudziestu noworodkach. Nie mówiąc już o czworaczkach. Te to dopiero się naczekają. Chyba więc lepiej rodzić się pojedynczo. Zresztą, co kto woli
.


(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz