wtorek, kwietnia 22, 2025

5766. Z oazy (CCCXXX)

Co­tygodniowe odliczanie literek, dwa. Poślizgnięte na świętach. Ponad rok cze­ka­łam na przyzwoitą cenę tej części (drugiej) autobiografii. Doczekałam się, a pod­wój­ne klik, klik zmiotło z cyfrowego stolika wszystkie zaczęte książki, bym wgry­zła się w tę — pisaną z perspektywy czasu, opowieść o życiu.

To obraz życia w otulinie ame­rykańskich lat czterdziestych zeszłego wieku, do­świad­cza­nia co dnia kon­sek­wen­cji posiadania czarnego kobiecego ciała.

Zaznaczyłam do upolowania trzecią część, ale mam nadzieję, że jej upolowanie zaj­mie jakiś dłuższy czas.

Królowało poczucie tryumfu i braterstwa. Każdy był bohaterem. Czyż wszy­scy nie połączyliśmy sił, by skopać tyłek szkopowi i grubemu maka­ro­nia­rzo­wi, a mikremu, wcinającemu ryż Japońcowi pokazać, gdzie jego miejsce?
     […]  Z ambon podzwaniało: „A nie mówiłem?” w wykonaniu pastorów, którzy wiedzieli, że Bóg jest po stronie dobra i że nie opuściłby sprawie­dli­wych […].
     Pomyślałam, że gdyby wojna nie zakładała zabijania, chętnie oglą­da­ła­bym ją każdego roku. Trochę jak jakieś święto.
     […]
     Nie było potrzeby rozmawiania o uprzedzeniach rasowych. Czyż wspól­nie, czarni i biali, nie wyrwaliśmy ocalałych Żydów z piekła obozów kon­cen­tra­cyj­nych? Uprzedzenia rasowe umarły. Były zaledwie błędem po­peł­nio­nym przez młody kraj. Czymś, co wybacza się jak nie­sto­sow­ne za­cho­wa­nie pijanego przyjaciela.

🖇

Chłopcy zdają się myśleć, że dziewczyny są w posiadaniu klucza do wszel­kie­go szczęścia, ponieważ rodzaj żeński ma rzekomo prawo wyrażać zgodę i/lub niezgodę. […]  Ciekawe, że ani w tych minionych latach tęsknoty, ani nawet współcześnie, w epoce zrozumienia, nie zdawali sobie sprawy, że o ile kobieta miała prawo decydować, o tyle cierpiała z powodu nie­moż­no­ści przejęcia inicjatywy.

🖇

Nie była na mnie zła; gra­ła kartami, które rozdało jej życie, jak zawsze. Co więcej, grała po mistrzowsku.

🖇

Podobnie jak inne czarne dzieci z małych południowych miasteczek, ak­cep­to­wałam całkowity rozdział ras, uznając go za źródło psychicznego kom­for­tu. Biali istnieli, nikt temu nie przeczył, lecz w moim codziennym życiu byli nieobecni.

🖇

     – Masz tę całą edukację. Jak to możliwe, że nie możesz znaleźć cholernej roboty, do której pójdziesz, wyglądając jak osoba na poziomie?
     […]
     – Kurdemol. […]  Wiesz, jak się gotuje ryż, prawda?
     – Tak. – Umiałam gotować go aż do momentu, gdy każde ziarnko stało o własnych siłach.

🖇

Próbowałam zeskrobać z ich twarzy jakiekolwiek informacje, które udało im się zgromadzić. Jednak te twarze były wyćwiczone w nieokazywaniu niczego. […]  Ale ja też przeszłam przeszkolenie – jego motto brzmiało: „Nigdy nie pozwól, by biali ludzie dowiedzieli się, co naprawdę myślisz. Jeśli ci smutno, śmiej się. Jeśli w środku krwawisz, tańcz”.

🖇

Powinnam była być mądrzejsza i nie okłamywać rządu. Ludzie zawsze mówili, że jeśli ukradniesz Wujkowi Samowi znaczek wart trzy centy, on wyda tysiąc dolarów, by cię przyskrzynić. Był bardziej mściwy niż Bóg.

🖇

     – Weź to na spokojnie, Śliski, bo przed tobą długi ślizg.
     Z liczącą sobie wiele wieków tolerancją udzielali rad lub je przyjmowali.
     – Weź to na spokojnie – ale weź!

🖇

Jest taki moment w furii, gdy
człowiek wpada w rozpacz. W bezruch.

🖇

Maślana, miodowobrązowa, w odcieniu cytryny lub oliwki. Czekoladowa i śliwkowoniebieska, przypominająca brzoskwinie ze śmietaną. Kremowa. W barwie gałki muszkatołowej. Cynamonu. Zastanawiałam się, dlaczego mój lud opisuje kolory naszej skóry, odwołując się do przeróżnych smacz­nych kąsków.

🖇

Błyskotliwi młodzi mężczyźni, nadzieja naszej społeczności, rzucali się na zapieczętowane drzwi wzniesione przez ogół społeczeństwa i nie tylko nie zdołali ich otworzyć, lecz nawet nie wstrząsnęli ryglami.
     Potencjalny wygadany prawnik, bystrooki naukowiec i chirurg o opa­no­wa­nej dłoni zmienili więc zdanie w sprawie wyważania zamka i zwrócili się ku narkotykom, by móc przefrunąć przez dziurkę od klucza.

🖇

Ponieważ mnie nie okłamał, nie wolno mi było się gniewać. Ponieważ cierp­li­wie i z czułością nauczył mnie kochać, nie mogłam wykorzystać nie­na­wi­ści, by ulżyć sobie w bólu. Musiałam go znosić.
     Z perspektywy czasu jestem przekonana, że mnie kochał. […]
     Utrata młodziutkiej pierwszej miłości jest tak bolesna, że graniczy to z nie­dorzecznością.
     […]  Emocjonalne poturbowanie nie było dla mnie niczym nowym, nowe okazały się tylko intensywność i przyczyna tych doznań.

🖇

W swoim wczesnym stadium użalanie się nad sobą otula miękko ni­czym piernat. Dopiero gdy zaczyna twardnieć, robi się niewygodne.

🖇

Lwy mogą ryczeć, a kojoty wyć, lecz wibrowanie dwóch istot ludzkich walczących o fizyczną przewagę zapoznało mnie z przyprawiającym o mdłości i całkiem nowym rodzajem przerażenia.

🖇

Siłą nawyku wciąż nosiłam głowę wysoko, lecz moja ostatnia nadzieja prze­padła. Każda droga wyjścia z labiryntu okazywała się w końcu ślepym zaułkiem. […]  Kończyły mi się zasoby odwagi. Niestety hart ducha nie był jak kolor mojej skóry, raz dany i na zawsze mój. Każdego ranka trzeba go było wskrzesić i poddać bolesnemu treningowi. […]  Pierwszy raz usiadłam bezbronna, czekając na kolejny cios ze strony życia.

🖇

Spojrzał prosto na mnie, zmuszając mnie, bym stawiła czoła swoim lękom.
     – Słuchaj, Ma, jeśli podoba ci się bycie nieszczęśliwą, to baw się dobrze, ale nie proś mnie, żebym cię żałował. Po prostu zanurz się cała w swojej nie­do­li i się w niej taplaj. Nie śpiesz się, posmakuj wszystkich jej subtelności, ale nie przychodź do mnie, oczekując współczucia.

🖇

W ciągu kilku napiętych lat zdołałam zostać snobką na każdej płaszczyźnie: rasowej, kulturowej i intelektualnej. Byłam burdelmamą i uważałam się za moralnie lepszą od dziwek. Byłam kelnerką i wierzyłam, że jestem mą­drzej­sza od obsługiwanych przez siebie klientów. Byłam samotną matką bez ślu­bu i żyłam w przekonaniu, że mam więcej swobody niż spotykane przeze mnie mężatki.

🖇

– Umiem używać mózgownicy. Mówiłem ci: „Każda wiedza jest walutą możliwą do spożytkowania, w zależności od rynku”. […]
     – Bailey, nie zostaniesz chyba alfonsem, co?
     – Pozwól, że coś ci wyjaśnię. Alfonsi to mężczyźni, którzy nienawidzą ko­biet albo się ich boją. Ja szanuję kobiety i jak mógłbym się ich bać, skoro naj­straszniejsza, o jakiej kiedykolwiek słyszałem, jest moją matką? – Spoj­rzał na mnie ostro.

🖇

Nie miałam pojęcia, co zrobię ze swoim życiem, ale złożyłam obietnicę i odnalazłam niewinność. Przysięgłam sobie, że nigdy więcej jej nie stracę.

Maya Angelou, Zgromadźcie się w imię moje,
przeł. Elżbieta Janota,
Grupa Wydawnicza Relacja,  Warszawa 2022.
(wyróżnienie własne)

Muzyka nurkowała i kołysała się, ciągnąc i pchając. Po­zwo­li­łam ciału wesprzeć się o dźwięk […]. Kształty i for­my rozmywały się, aż po­czu­łam, że jestem we­wnątrz szkicu węglem lub akwareli w odcieniach sepii.

🖇

Wszystko, co warto robić,
warto robić dobrze.

🖇

     – To mężczyzna. Ma pracę, zdrowie i siłę. Niektórzy muszą iść przez życie bez tego. – I na tym stanęło.

🖇

Popierała trzymanie się każdego pomysłu, dopóki nie zostanie ponad wszelką wątpliwość dowiedzione, że był dobry albo zły.

🖇

Pomyślałam o babci Henderson, która z po­mo­cą mo­dli­twy kurczyła każdą zgryzotę do przy­stęp­niej­szych roz­mia­rów. Zaczęłam się modlić.

🖇

     – Potrzebuję pomocy […].

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz