poniedziałek, kwietnia 07, 2025

5747. Z oazy (CCCXXIII)

Dwu­tygodniowe odliczanie literek, dwa. Pa­mię­tam zniesmaczenie noblistką. Pa­mię­tam, jak powiedziałam sobie nigdy więcej, ale tytuł obiecał, okładka obiecała i pod­czyt­nik też, więc klik, klik, dwie kawy i było po książce. Tytuł, okładka i podczytnik dotrzymali słowa. Ta opowieść wynagrodziła mi zmarnowany w paź­dzier­ni­ku czas. Wynagrodziła z nawiązką. Nie ma mowy o zniesmaczeniu, jest tylko zachwyt tym, co można znaleźć między wierszami tej historii.

Świat nie był jej dany w sposób oczywisty. Był tylko możliwością, darowaną przypadkiem, gdy w kompletnej ciemności spotkały się liczne zmienne – cienką bańką mydlaną, która na chwilę ryzykownie zwiększyła swą objętość.

🖇

     παθεῖν
     μαθεῖν
     – To czasowniki o znaczeniu „cierpieć” oraz „uczyć się”. Czyż nie są do siebie podobne? W omawianym fragmencie Sokrates wskazuje na istnie­ją­cą analogię i w pewnym sensie bawi się językiem.
     […]
     – Nie można jednak tego uznać wyłącznie za grę słów. Dla Sokratesa nauka dosłownie oznaczała mękę. Tak przynajmniej postrzegał to młody Platon, który był jego uczniem.

🖇

     Χαλεπὰ τὰ καλά.
     Khalepá ta kalá.

     Piękno jest piękne.
     Piękno jest trudne.
     Piękno jest szlachetne
.

     Żaden z powyższych przekładów nie jest błędny, ponieważ dla sta­ro­żyt­nych Greków piękno, trud i szlachetność nie były jeszcze osobnymi po­ję­ciami.

🖇

     – Nie mogła się pani raczej tego domyślić, ale czasami wy­obra­ża­łem sobie, że prowadzimy długą rozmowę.

🖇

Przyjechałem do Niemiec jako nastolatek, za późno, by perfekcyjnie przy­swoić niemiecki. Chociaż dawałem z siebie wszystko, jedynymi przed­mio­ta­mi, w których mogłem prześcignąć kolegów z klasy, były matematyka i sta­ro­żytna greka. Nikogo nie dziwiło, że Azjata radzi sobie z matematyką, lecz co innego greka. Nawet koledzy, którzy całkiem nieźle opanowali łacinę, ka­pi­tulowali w zetknięciu z grecką gramatyką. Ten skomplikowany system – w połączeniu z faktem, że uczę się martwego od kilku tysięcy lat języka – wydawał mi się cichym, spokojnym pokojem, w którym mogłem się bez­piecz­nie schronić.

🖇

     – Gdy na początku zamieszkaliśmy we Frankfurcie, matka zawsze się czymś denerwowała… Miała obsesję na punkcie tego, że jesteśmy ob­co­kra­jowcami, a dodatkowo rzucamy się w oczy jako Azjaci, więc nie możemy sobie pozwolić na potknięcia. […]  Zawsze narzekała.
     „Jak to jest, że w tym kraju musisz się uśmiechać, jeśli spotkasz się wzro­kiem z osobą, której wcale nie znasz? Nie mam ochoty dłużej się uśmiechać. Chcę żyć po swojemu. […]”.
     – Gdy byłem nastolatkiem, mnie również największy kłopot sprawiał uśmiech. Przeszkadzało mi, że muszę zachowywać się w radosny, pewny siebie sposób i zawsze być gotowy na to, że trzeba z uśmiechem wymieniać grzeczności. Czasami wydawało mi się to ciężką pracą. Bywało, że miałem wrażenie, że nie zniosę już ani chwili tych formalnych uśmiechów. W takie dni, godząc się z wizerunkiem azjatyckiego zabijaki biegłego w sztukach wal­ki, naciągałem czapkę nisko na oczy i z rękoma w kieszeniach prze­cha­dza­łem się z najbardziej obcesową miną, jaką byłem w stanie przybrać.
     […]
     – Kiedy w końcu dotarłem na lotnisko w Inczonie, wysiadłem z samolotu z uśmiechem, który przyswajałem tak długo, że stał się niewątpliwie mój… Za każdym razem, kiedy za bardzo wchodziłem w czyjąś przestrzeń, chcia­łem prze­pro­sić po niemiecku. Kiedy mój wzrok stykał się z czyimś wzro­kiem, chciałem się uśmiechnąć. Zaraz po opuszczeniu hali przylotów, kiedy przepychałem się pomiędzy innymi Koreańczykami, którzy wyszli na lot­ni­sko po swoich krewnych i przyjaciół… Coś sobie wtedy uświadomiłem. Że nie rzucam się już dłużej w oczy. Że powróciłem bez szwanku na łono oj­czy­zny, w której nie trzeba wymieniać grzeczności z nieznanymi ludźmi ani się do nich uśmiechać.

🖇

Zalążek czasu, który wiecznie się błąkał, nim zaczął się posuwać naprzód.
     Otóż właśnie – czas.

🖇

Roześmiane oczy.
     Wzruszanie ramionami w miejsce odpowiedzi, którą uważałeś za nazbyt oczywistą.
     Gdy przytuliłeś mnie po raz pierwszy, gdy poczułem zawarte w tym ge­ście żarliwe, niemożliwe do ukrycia pożądanie, poczułem przerażająco wy­raź­nie, jak smutne jest ludzkie ciało.
     […]  Ciało człowieka, które pojawiło się na świecie, by kogoś przytulać, by pragnąć kogoś przytulać.
     Żałuję, że nigdy nie odwzajemniłem twojego uścisku, nim skończył się tamten okres.
     Nie doznałbym przecież żadnej krzywdy.
     Nie rozpadłbym się od tego ani bym nie umarł.

🖇

Dlaczego wtedy poczułem nagle w sercu strach? Dlaczego nawet dzi­siaj tak wyraźnie przypomina mi się tamto rozciągnięte w czasie po­że­gna­nie, tamto milczenie, które zdawało się wypełnione nie­zli­czo­ną ilością słów?

🖇

Pamiętam pytanie, które mi zadałeś, kiedy kończyła się tamta noc. Jak zwy­kle bez lęku podjąłeś ryzyko, że możesz mnie w ten sposób zranić. Chcia­łeś wiedzieć, w jakim stopniu świadomość, że kiedyś przyjdzie mi utracić wzrok, wpływa na moje codzienne myśli i emocje.
     Spojrzałem na ciebie bez słowa.

🖇

Odkąd zamilkła, czuje, że wdechy i wydechy również przy­po­mi­na­ją mowę. Niczym głos odważnie dotykają ciszy.

🖇

Dobrze wiesz, że nawet jeśli zupełnie stracę wzrok, nie zrobię się od tego mądry. Że nie otworzą mi się wcale oczy duszy. Że się zagubię w natłoku chaotycznych wspomnień, delikatnych uczuć. Że w swej wrodzonej głupocie czekam. Nie wiedząc na co, wytrwale.
     […]  Czy mi uwierzysz? Na samą myśl o tym drży mi serce.

🖇

Moje ciało nadal pamięta twoje ciało.

🖇

     – Jeśli śnieg jest milczeniem, które spada z nieba, deszcz jest być może nieskończenie długim zdaniem.
     Słowa spadają na płytki chodnika, na dachy betonowych budynków, na ciemne kałuże. Odbijają się od ziemi.
     – Litery języka ojczystego tkwiące w ciemnych kropelkach deszczu.
     Zaokrąglone albo proste kreski, zatrzymujące się na krótko punkty.
     Przygarbione przecinki i znaki zapytania.

🖇

Czuję strach przed słowami, których nie będę mógł zawrócić, jeśli je wypuszczę, słowami, które wiedzą więcej niż ja sam.

🖇

Kawałki wspomnień poruszają się, tworzą wzory. Bez żadnego kontekstu. Bez całościowej perspektywy i znaczenia. Liczne fragmenty rozpraszają się, a potem śmiało łączą.

🖇

     – Ten świat jest ulotny i piękny – mówi nauczyciel greki. – Jednak Platon nie pragnął takiego świata. Pragnął świata, który byłby wieczny i piękny.

🖇

Drżące powietrze, które unosi się z ziemi wczesną wiosną i powoduje zawroty głowy.
     Te ciche, delikatne ślady obecności.
     Odpryski Boga, w którego nigdy nie wierzyłem.
     Idee, które nigdy nie zaistniały i nigdy nie przestały istnieć.

🖇

     […]  głośno się zaśmiałem i wziąłem od ciebie notatnik. Zapisałem ar­gu­men­tację za nieistnieniem Boga, o której gdzieś kiedyś czytałem, i z po­wro­tem wręczyłem ci zeszyt.

     „Na świecie istnieje zło i cierpienie, ich ofiarami stają się niewinni ludzie.
     Jeśli Bóg jest dobry, ale nie potrafi tego naprawić, oznacza to, że jest nie­udolny.
     Jeśli Bóg nie jest dobry, a jedynie wszechmocny i nie chce tego naprawić, oznacza to, że jest zły.
     Jeśli Bóg nie jest ani dobry, ani wszechmocny, nie można go nazwać Bogiem.
     Dlatego dobry i wszechmocny Bóg to niemożliwy do przyjęcia błąd lo­giczny”.

     Kiedy naprawdę się złościsz, twoje oczy robią się takie duże. Unosisz gę­ste brwi, drżą ci rzęsy i usta, pierś gwałtownie unosi się i opada, gdy ze wzburzeniem oddychasz. Odebrałaś mi wtedy notatnik i napisałaś szybko i niestarannie:

     „W takim razie mój Bóg jest dobry i smutny.
     Jeśli fascynują cię takie głupie debaty, być może sam staniesz się kiedyś niemożliwym do przyjęcia błędem”.

🖇

     […]  W głuchej ciszy krok po kroku posuwasz się naprzód, dźwi­ga­jąc na barkach Boga, który jest dobry i dlatego smutny?

🖇

Ściągam ciężkie okulary i patrzę na rozmazany świat: jego granice są całkowicie zaburzone. Ludzie sądzą, że wraz z utratą wzroku zaostrza się słuch, ale to nieprawda. Najbardziej wyraźny staje się czas.

Han Kang, Lekcje greki, przeł. Justyna Najbar-Miller,
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2025.
(wyróżnienie własne)

     – Czy wezwać dla pani taksówkę?
     […]  Na swojej lewej dłoni kładzie wyciągniętą dłoń męż­czyzny, a następnie pisze niepewnie po jej we­wnętrz­nej stronie prawym palcem wskazującym.
     „Nie”.
     W miejscu, w którym styka się ich skóra, pojawiają się i po chwili znikają drżące delikatnie kreski i kropki. Niczego nie słychać i nie widać. Nie ma ust ani oczu. Drże­nie i ciepło natychmiast przepadają. Wszystko ginie bez śladu.
     „Pojadę
     pierwszym autobusem”.

🖇

     – Czy nie wydaje się to pani czasem dziwne?
     – Że nasze ciała mają powieki i usta.
     – Że czasami zamykamy je od zewnątrz, a cza­sa­mi solidnie ryglujemy od środka.

🖇

     – Za jakiś czas…
     Głos mężczyzny przycicha.
     – Jedynie w snach będę mógł coś zobaczyć.

🖇

μὴ ποιήσῃς τοῦτο ἄλλως.
Nie rób tego inaczej.

(tamże)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz