poniedziałek, maja 09, 2011

(240+7). Mały powrót… do przeszłości

 wpis przeniesiony 1.03.2019. 
 (oryginał bez twardych spacji) 

W sobotę rano Henia zastrzeliła nas na dzień dobry miną, która nie była szczenięcym, namolnym żebraniem o spacer. To była cwana mina dużej dziewczynki, która mówiła: „co będziecie tak siedzieć i czytać, chodźmy porobić zdjęcia”. Nie poszliśmy na zdjęcia. Poszliśmy na kawę i prosto do lasu, gdzie podjęliśmy decyzję, że po powrocie zamykamy Sukulca w klatce i ruszamy na wystawę, którą mieliśmy oglądać z Zkemi jakiś czas temu.

Wybyliśmy więc z domu. Dla Sadownika nie było to nic nowego, ponieważ był na otwierającym wystawę wernisażu. Dla mnie wszystko było nowe, może poza oczekiwanymi dwoma zdjęciami, o których wspominał mi wcześniej Sadownik --- portrety zakonnika i siostry zakonnej. Owe dwa zdjęcia wzbogaciły zasób mojego fotograficznego żargonu --- zakonnik jest zrobiony w lołkeju (low key), zaś zakonnica w hajkeju (high key). Tak, te dwa zdjęcia robią wrażenie, pomimo, że na wystawie rozdzielone są dziura w ścianie, która pasuje do tych zdjęć jak pięść do nosa:

M. Schmidt

Mogłam też nareszcie zobaczyć zdjęcie, w którym zakochał się Sadownik. Niestety nie powiesimy go w Przytulisku. Skromne 4000 zł, które musielibyśmy za nie zapłacić, przydałoby się na bardziej utylitarne potrzeby Stada. Na szczęście, możemy mieć namiastkę wygrzebaną z netu:

M. Schmidt

Mogłam też odkryć moje ukochane zdjęcie tej wystawy, o którym nic nie wiedziałam dopóki go nie zobaczyłam. Pasja docierania do sedna jest przepiękna, zwłaszcza gdy uchwycona i zamrożona w prostokącie fotografii. Nie mogę i nie chcę poradzić nic na to, że mam słabość do pasji wszelkiej maści:

M. Schmidt

Jeśli ktoś nie wierzy, że matematyka jest piękna, powinien zajrzeć na tę wystawę lub przynajmniej obejrzeć zdjęcia prof. Mariana Schmidta (na tej stronie trzeba zjechać niżej, niżej, niżej, aż skończą się słowa i prawie cierpliwość). W niemal każdym jego zdjęciu, jeśli człowiek wbije się w nie mocno zębami własnego wzroku, to wypatrzy precyzję, dbałość o najmniejsze detale, odrobinę perfekcji. Część z tego to z pewnością wrażliwość fotografa, ale reszta to coś, co z czułością nazywam matematycznym skrzywieniem. W końcu z pierwszego wykształcenia Profesor jest... matematykiem.

Może pójdziemy na tę wystawę jeszcze raz, jeśli tylko Zkemi dostanie wyjściówkę ze swojego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz