wpis przeniesiony 1.03.2019.
(oryginał bez twardych spacji)
Wczoraj od rana Sadownik śmiał się z mojego fryzjerskiego kaca, który na wszelkie sposoby próbował się samousprawiedliwiać... że trzeba było to zrobić... że w moim wieku to już nie można inaczej... że trzeba o siebie dbać.
Przy śniadanku pertraktowaliśmy nad planem dnia. Zgłaszaliśmy swoje potrzeby i oczekiwania. Chciało mi się na spacer całym Stadem i marzyłam o tym, by potem, zanim pójdę do pracy, rzucić wszystko w cholerę, pobyć ze sobą, zapomnieć o przyziemnych rzeczach i pouczyć się w spokoju. I było jak zwykle, we właściwych sobie okolicznościach, wszystko popłynęło samo:
Sadownik:
To zrobimy tak. Po spacerze wywiozę cię, gdzie tylko chcesz.
Ja wrócę do domu i go ogarnę. Tylko pamiętaj, że
nie możesz wrócić dopóki do ciebie nie zadzwonię.
Jabłoń:
(przytkana z wrażenia Sadowniczą deklaracją sprzątania,
udając słabą, zależną kobietę, cichutkim głosikiem)
Ale ja tu sypiam i chciałabym móc wrócić chociaż na noc.
Sadownik:
(z pewnością w głosie i nieprzejednaniem)
Masz tak piękne włosy, że na pewno ktoś
cię do swego kartonu pod mostem przytuli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz